Damian Gołąb: Kiedy porównuje pan pierwszy mecz na tym turnieju, ze Słowenią, i ostatnie spotkanie w fazie grupowej z Ukrainą, widzi pan postęp swojego zespołu? Stefano Lavarini, trener siatkarskiej reprezentacji Polski: Jeśli bierzemy pod uwagę mecz ze Słowenią, trzeba powiedzieć, że prawdopodobnie był lepszy od niektórych późniejszych spotkań. W takiej grupie dzieją się różne rzeczy. Spójrz właśnie na Słowenię. To drużyna bardzo dobrze zorganizowana, z wieloma supermłodymi zawodniczkami. Przegrały z nami pierwszy mecz, prawdopodobnie zapłaciły za brak doświadczenia. Rozegranie pierwszego meczu ze Słowenią było dla nas dobrym testem, ale nie tym samym, co granie ze Słowenią w trzeciej kolejce. W grupie niektórzy grają trzy mecze w trzy dni, inni po spotkaniu mają dzień przerwy... Trudno porównywać poszczególne spotkania. Musimy traktować pracę, którą wykonaliśmy dotąd, jako całość. I jestem przekonany, że zmierzamy w dobrym kierunku. A co jeszcze pana drużyna musi poprawić? - Jest trochę znaków zapytania dotyczących konsekwencji w naszej grze. W wielu elementach wykonujemy dobrą pracę. Musimy przykładać osobną miarę do każdego z nich. Trudno powiedzieć o czymś konkretnym. Czasami coś w jednym meczu funkcjonuje lepiej, a w drugim gorzej. Czy pana drużyna znalazła już właściwe zgranie z rozgrywającą Joanną Wołosz? - Codziennie możemy zobaczyć zmiany w tym, jak rozgrywająca i atakujące się ze sobą rozumieją. Skupiamy się mocno na tym, co dzieje się po naszej stronie. Ale koniec końców gramy jednak z przeciwnikiem. Dlatego musimy też odpowiednio zarządzać meczem, radzić sobie z konkretnymi sytuacjami. Pracować nad blokiem i obroną, jakością przyjęcia, konsekwencją w serwisie. I dodatkowo nie tylko nad poszczególnymi elementami, ale i naszym nastawieniem. Na przykład problemy w drugim secie spotkania z Ukrainą zaczęły się na początku tej partii i wynikały właśnie z nastawienia. Polscy kibice "dopadli" trenera kadry. Lavarini nie wahał się ani chwili Stefano Lavarini śpiewa "Mazurka Dąbrowskiego". "To wyraz szacunku" Polscy kibice zauważyli, że przed meczami śpiewa pan polski hymn. Sam się go pan nauczył? - Na razie śpiewam tylko jego część. Ale uczę się i zależy mi na tym, by móc to robić. Byłoby wspaniale mieć możliwość nauczyć się też czegoś więcej, lepiej się komunikować. Ale śpiewanie hymnu to jednak śpiewanie. Nie trzeba zastanawiać się nad używaniem słów w odpowiedni sposób, układaniem różnych typów zdań i tak dalej. W hymnie wystarczy właściwa wymowa i nauka słów. Myślę, że to cel, który mogę osiągnąć. Uczę się tego samodzielnie, zawsze proszę też drużynę, by mi przypominała o pewnych rzeczach. Ale jednak nie jest powszechna wśród trenerów pracujących poza granicami swojego kraju. I to nie tylko w siatkówce. - To zależy od konkretnej osoby. Ktoś może myśleć, że skoro nie jest Polakiem, to byłoby to brakiem szacunku. Ale ja uważam, że jest zupełnie odwrotnie. Skoro reprezentuję Polskę, a to pieśń Polaków, to jest czymś normalnym, że to robię. Postępowałem już tak, kiedy pracowałem w Brazylii. Hymn państwowy był tam odgrywany przed każdym meczem ligowym. Śpiewanie hymnu to nie jest coś, czym chcę się popisywać. To po prostu wyraz szacunku i przyjemność, że mogę dzielić moje uczucia z innymi. Rozmawiał w Belgii Damian Gołąb Polskie siatkarki zareagowały. "Czegoś takiego się nie robi"