Włoscy trenerzy na siatkarskim rynku to nic nowego. Pracują na całym świecie - w klubach i reprezentacjach. Włoch Andrea Anastasi prowadził niegdyś męską reprezentację Polski, dziś Andrea Giani trenuje mistrzów olimpijskich z Francji. Ale to nic w porównaniu z tym, jak Włosi zdominowali trenerskie stołki w kobiecej siatkówce. Na mistrzostwach Europy, które w sobotę wkroczą w fazę pucharową, prowadzili aż osiem z 24 zespołów. W "polskiej" grupie A trzymali pieczę nad czterema ekipami. Stefano Lavarini pracuje w Polsce, Giovanni Guidetti trenuje kadrę Serbii, Alessandro Chiappini Węgier, a Marco Bonitta Słowenii. Selekcjoner "Biało-Czerwonych" ma asystenta z Włoch. Jest nim Nicola Vettori. Były selekcjoner kadry broni polskiej siatkarki. Znaczące słowa Włoscy szkoleniowcy na każdym kroku. Objęcia i pogawędki Obecność Włochów na siatkarskich mistrzostwach Europy widać więc niemal na każdym kroku. Mecze międzypaństwowe są dla nich też okazją do przyjacielskich rozmów. Lavarini i Guidetti przed grupowym meczem Polska - Serbia przegadali niemal całą rozgrzewkę. - Cieszę się, że na takich turniejach mogę spotykać przyjaciół. Nie mieszkam we Włoszech od długiego czasu - przyznaje Chiappini, który od siedmiu lat nieprzerwanie pracuje w polskiej lidze. Lavarini z kolei opowiada, że tak liczna obecność Włochów na turnieju powoduje też pewne problemy. I to dość nietypowe. - Kiedy rozmawiasz na trybunach czy na boisku, ja i Nicola staramy się mówić po włosku, by nikt nas nie zrozumiał. A jest zupełnie odwrotnie. Powinienem nauczyć się polskiego, wtedy rywalom będzie dużo trudniej nas zrozumieć - mówi ze śmiechem selekcjoner reprezentacji Polski. Trener aż nie mógł uwierzyć. Dopytywał dziennikarzy o polską siatkarkę ME siatkarek. Włoski trener zdobędzie złoto? Trudno o inny scenariusz Duża liczba włoskich trenerów to jedna sprawa. Drużyny, które trenują - druga. To właśnie Włosi dzierżą stery najpoważniejszych kandydatów do medali. Oprócz Guidettiego i Lavariniego to Daniele Santarelli, który w tym sezonie wygrał już z Turcją Ligę Narodów, czy Davide Mazzanti, który pracuje z ojczystą reprezentacją. To właśnie wśród tych drużyn większość ekspertów szuka składu podium turnieju. Włoska "mafia" kontroluje najważniejsze drużyny. I już poważniej uzasadnia, dlaczego włoscy szkoleniowcy tak wiele znaczą w europejskiej siatkówce. - Zbieramy plony tego, że od co najmniej 30 lat mamy we Włoszech najlepsze ligi na świecie: męskie i kobiece. A kiedy tak jest, trenerzy mają szczęście prowadzić najlepszych zawodników. I to daje im wiele korzyści, obserwacji, co sprawia, że stale się poprawiają - uważa 50-letni trener. Lavarini jest tego samego zdania: - Zgadzam się z Giovannim. Możliwości, jakie mamy od dwóch, trzech dekad - oglądania najlepszych zawodników na świecie, pracy z siatkarkami i siatkarzami, którzy są szkoleni w różnych zakątkach świata - to daje nam szansę wielkiego rozwoju. A wiele reprezentacji na zatrudnianiu włoskich szkoleniowców znakomicie wychodzi. Przykładem może być choćby Polska, która z Lavarinim robi błyskawiczne postępy. Co dalej? Alessandro Chiappini o trenerach z Polski i Turcji Siłę włoskiej ligi podkreśla również Chiappini. Zwraca jednak uwagę, że wcale nie jest powiedziane, że włoska dominacja wśród trenerów będzie trwać przez lata i nic jej nie naruszy. - Widzę, że dziś na świecie jest coraz więcej utalentowanych trenerów, na przykład w Polsce czy Turcji. Sytuacja się zmienia. Ludzie zaczynają inaczej o tym myśleć i rozumieć, jak ciężka to praca, czego w niej potrzeba - ocenia. Z Brukseli Damian Gołąb