Siatkarska Liga Narodów mężczyzn rozpoczęła się 21 maja - swój pierwszy mecz wygrali mistrzowie olimpijscy Francuzi, którzy w Antalyi rozbili Bułgarów. triumfowała też Kanada, pokonując 3:1 gospodarzy, czyli reprezentację Turcji. W drugim turnieju, rozgrywanym równolegle w Rio de Janeiro, Japonia wygrała z Argentyną, a Kuba z Brazylią. W środę 22 maja swoje pierwsze mecze mieli zaplanowane Polacy, a także jeden z największych "koszmarów" naszej reprezentacji, czyli Słoweńcy, którzy również w Antalyi mierzyli się z Holandią. Horror w pierwszym secie, Słowenia roztrwoniła przewagę Słoweńcy, którzy byli faworytem tego meczu, zaczęli bardzo mocno i wyszli na prowadzenie 5:1. I taką mniej więcej przewagę utrzymywali przez niemal całego seta. Kiedy prowadzili 20:16 wydawało się, że pewnie wygrają pierwszą partię. Tak się jednak nie stało... Holendrzy cały czas starali się trzymać dystans i grali z wiarą, że straty da się odrobić. A do tego mieli w składzie niesamowitego Nimira Abdel-Aziza, który nie dość, że był w ataku trudny do zatrzymania, to jeszcze serwował z prędkością ponad 130 km/h! I w dużej mierze dzięki jego postawie "Pomarańczowi" doszli rywali, doprowadzili do gry na przewagi i w końcówce, która przypominała prawdziwy horror, wygrali seta 33:31. Drugą partię z kolei od prowadzenia 5:1 zaczęli... Holendrzy, świetnie nastawieni po wygranym pierwszym secie. Jednak Słoweńcy dość szybko się otrząsnęli i doprowadzili do remisu 14:14. W samej końcówce za to, zdołali wywrzeć na rywalach presję, a ci totalnie się pogubili. Najpierw dali się oszukać kiwką oburącz, a w decydującej akcji fatalnie przyjęli prostą zagrywkę, co poskutkowało wystawieniem wysokiej piłki do Nimira, który jednak uderzył w siatkę i Słowenia wygrała 25:22. Potężne zagrywki Holendrów Trzecia partia w końcu, jeśli patrzeć od strony Holendrów, była dla nich równa. Od początku do końca, wygrali bowiem 25:20, to ta drużyna nadawała ton grze. Aż trzy punkty zagrywką, stanowiącą potężny atut tej ekipy, zdobył Nimir, w ataku wspomagał go Thijs Ter Horst i dość nieoczekiwanie Słoweńcy stanęli w bardzo trudnej sytuacji, będąc o krok od niespodziewanej porażki. Nie był to jednak mecz, w którym słowo "stabilizacja" byłoby odmieniane przez wszystkie przypadki i w czwartej partii to Słoweńcy zaczęli "razić" swoją zagrywką. Kiedy asa posłał Gregor Ropret, było już 14:7 dla zespołu z południa Europy. I chociaż w końcówce Holendrzy jeszcze raz zerwali się do ataku, to jednak nie byli w stanie już dopaść rywali. I o wszystkim miał zadecydować tie-break. Piąta partia zaczęła się od kilku prostych błędów z obu stron. Szybciej nerwy opanowali Słoweńcy, w tym ich duet środkowych, których w pierwszej części meczu rzadko widzieliśmy w akcji. Po przeciwnej stronie siatki było ponownie i po mocnym ataku Fabiana Plaka Holandia prowadziła 8:6. Jednak rywale nie odpuszczali i szybko zrobiło się 11:11. Wtedy o czas poprosił trener Roberto Piazza, który bardzo ekspresywnie przekonywał swoich podopiecznych, że nie wolno im się rozprężyć. Do samego końca trwała mocna wymiana ciosów. Losy ostatniej partii i całego meczu, rozstrzygnęły się, kiedy przy stanie 26:25 Toncek Stern zagrał asa serwisowego! I w ten sposób Słowenia, po szalonym meczu, rozpoczęła Ligę Narodów od zwycięstwa. Słowenia - Holandia 3:@ (31:33, 25:22, 20:25, 25:21, 27:25)