Pierwszym przystankiem reprezentacji Nikoli Grbicia było Skopje, stolica Macedonii Północnej. Na Bałkanach nasze gwiazdy, którym przyszło walczyć w zmaganiach grupy C, spędzili najwięcej czasu. Przebywali tam od 28 sierpnia do 7 września, w tym czasie rozgrywając pięć spotkań - wygrywając wszystkie. Miejscem rywalizacji była hala sportowa należąca do kompleksu sportowego im. Borisa Trajkovskiego. Obiekt nie należy do najnowocześniejszych, nie przypomina aren, z którymi kibice naszego sportu mają do czynienia w największych polskich miastach, ale nawet nie to było największym problemem. Wszak hala, a nawet samo podłoże na parkiecie, nieco bardziej miękkie, sprzyjało polskim zawodnikom, podobnie jak techniczne rozwiązania, nieprzeszkadzające w grze na najwyższym poziomie. W Skopje największy problem dotyczył jednak frekwencji. Powody były co najmniej dwa: przekonaliśmy się, że w Macedonii Północnej siatkówka nie jest nadto popularnym sportem, a same mistrzostwa niespecjalnie były reklamowane, o czym świadczyło niewiele miejsc, na które natknęliśmy się w mieście. Być może najlepszym nośnikiem były autobusy, dwukrotnie udało się dostrzec pojazd, który na połowie długości miał sporych rozmiarów baner z siatkarzami i kluczową informacją z rangą i datami wydarzenia. A druga sprawa to bardzo przeciętna pod względem sportowym obsada tej grupy. Trudno było o szczególne emocje, wszak co najmniej trzech rywali Polaków - bezapelacyjnego lidera - prezentowało się słabiej o kilka klas. W efekcie spośród przyjezdnych najliczniejszą grupę fanów, ale maksymalnie kilkusetosobową, stanowili Polacy, zaś wielotysięczna publika ściągała jedynie na mecze gospodarzy. W Bari, pod względem frekwencji, wylądowaliśmy już w innym, siatkarskim świecie. W hali Palaflorio mogliśmy się przekonać, że na Półwyspie Apenińskim jest wiele ośrodków, gdzie fani mocno interesują się tym sportem. A Włosi to przecież jedna z największych siatkarskich potęg, obrońcy mistrzowskiego tytułu, prawdziwi multimedaliści. Tego samego nie dało się powiedzieć o poziomie infrastruktury w hali. Psioczyli wszyscy, dziennikarze, narzekali zawodnicy, a nawet włoski trener Belgów, Emanuele Zanini, który wręcz wstydził się, że tej rangi turniej zawitał do tak nieszczególnej areny, wymieniając kilka innych obiektów w ojczyźnie, stojących na dużo wyższym poziomie. Niemniej koniec końców i tak było nieco lepiej niż to zwiastował pierwszy, treningowy dzień w Palaflorio. Wówczas system klimatyzacji działał tak słabo, jakby w ogóle nie pracował, a temperatura na zewnątrz oscylowała wokół 30 stopni Celsjusza. W rezultacie również do wewnątrz przedarł się gorąc i panowała duchota. W trakcie spotkań czuć już było nieco większy komfort, zauważył to także Zanini, co mogło świadczyć, że przeprowadzone kilka lat temu prace remontowe przyniosły poprawę. Polscy siatkarze odkrywają karty przed starciem ze Słowenią. I wyciągają asa. Norbert Huber: Potwierdzam! Na pewno zaskakujące w kontekście rozgrywania tam mistrzostw Europy było to, że tylko dolny rząd trybun wyposażony był w plastikowe krzesełka. Na pozostałych poziomach fani siadali po prostu na betonowych podestach. W niczym to jednak nie przeszkadzało im bardzo licznie pojawiać się na spotkaniach, dwa mecze Polaków cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem, a hala pękała w szwach na spotkaniach Włochów. Teraz w końcu, już na ostatnim finałowym etapie turnieju, organizatorzy zapewnili obiekt, który od pierwszego spojrzenia na tle poprzednich może imponować. Rywalizacja przeniosła się do Rzymu, a sceną na czterech najlepszych ekip od dzisiaj jest Palazzo dello Sport w "Wiecznym Mieście". Polacy mieli okazję zapoznać się z obiektem już wczoraj. Na zajęciach było dużo śmiechu i luzu, co może zwiastować, że drużyna Nikoli Grbicia bardzo dobrze pod względem mentalnym podejdzie do starcia ze Słowenią o awans do finału i walki o złoty medal. Tutaj telebimy już nie wiszą po przeciwległych stronach hali, nisko na ścianach, tylko jeden wielki, z ekranami na wszystkie strony, mieści się pod kopułą dachu. Do tego cały obiekt wypełniony jest krzesełkami, a liczba stałych miejsc wynosi 11 200. Warto także od razu pospieszyć z fantastycznymi doniesieniami, choć pewnie nie dla tych kibiców, również z Polski, którzy jeszcze chcieliby kupić bilety, ale już odbijają się od ścian. Jak przekonują organizatorzy, to oznacza jedno - hala wyprzedała się do ostatniego miejsca i już na półfinałach, czyli starciu Polaków ze Słoweńcami oraz Włochów z Francuzami w Palazzo dello Sport, która jeszcze do 2018 roku nosiła też drugą nazwę PalaLottomatica, zasiądzie komplet publiczności. I tak samo ma być w sobotę, gdy najpierw poznamy lepszego w pojedynku o trzecie miejsce, a daniem wieczoru i całych mistrzostw będzie starcie dzisiejszych zwycięzców o złoto mistrzostw Europy. Artur Gac, Rzym