To był twój najlepszy mecz w karierze czy jeden z najlepszych? Norbert Huber: - Nie. Myślę, że najlepszy mecz dopiero przede mną. A ten jak oceniasz? - Było nawet, nie skończyłem chyba czterech piłek, do tego miałem pięć błędów na zagrywce. Zawsze mogło być lepiej, ale najważniejszy jest sukces drużyny. Starałem się, żeby było dobrze. Moim zadaniem było na środku grać dobrze. Wiedziałem, że obok mnie są siatkarze, którzy troszkę dołożą i finalnie będzie sukces. To wszystko, co się ledwie chwilę temu wydarzyło, do ciebie już w pełni dociera? - Dociera, że zdobyliśmy mistrzostwo Europy, bo mam świadomość, że mieliśmy ku temu argumenty. Na pewno jest to duży sukces, ale patrząc na to, jakim dysponujemy składem, to tak naprawdę tylko udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie wygrywać duże rzeczy. Wykonując swoją pracę jesteśmy w stanie spełniać swoje marzenia. Najważniejsze w tym spotkaniu było to, abyśmy wyszli bez presji. Chcieliśmy zagrać w pełni skoncentrowani od pierwszej piłki, niezależnie od tego, jak rozpoczęliby Włosi. - Mieliśmy świadomość tego, że grają u siebie, ale to było ich jedynym atutem. Tak naprawdę od początku narzuciliśmy taki styl gry, który im - jak było widać - nie pasował. Byliśmy groźni na zagrywce i graliśmy bez żadnego strachu, co przynosiło efekty. W trzecim secie trochę "zjechaliśmy" od pierwszej piłki, ale wróciliśmy i nie pozwoliliśmy im się rozwinąć. W efekcie nie mieli argumentów, żeby wrócić do meczu. Jednym słowem sięgnęliśmy po mistrzostwo w spektakularnym stylu. Wszak nawet ty przewidywałeś bardziej zaciętą partię szachów. - Z jednej strony nie oczekiwaliśmy takiego przebiegu spotkania, z drugiej byliśmy gotowi na wszystko. Na każdy wynik, oczywiście z końcowym sukcesem. Dla sportowego widowiska... (odpuście mu trochę, bo on zaraz zemdleje - włączył się Aleksander Śliwka) - Nie zemdleję, zaraz idę po colę i jakieś słodycze. A więc dla widowiska na pewno pokazaliśmy kawał dobrej siatkówki. Mam nadzieję, że się podobało, że byliśmy drużyną, którą chce się oglądać i jej kibicować. Pokazaliśmy, że jesteśmy bardzo mocnym zespołem. Za tobą bardzo poważna kontuzja. Jak wiele w tym czasie przeszedłeś? - Z perspektywy czasu jestem zadowolony z tego, gdzie dzisiaj jestem. Jestem świadom, że wykonałem dobrą pracę, czy to w klinice, czy później w klubie z Kędzierzyna-Koźla. Czuję wdzięczność wobec wszystkich, którzy mi pomogli. Nie muszę wymieniać tych osób, bo ci, którzy mnie wsparli, o tym dobrze wiedzą. Cóż, była to bardzo wartościowa lekcja w moim 25-letnim życiu. A teraz Polska górą (śmiech). Mamy wrażenie, że po tych problemach stałeś się jeszcze lepszym siatkarzem. - Wydaje mi się, że miałem taki moment, gdy moim celem było to, aby wrócić i rywalizować na równi z innymi. Ale później dzięki jednej książce, którą przeczytałem, zmieniło mi się myślenie, chciałem stać się lepszym niż byłem. Czyli nie zadowalać się tylko tym, żeby pozostać dobrym. Jaka to książka? - "Nieustępliwy". Jak ktoś chce sobie poczytać, to polecam. W meczu z Włochami kontrolowałeś swoje emocje, żeby nie powtórzyła się sytuacja z półfinału ze Słowenią? - Sędzia po prostu dobrze prowadził to spotkanie. Był odważny i nie bał się podejmować trudnych decyzji. Rozmawiał i notował Artur Gac, Rzym