Regulaminy siatkarskich turniejów bywają skomplikowane. Rozbudowane fazy grupowe, czasami nawet po trzy w czasie jednych zawodów, drobne ukłony wobec gospodarzy - to siatkarska codzienność. Ale i szansa dla tych, którzy chcą nieco pokombinować i ułatwić sobie drogę do medalu. Wielu kibiców do dziś pamiętają mistrzostwa świata z 2010 roku. Reprezentacja Brazylii postanowiła wówczas zrobić wszystko, by uniknąć rozpędzonych Kubańczyków. Postanowiła więc odpuścić spotkanie z Bułgarią. Przed meczem doszło do spotkania kapitanów obu drużyn - słynnego Giby i Władimira Nikołowa. Obie drużyny wiedziały, że wygrana skaże ich na rywalizację z Kubą. Brazylijczycy wystawili więc rezerwowy skład. A nawet mocno rezerwowy. "Wyszliśmy z Theo, atakującym, jako podstawowym rozgrywającym. Ja i Sidao, którzy graliśmy niewiele, znaleźliśmy się w pierwszym składzie" - opisywał Giba w książce wydanej w Polsce pod tytułem "Giba. W punkt. Autobiografia", w tłumaczeniu Barbary Bardadyn. Fanatyczni kibice, uśmiechnięty trener. Tak wygrywają rywalki reprezentacji Polski "Błazenada" opłaciła się Brazylii. Polskie siatkarki trafią na faworytki Ostatecznie Bułgaria wygrała 3:0 i trafiła do grupy z Kubą, z którą później przegrała i pożegnała się z marzeniami o strefie medalowej. Brazylia "w nagrodę" za porażkę znalazła się w łatwiejszej grupie, z Kubą spotkała w finale i zdobyła złoto. Ale musiała mierzyć się z gwizdami kibiców. Celowo przegrany mecz z Bułgarią rozgrywała we Włoszech i siatkarze usłyszeli z trybun, że ich postawa to "błazenada". Regulamin trwających mistrzostw Europy siatkarek jest mniej skomplikowany. Już rzut oka na potencjalną "drabinkę" fazy pucharowej wystarczył jednak, by rozpoznać łatwiejszą ścieżkę do strefy medalowej i finału. Z grupy A, w której rywalizowały Polki, teoretycznie łatwiej miały drużyny awansujące do dalszych gier z miejsca pierwszego i trzeciego. Na pierwsze Polska właściwie straciła szanse po porażce z Serbią. Z "okazji" na zajęcie trzeciej pozycji nie skorzystała. Gdyby w ostatnim meczu fazy grupowej przegrała z Ukrainą, to właśnie rywalki zajęłyby drugie miejsce i wpadły na trudniejszą ścieżkę. W tej części turniejowej "drabinki" czeka bowiem Turcja. Triumfatorki ostatniej Ligi Narodów dysponują chyba największą siłą ofensywną na świecie i na trwającym turnieju nie przegrały jeszcze meczu. Co prawda Belgijki przysporzyły im kłopotów, ale nadal w sześciu spotkaniach przegrały łącznie tylko dwa sety. To właśnie na nie trafiła Polska w ćwierćfinale po wygranej 3:0 z Niemkami. ME siatkarek. Drużyna Lavariniego pójdzie w ślady ekipy Grbicia? Jeśli "Biało-Czerwonym" uda się pokonać faworytki turnieju, droga do finału wcale nie będzie łatwiejsza. W kolejnej fazie najpewniej czekać będą bowiem Włoszki. Bronią tytułu sprzed dwóch lat, a skład mają tak mocny, że nawet Paola Egonu, bohaterka poprzedniego turnieju, nie mieści się w podstawowym składzie. Druga część drabinki była teoretycznie łatwiejsza. Po awansie z trzeciego miejsca Ukrainki trafiły na Czeszki. Jeśli je pokonają, zmierzą się z Serbią - przeciwnikiem mocnym, ale w tym momencie ocenianym niżej niż Turcja. W ewentualnym półfinale czekać będzie Holandia lub Bułgaria. Żadna z wymienionych drużyn, łącznie z Serbią, nie zdołała się nawet zakwalifikować do turnieju finałowego Ligi Narodów. W kluczowym momencie zmieniła gwiazdę polskiej kadry. Przyniosła ukojenie nerwów Reprezentacja Polski od początku nie zamierzała jednak wybierać sobie rywalek. Trener Stefano Lavarini nie odpuścił meczu z Ukrainą, nie wystawił rezerwowych. Kiedy przypomnieliśmy mu historię Giby i Brazylii z 2010 r., od razu stwierdził, że o kalkulacjach nie było mowy. Jego siatkarki staną przed poważnymi wyzwaniami, ale nie muszą być na straconej pozycji. W fazie zasadniczej Ligi Narodów potrafiły pokonać i Turczynki, i Włoszki. Oby postawa fair play i uczciwa gra w każdym meczu opłaciła im się tak, jak męskiej kadrze przed rokiem. Wówczas podopieczni Nikoli Grbicia również nie zamierzali odpuszczać grupowego meczu z Amerykanami, choć wiedzieli, że to najpewniej oznacza potyczkę z USA również w ćwierćfinale. W nim pokonali Amerykanów po raz drugi, a później zdobyli w Katowicach srebrny medal. Mecz Polska - Turcja o półfinał mistrzostw Europy zaplanowano na środę. Ma się rozpocząć o godz. 17. Z Brukseli Damian Gołąb Vital Heynen poruszony po meczu z Polską. Trudno mu było znaleźć słowa