Joanna Wołosz przed rokiem wróciła do kadry po kilkunastu miesiącach przerwy. Grę u poprzedniego trenera "Biało-Czerwonych", Jacka Nawrockiego, zakończyła na nieudanych dla reprezentacji kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich w Tokio. U jego następcy, Stefano Lavariniego, wróciła jednak w wielkim stylu. Ubiegłego lata Wołosz pomogła Polkom w awansie do ćwierćfinału mistrzostw świata. W Arenie Gliwice "Biało-Czerwone" były o włos od wyeliminowania przyszłych mistrzyń świata i awansu do strefy medalowej - przegrały z Serbią dopiero po wyrównanym tie-breaku. Ale w tym sezonie Wołosz czekała niemiła niespodzianka. Z powodu kontuzji ręki nie mogła pomóc reprezentacji w Lidze Narodów. - Zakładałam, że będę od początku, od razu po sezonie klubowym. Niestety podziało się inaczej i musiałam uzbroić się w dużą cierpliwość - opowiada siatkarka. Skarpetkowy problem polskiej siatkarki. Opowiada, co stało się przed meczem Stefano Lavarini ufa Joannie Wołosz. Siatkarki są uskrzydlone Bez niej drużyna Lavariniego spisała się znakomicie. W buty Wołosz udanie weszła Katarzyna Wenerska, a Polki zdobyły brązowy medal Ligi Narodów, pierwszy raz wspinając się na podium tych rozgrywek. Mimo to, kiedy tylko Wołosz wróciła do zdrowia, Lavarini od razu włączył ją do kadry. I na mistrzostwach Europy w Belgii konsekwentnie na nią stawia. Nawet gdy drużynie nie szło - na przykład w przegranym spotkaniu z Serbią - Wenerska wchodziła tylko na krótkie, podwójne zmiany. - Każda dziewczyna powinna czuć, że ma zaufanie od trenera. Oczywiście, że ja też je czuję - przekonuje rozgrywająca i kapitan polskiej drużyny. Były selekcjoner wziął w obronę polską siatkarkę. "To nie maszyna" Przyznaje jednak, że po Lidze Narodów, którą mogła oglądać jedynie w telewizji, widzi zmianę u swoich koleżanek. - Kiedy spotkałyśmy się całą grupą i zaczęłyśmy przygotowania, było widać, że były uskrzydlone. Super, nic tylko to kontynuować. Może już skończył się czas bez sukcesów i po tym brązowym medalu to fajnie ruszy do przodu - ma nadzieję Wołosz. Joanna Wołosz wygrała Ligę Mistrzyń i pobiła rekord świata. Czas na sukces z kadrą? Wołosz ma na koncie długą listę sukcesów. Wygrana Liga Mistrzyń, pięć mistrzostw Włoch, pięć superpucharów i cztery puchary tego kraju, dwie wygrane w Klubowych Mistrzostwach Świata. Do tego Conegliano z Polką w składzie pobiło rekord świata w liczbie wygranych meczów z rzędu. Od grudnia 2019 r. do grudnia 2021 r. były niepokonane w 76 kolejnych spotkaniach. Ale sukcesu z kadrą Wołosz wciąż brakuje - na podium stawała z nią tylko w mało prestiżowej Lidze Europejskiej i Igrzyskach Europejskich. I teraz, kiedy po 55 latach kadra zdobyła medal ogólnoświatowej imprezy, nie mogła świętować razem z koleżankami. Nic więc dziwnego, że czuje niedosyt. Szansa na kolejny krok do przodu to trwające mistrzostwa Europy. Dzisiejszym meczem z Niemkami Polki wkraczają w fazę pucharową turnieju, na którym ostatni medal zdobyły w 2009 r. - rok przed debiutem Wołosz w dorosłej kadrze. 33-letnia dziś rozgrywająca najbliżej podium ME była w 2019 r., gdy Polska przegrała mecz o brąz z Włochami. - Wychodzę z założenia, że jeżeli coś się zdobywa, trzeba to udowadniać. Że to nie jednorazowa rzecz, tylko trzeba się jeszcze bardziej starać i ciężej pracować, by je powtarzać - podkreśla siatkarka. Z Brukseli Damian Gołąb Polskie siatkarki ruszają w drogę po medal. Ale na Heynena trzeba uważać