Ostatnie godziny nie były łatwe dla siatkarzy reprezentacji Polski. We wczorajszy wieczór stoczyli bardzo wymagający pojedynek z drużyną Serbii, który zakończył się przed godziną 20:30. Zanim wywiązali się ze swoich obowiązków medialnych oraz pozostałych powinności, zupełnie standardowych, do hotelu dotarli około godziny 22. Mistrzostwa Europy dają się we znaki. Obowiązki po meczu zamiast odpoczynku Adrenalina była jednak ogromna, trudy spotkania dały się we znaki, więc nie sposób było od razu przyłożyć głowę do poduszki i zasnął. A już rano trzeba było wstać, by dotrzeć na lotnisko, gdzie czekał wyczarterowany samolot. Oprócz Polaków, na pokładzie znaleźli się także Włosi, którzy - gwoli sprawiedliwości - mieli jeszcze trudniej, bo bo na parkiet w hali Palaflorio wyszli dopiero o 21 i potrzebowali aż pięciu setów, by dopiero w tie-breaku przechylić szalę na swoją stronę w starciu z Holandią. Równolegle w ponad czterogodzinną drogę z Bari do Rzymu wyruszył autokar, w którym przewożone były główne bagaże zawodników oraz pozostały sprzęt. Choćby dzięki temu nie miała prawa powtórzyć się sytuacja związana z lotem ze Skopje do Bari, kiedy to samolot okazał się za ciężki o tonę, a mimo to wzbił się w powietrze, zaś zawodnicy i wszystkie osoby w sztabie najadły się sporo strachu. - Prędkość, z jaką wszystko się toczy, daje się we znaki. Można by trochę ponarzekać, że moglibyśmy dziś mieć odpuszczone te obowiązki medialne, aby zawodnicy dostali czas na odpoczynek. Jednak dotyczy to każdego zespołu, więc chcąc nie chcąc trzeba się poddać takim rzeczom. Na każdym długim turnieju bywa trudno, a ten jest wybitnie długi, mistrzostwa zostały mocno rozciągnięte - skomentował w rozmowie z Interią Mariusz Szyszko, rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Prowadzący spotkanie z reprezentantami drużyn, które naprzeciwko siebie staną już w czwartek, zwracając się do Bartosza Kurka podniósł m.in. temat wywalczonego przed czternastoma laty tytułu mistrzów Europy. Zapytał polskiego kapitana, czy ma jakiekolwiek wspomnienia z tamtym wydarzeniem i od razu dostał konkretną informacje zwrotną. Na tych mistrzostwach 35-letni Kurek wciąż poszukuje wysokiej formy, dlatego na placu gry spędza podczas tych mistrzostw niewiele czasu. Tine Urnaut ostrożnie podpiera się poprzednimi mistrzostwami. Pamięta też porażkę Trener Gheorghe Cretu przyznał, że oczywiście dużo wie o polskiej drużynie, ale na pewno nie wyciąga zbyt dalekich wniosków z niedawnego memoriału Huberta Wagnera w Krakowie. Wówczas Słoweńcy pokonali Polaków 3:0, którzy byli po bardzo ciężkim zgrupowaniu. Trener, który przed objęciem reprezentacji pracował w ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zdaje sobie sprawę, że teraz polski zespół będzie na pewno inny, w domyśle lepszy. Polakom reprezentacja Słowenii wybitnie w ostatnich latach nie leży na dużych turniejach, a żeby za bardzo nie cofać się w czasie, przypomniany został poprzedni czempionat Starego Kontynentu. Wówczas w Katowicach, na tym samym etapie turnieju, "Biało-Czerwoni" przegrali 1:3, by ostatecznie zdobyć brązowy medal, a Słoweńcy skończyli zmagania na drugim stopniu podium. - Nie, wynik tamtego meczu nie powoduje, że teraz jestem pewniejszy siebie. Stoczyliśmy wiele pojedynków, a ostatnio Polacy pokonali nas w Lidze Narodów. Zobaczymy, kto w tej siatkówce na najwyższym poziomie tym razem zagra lepiej - odparł Tine Urnaut. Nikola Grbić o swoim wielkim atucie i "przekleństwie" Trener Nikola Grbić, jak to ma w zwyczaju, znów bardzo obszernie odpowiadał. Przede wszystkim najpierw spodobała mu się odpowiedź Kurka, dotycząca tego, że w takim miejscu i czasie, gdy gra toczy się o najwyższą stawkę, nie chce wracać do tego, co wydarzyło się już tak dawno temu. I zwrócił także uwagę na to, o czym ostatnio pisaliśmy, że ten doskonały zespół, który prowadzi, wiąże się z przeciwstawnymi wyzwaniami. - Jest to zarazem ciężkie, jak i wspaniałe, że dysponuję tak długą ławką zawodników. Każdemu z chłopaków staram się zapewnić rytm grania, ale z drugiej strony wiadomą rzeczą jest, że wszyscy nie dostanę na parkiecie tyle samo czasu. W efekcie zawodnicy bardzo utytułowani pozostają na ławce i czekają, aż dostaną szansę. Od każdego zawsze oczekuję, by był gotowy wejść i dać dużo jakości, a wybierając skład kieruję się tym, przeciwko komu mamy zagrać - powiedział selekcjoner. Grbić zapewnił, że mimo trudów turnieju, drużyna będzie gotowa na ciężkie granie do ostatniego dnia rywalizacji. - Ale teraz pełną koncentrację skupiamy na Słowenii - podkreślił. Artur Gac, Rzym