Artur Gac, Interia: Zmieniliście całkowicie lokalizację, ze Skopje przenosząc się do Bari. Twoim zdaniem to mocno korzystna przeprowadzka? Kamil Nalepka, statystyk reprezentacji Polski: - Na pewno Włochy, a zwłaszcza miasto Bari, ma swój urok. Jest tutaj słoneczna pogoda, niedaleko ładne morze. Czujemy się tu dobrze, kuchnia włoska oczywiście też bardzo nam odpowiada. Zmiana na pewno na plus, ale nie chciałbym mówić, że w Macedonii było coś źle, bo logistycznie hotel mieliśmy przy samej hali, dzięki czemu oszczędzaliśmy dużo czasu na transporcie. Tutaj akurat musimy więcej podróżować autobusem. Kawałek trzeba dojechać, do siłowni oraz obu hal, głównej i treningowej, ale nie mówimy przecież o sporych odległościach. - Zgadza się, na siłownię jechaliśmy w jedną stronę 20 minut. Najbliżej jest hala meczowa w odległości około 10 minut, a treningowa troszkę dalej. Do takich dystansów jesteśmy jak najbardziej przyzwyczajeni, nie jest to nic, co byłoby dla nas zaskakujące. Cieszymy się z warunków w hotelu i po prostu musimy się do wszystkiego dostosować. Przejdźmy do twojego poletka, które najbardziej nas interesuje. Jakie kluczowe dane i informacje, którymi możesz się podzielić, zgromadziłeś po fazie grupowej i są one cenne przed nadchodzącymi wyzwaniami? - Cieszy element bloku. 65 bloków w pięciu meczach to liczba, którą chcielibyśmy mieć zawsze i utrzymywać taki poziom, ale wiemy, że im trudniejsi przeciwnicy, tym będzie z tym dużo ciężej. Na pewno cieszymy się z naszej gry w obronie, nad czym dużo pracowaliśmy na zgrupowaniach przed mistrzostwami Europy. Widzimy, że ta praca przynosi efekty. W fazie grupowej dużo elementów było dla nas na plus, w wielu wykręciliśmy bardzo dobre liczby. Przy tym wszystkim mamy świadomość klasy rywali, z którymi graliśmy. Przed nami starcie z Belgią. Jeśli utrzymamy ten poziom gry z rozgrywek grupowych, to jestem spokojny o wynik meczu. Powiedziałeś o liczbach najbardziej imponujących. A który element, statystycznie, był najsłabszy? - Nie chciałbym mówić o najsłabszym elemencie, a ująłbym to tak, że w elemencie przyjęcia kręciliśmy liczby podobne do tych, które mieliśmy choćby w turnieju Ligi Narodów. Tylko wtedy rywale byli bardzo mocni. Tak jest, oczywiście. Jeśli jednak wygrywasz pięć meczów, a tracisz tylko jednego seta, to znaczy, że graliśmy naprawdę dobrą siatkówkę. Chcemy ją utrzymać i ciężko pracujemy na to, żebyśmy zostali we Włoszech jak najdłużej. Pojawiały się momenty dekoncentracji, nieutrzymywania pełnego skupienia, ale to wszystko z pewnością jest siecią naczyń połączonych. Będą mocniejsi rywale, więc wtedy naturalnie łatwiej utrzymywać maksymalną mobilizację. - Zdecydowanie, ale ja uważam, że zawodnicy mimo wszystko utrzymali poziom koncentracji, nie ważne z jakim graliśmy przeciwnikiem. Koniec końców straciliśmy tylko wspomnianego jednego seta, a na przykład Holandia przegrała partię z Danią i było blisko tie-breaka. Oczywiście początek meczu z Danią w naszym wykonaniu też był ciężki, ale siłą tej drużyny jest to, że potrafimy walczyć do końca. Patrzymy jednak już tylko do przodu, teraz celem jest Belgia i obowiązuje zasada "wszystkie ręce na pokład". Jesteśmy w pełni skoncentrowani na najbliższym rywalu. Wobec tego powiedz kilka zdań o Belgach, co wynika z twoich danych? - Na pewno to bardzo ofensywny zespół, posiadający w składzie młodego, bardzo dobrego atakującego (20-letni Ferre Reggers - przyp. AG), który dostaje najwięcej piłek w meczach. Głównie na nim opiera się siła ofensywna tego zespołu. Do tego Sam Deroo, przyjmujący, który grał w bardzo dobrych polskich klubach. To doświadczony zawodnik, który też potrafi napsuć dużo krwi rywalom. - Myślę, że to dwie główne postaci, ale my nie patrzymy na same indywidualności. Patrzymy na cały zespół Belgów, który jest bardzo dobry, walczył w fazie grupowej jak równy z równym z Niemcami, a także postawił się Serbii. Wobec tego nie ma mowy, że jest to przeciwnik słabszy, trzeba być w pełni skoncentrowanym. A najsłabszy punkt "Czerwonych Diabłów"? - Patrząc na to, jak w fazie grupowej prezentowali się Belgowie, myślimy że jest szansa troszkę odrzucić ich od siatki. Mieli problemy z przyjęciem. Ale żeby tak się stało, to my musimy dobrze zagrywać. Słabe punkty przeciwnika znamy, teraz wyzwaniem jest to, żeby skoncentrować się na własnej grze. Jeśli będziemy dobrze zagrywać, to na pewno będzie im trudniej w pełni pokazać siłę ofensywną. Jako fachowiec w swojej dziedzinie ciekawie zabierasz głos w dyskusji na temat rekordowej zagrywki (138 km/h) Wilfredo Leona, który w Skopje wyrównał swój rekord świata. Trener Nikola Grbić powątpiewał w ten pomiar, Aleksander Śliwka też zwrócił uwagę, że radar na ME trochę zawyża wyniki, a nawet sam Wilfredo Leon rzekł, że nie poczuł aż takiej prędkości. Z kolei ty bronisz dokonanego pomiaru, zwracając uwagę, że jeśli już, to posiadane przez was narzędzie jest mniej precyzyjne od tego CEV-owskiego. - My korzystamy na meczach z radaru ręcznego, a oficjalny wynik został zmierzony przez oficjalne aparaty. Dlatego już powiedziałem, żeby wyniku 138 km/h nie odbierać Wilfredo. W naszym kręgu, zawodniczym i kadrowym nie rozmawialiśmy za wiele na ten temat, nie słyszałem tego typu głosów. Dlatego trzymajmy się tego, co zmierzył radar CEV-u, bez doszukiwania się jakichś nieprawidłowości. Trzeba pamiętać, że osoba, która używa naszego sprzętu do mierzenia prędkości zagrywki, raz siedzi w jednym, a innymi razem w drugim miejscu. Nie mamy stałego punktu odniesienia na boisku, wobec czego musimy brać pod uwagę, że wyniki mogą zawierać jakiś procent błędu. Rozmawiał Artur Gac, Bari