Artur Gac, Interia: Marcin, serce zaczęło nam już bardzo mocno bić. Równolegle śledziliśmy mecz reprezentacji Polski w Albanii, tam niestety klęska... Marcin Janusz, rozgrywający kadry: -...słyszałem. I baliśmy się, żeby również w Bari nie wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Jak z twojej perspektywy wyglądała ta zmiana obrazu meczu po wygranych dwóch setach? - Nam też w pewnym momencie serce zaczęło szybciej bić. Nie ma co ukrywać, że przez pierwsze dwa sety mieliśmy ten mecz zdecydowanie pod kontrolą. Trzeci zaczęliśmy dobrze, ale pojawił się w naszej grze przestój. Jesteśmy na tyle dobrą drużyną, że jeśli my nie oddamy trochę inicjatywy przeciwnikom, to z takiej przewagi, jaką mieliśmy w tej partii, nie powinni byli wrócić. A my właśnie umożliwiliśmy im zacząć grać lepiej, dzięki czemu nakręcili się i mecz z ich strony wyglądał już zupełnie inaczej. Zaczęli grać luźniej, a u nas zrobiło się trochę nerwowo. Jednak najważniejsze dla nas, że to przetrwaliśmy. Ostatecznie wygraliśmy, ale zdajemy sobie sprawę, że w kolejnych meczach takie rzeczy będą karane troszkę mocniej niż tylko jednym straconym setem. Dlatego postaramy się już więcej nie tracić koncentracji. Wyglądało to tak, że na raz posypało się kilka rzeczy. Przestaliście miksować na zagrywce, przyjęcie też stało się dużo słabsze, a rywale z kolei zaczęli ryzykować i wstrzeliwać się swoim serwisem. Do tego zmiany, które początkowo dokonały się w tej partii, też jakby nie pomogły. - Nie chodzi o same zmiany. Po prostu daliśmy im zacząć grać, a jeśli na chwilę oddasz przeciwnikowi inicjatywę, to później tak wygląda obraz meczu. Wszystkie elementy zaczynają dobrze wyglądać ze strony rywala, a tu przede wszystkim doszła zagrywka, która opuściła nas po trzecim secie. I zdecydowanie otrzymywali zbyt dużo łatwych piłek, a przez to prostych sytuacji do rozwiązania. Na pewno to przeanalizujemy, ale na dziś ważne jest zwycięstwo. Pierwszy raz w tym turnieju mieliśmy tak trudną sytuację, ale potrafiliśmy ją przetrwać, co jest bardzo cenne i pozytywne. Uratował was blok? Bo to jest ten element w waszej grze, który ciągle działa. - Oczywiście, choć ciężko wskazać jeden element. Może w końcówce czwartego seta rzeczywiście przy kilku kluczowych piłkach zapunktowaliśmy blokiem, ale myślę, że już wcześniej - czy to w Lidze Narodów, czy spotkaniach w grupie - pokazywaliśmy, że nie tylko blok jest atutem, ale mamy także argumenty w wielu elementach siatkarskich. Widziałeś trochę więcej nerwów u kolegów na boisku w tych trudnych momentach niż zwykle? - Jeśli jest taka sytuacja, jak w tym spotkaniu, to robi się trochę bardziej nerwowo. Jednak jesteśmy też na tyle doświadczoną drużyną, że takie momenty w meczach są dla nas codziennością. Doświadczyliśmy ich wiele. Najważniejsze jest, że nasz poziom gry wraz z pojawieniem się tej nerwowości nie spadł drastycznie. Oczywiście łatwiej się gra, gdy jest luźno i ma się większą przewagę, tego nikt nie ukrywa, ale cenne jest to, że wygrzebaliśmy się z trudnego położenia w czwartej partii. Może zatem tak poważne ostrzeżenie okaże się cenne przed starciem z Serbią w ćwierćfinale? - Myślę, że tak, choć to jest już takie szukanie pozytywów na siłę. Zdecydowanie bardziej chcielibyśmy wygrać spotkanie 3:0 i kontrolować cały mecz. Jeśli jednak próbować znaleźć coś dobrego, to może właśnie to, że potrafiliśmy przezwyciężyć tak trudny moment. To powinno pomóc na przyszłość, bo takich sytuacji teraz czeka nas więcej. Dla Belgów to wielki mecz, bo przed spotkaniem ich trener Emanuele Zanini zapytany, czym mogą was zaskoczyć, odparł że niczym. Pełen wiary podkreślił, że najważniejsze będzie odpowiednie nastawienie i drużynową postawą wspięcie się na wyżyny swoich możliwości. - Siatkówka tak właśnie wygląda, że nawet po dwóch bardzo dobrych partiach, trzeba jeszcze wygrać tą trzecią. Jesteśmy wyżej w rankingu od Belgów, mamy lepszy zespół z szerszym składem, ale gdy przychodzi do takiego spotkania w fazie pucharowej, gdy decyduje jeden mecz, wtedy nie ma lekko. Spójrzmy, że po drugiej stronie siatki mieliśmy takich zawodników, jak Sam Deroo, który jest bardzo doświadczony. Wtedy naprawdę nie jest łatwo. Nie można też powiedzieć, że siatkówka belgijska odstaje od innych. Jest to zespół, myślę, ze średniej półki, który ma prawo przeciwstawiać się faworytom i to zrobił w pojedynku z nami. A byłbyś w stanie powiedzieć szczerze, uderzając się w pierś, że twoje rozegranie nie było na takim poziomie, na jakim potrafisz to robić? - Jak najbardziej, ja zdecydowanie więcej od siebie oczekuję i tego nie ukrywam. Natomiast tak samo, jak bardzo nie lubię oceniać kolegów, nie lubię również siebie. Uważam, że to wszystko jest sport drużynowy, choć tak - mam nadzieję, że dużo lepiej będę rozgrywał kolejne spotkania. Przeciw Belgii długo szukałem opcji na trudne momenty. Może w dwóch pierwszych setach nie były potrzebne, bo dość szybko budowaliśmy przewagę i można było grę prowadzić spokojnie, ale od trzeciego poziom trudności wzrósł. Zastanawiam się też, na ile w momencie, gdy na placu gry w trzecim secie pojawił się poszukujący formy Bartosz Kurek, ciut lepszymi piłkami mogłeś mu pomóc się zbudować, by tak szybko nie został zmieniony przez Łukasza Kaczmarka? - No tak, tak. Pewnie można było zapewnić Bartkowi bardziej komfortowe warunki, ale po trzech piłkach nie wyciągałbym nie wiadomo jakich wniosków. Na pewno z Bartkiem, czy Łukaszem czujemy się dobrze. Po prostu może w tym spotkaniu, jeśli tak to wyglądało, zaistniał wypadek przy pracy i wrócimy do tego, co graliśmy w Lidze Narodów czy teraz w grupie w Skopje. Rozmawiał: Artur Gac, Bari