Na mecz Polski ze Słowenią, który rozpoczął się trzy godziny przed finałem, przyszło 11 tysięcy kibiców. Zdecydowana większość z nich pozostała na spotkanie Francji z Japonią, po którym zresztą została zaplanowana ceremonia wręczenia medali z udziałem "Biało-Czerwonych". Sympatię polskich kibiców, podobnie jak dzień wcześniej w meczu ze Słowenią, zyskali sobie co prawda Japończycy, ale reprezentacja Francji okazała się nie do złamania. Dla Francuzów wyzwaniem był nie tylko przeciwinik z Japonii, ale i znalezienie sił na trzeci ważny mecz w ciągu trzech dni. Najpierw w piątek rozegrali pięć setów przeciwko Włochom, potem w sobotę równie długo grali z Polską. A rywale nie dość, że między ćwierćfinałem a półfinałem mieli dzień przerwy, to jeszcze rozegrali w dwóch spotkaniach łącznie zaledwie sześć setów. A Japończycy od początku postawili im trudne warunki. Ich liderem w ofensywie w pierwszym secie znów był przyjmujący Yuki Ishikawa. Wynik cały czas oscylował wokół remisu. Tym razem we francuskiej drużynie od początku grał rozgrywający Antoine Brizard. W poprzednich dwóch spotkaniach trener Andrea Giani stawiał na Benjamina Toniuttiego, ale Brizard w trakcie gry musiał ratować sytuację. W końcówce pomylił się jednak Ishikawa, a szansę dla Francji wykorzystał Jean Patry. Mistrzowie olimpijscy wygrali 25:23. Nikola Grbić ogłasza w sprawie składu na igrzyska. Po medalu zmienił decyzję Francuzi nie dali się złamać. Wytrzymali pogoń w finale Ligi Narodów Na początku drugiego seta Japończycy szybko wypracowali aż czteropunktową przewagę. Skuteczny był Yuji Nishida, atakujący japońskiej drużyny. Z czasem przewaga jeszcze wzrosła i Giani szukał zmian. Na boisku pojawił się między innymi przyjmujący Kevin Tillie. Miał uspokoić grę Francuzów, tymczasem po chwili obejrzał żółtą kartkę za dyskusje. Japończycy imponowali tym, z czego słyną: świetną grą w obronie i kombinacyjnymi akcjami w ofensywie. Wygrali bardzo pewnie, 25:18. Mistrzów olimpijskich nie tak łatwo jednak złamać. Na trzeciego seta wyszli z dużą motywacją, tym razem to oni już po kilku minutach mieli trzy punkty przewagi. A w połowie seta nawet cztery, gdy zaczął działać francuski blok. Tym razem to Philippe Blain, trener Japonii, zaczął szukać pomocy wśród rezerwowych. I tak np. Kento Miyaura popisał się asem serwisowym, jego koledzy "złapali" blokiem francuskich środkowych. I choć Japonia miała już sześć punktów straty, doprowadziła do remisu 23:23. W ostatniej chwili Francuzi się jednak przebudzili, zablokowali atak Shomy Tomity i wygrali 25:23. Czwarta partia to wyrównana walka. Polska publiczność fetowała akcje Japończyków, wynik oscylował wokół remisu. W połowie seta Francuzi prowadzili jednak 14:12. Skuteczny był Patry, na boisku cały czas pozostawał Tillie. Ale emocji było sporo, rywale z Azji doprowadzili do remisu 18:18. A po asie serwisowym Miyaury objęli nawet prowadzenie 20:19. Ale w końcówce górą było doświadczenie i umiejętności Francuzów. Zwyciężyli 25:23, decydujący punkt zdobywając blokiem. Dla Francji to drugi w historii triumf w Lidze Narodów. Wcześniej dwukrotnie zdobywali także złote medale poprzedniczki tych rozgrywek, czyli Ligi Światowej. Japończycy i tak poprawili osiągnięcie sprzed roku, gdy sięgnęli po brąz. Z Łodzi Damian Gołąb Przed rokiem był bohaterem kadry. Teraz Grbić może go "skreślić"