Słoweńcy wygrali fazę interkontynentalną tegorocznej Ligi Narodów, przegrywając w niej zaledwie jeden mecz. W ćwierćfinale przeciwko Argentynie mieli jednak spore kłopoty z niżej notowanymi rywalami, pokonując ich 3:2. Po spotkaniu trener Słoweńców Gheorghe Cretu kategorycznie twierdził jednak, że Argentyna jest niedoceniana i jest równie mocnym przeciwnikiem, co Brazylia, z którą rywalizowała Polska. Dzień później jego siatkarze nie poradzili sobie jednak z Japonią. Przegrali w trzech setach i stracili szanse na występ w pierwszym w ich historii finale Ligi Narodów. - To my sprawiliśmy, że Japonia się wzmocniła. Kiedy nie wykorzystujesz sytuacji, jakie mieliśmy, nie zasługujesz na zwycięstwo. (...) Byli lepsi, nie wykorzystaliśmy szans przy niewiarygodnych obronach. Oddawaliśmy piłki na drugą stronę bez ataku. Czego oczekiwać w takiej sytuacji? Nieważne, kto jest po drugiej stronie, przy innym przeciwniku byłoby tak samo - samokrytycznie stwierdził Cretu. Przed rokiem był bohaterem kadry. Dziś drży o miejsce w składzie na igrzyska Trener Słoweńców nie przebiera w słowach. "To wstyd!" Szkoleniowiec z Rumunii, który doprowadził już Słowenię do brązowego medalu mistrzostw Europy i czołowej czwórki mistrzostw świata, nie był jednak zadowolony nie tylko z postawy swojego zespołu. Dopytywany przez dziennikarzy o ostatnią akcję półfinału z Japonią, po której jego zawodnicy mocno protestowali, powiedział, co myśli o pracy arbitrów. Równie mocno odbił piłeczkę po pytaniu o krótki czas na wypoczynek, jaki jego drużyna miała po długim ćwierćfinałowym starciu z Argentyną. Słoweńcy mieli niespełna dobę wolnego, Japończycy po trzysetowym starciu z Kanadą mogli się regenerować przez dwa dni. - To nie robi nam żadnej różnicy. Byliśmy do tego przygotowani. Gdybyście przed tygodniem narzekali na to przy okazji meczów waszej kobiecej drużyny, czy coś by się zmieniło? Zmienili terminarz? Pozostaje się więc zamknąć - mówi twardo Cretu. W polskiej drużynie lepszego nie było. Po meczu siatkarz przyznał rację Grbiciowi Polska - Słowenia w Lidze Narodów siatkarzy. Rywale przed historyczną szansą Słoweńcy, zwłaszcza za kadencji poprzedników Cretu, przez lata mieli patent na wygrywanie z reprezentacją Polski. "Biało-Czerwoni" szczególnie boleśnie przekonywali się o tym w czasie mistrzostw Europy. Zresztą w tym sezonie w fazie interkontynentalnej Ligi Narodów Słoweńcy również ograli ekipę Nikoli Grbicia. Na pytanie o największe atuty polskiej drużyny Cretu odpowiedzieć jednak nie chciał. - Nie będę o tym mówić. To nie czas, by rozmawiać o czyichś atutach. Skupiam się na moim zespole, czekamy na mecz. W Lidze Narodów pokazaliśmy dwie twarze. Jedną, gdy nie było presji, i po prostu graliśmy, próbowaliśmy wielu rzeczy, wiele nam wychodziło. I drugą, gdy graliśmy pod presją, "o życie", kwalifikację na igrzyska. Myślę, że na koniec możemy być bardzo zadowoleni z tego, co zrobiliśmy - podsumowuje Cretu. Można być jednak pewnym, że polskich siatkarzy zna świetnie. W przeszłości pracował w Polsce, m.in. w Grupie Azoty ZAKS-ie Kędzierzyn-Koźle, z którą wygrał Ligę Mistrzów. W nowym sezonie poprowadzi PGE Skrę Bełchatów. Wcześniej jednak powalczy ze Słowenią o pierwszy w jej historii medal Ligi Narodów. Polacy grają zaś o podtrzymanie medalowej passy - nie schodzą z podium tych rozgrywek od 2019 r.