Na piątek zaplanowano dwa siatkarskie hity w Lidze Narodów - mecze Brazylii ze Słowenią oraz Japonii z Polską. Jako pierwsi na parkiet w Fukuoce wybiegli "Canarinhos" oraz brązowi medaliści mistrzostw Europy, którzy przed bezpośrednim starciem plasowali się w czołówce rozgrywek. Brazylijczycy z 12 punktami na koncie zajmowali piątą pozycję, z kolei ich rywale mieli na swoim koncie "oczko" więcej i plasowali się na najniższym stopniu podium. Przed spotkaniem nieznacznymi faworytami byli Słoweńcy, którzy w tegorocznej Ligi Narodów jako jedyni nie przegrali jeszcze spotkania. Zespół prowadzony przez Gheorghe Cretu wciąż walczy o kwalifikację olimpijską i bardzo poważnie podchodzi do rozgrywek, o czym boleśnie przekonali się m.in. polscy siatkarze, którzy przegrali z nimi w trzech setach. Brazylijczycy z kolei są już pewni gry na igrzyskach i powoli budują formę - w sześciu poprzednich spotkaniach przegrali dwukrotnie - na inaugurację Ligi Narodów z Kubą, a następnie na zakończenie pierwszego turnieju w Rio de Janeiro z aktualnymi mistrzami świata, czyli Włochami. Głośno o tym, jak zachował się polski siatkarz. Wieści szybko się rozeszły Liga Narodów siatkarzy. Kapitalny bój Brazylii ze Słowenią Piątkowy mecz kapitalnie rozpoczął się dla Słoweńców, którzy szybko wypracowali przewagę (4:0) i nie pozostało im nic innego, jak utrzymać poziom i nie roztrwonić wywalczonej zaliczki. Brazylijczycy wprawdzie odpowiadali pojedynczymi dobrymi akcjami, ale przez większość seta udawało im się zbliżyć do podopiecznych Cretu na dwa punkty. Stratę do "jednego oczka" Brazylijczycy zniwelowali dopiero w drugiej części seta - atak Klemena Cebulja został wyblokowany, "Canarinhos" przeprowadzili kontrę ze środka i było już 17:16 dla Słoweńców. A gdy po chwili Toncek Stern został zatrzymany blokiem, ekipa z Ameryki Południowej doprowadziła do remisu (17:17). Końcówka partii również była emocjonująca - wprawdzie podopieczni Bernando Rezende mieli już piłki setowe, ale Słoweńcy wyszli z opresji i ostatecznie wygrali 25:27. Brazylijczycy szybko podnieśli się po przegranej końcówce i dobrze weszli w drugiego seta. Słoweńcy jednak nie odpuszczali, przez co gra stała się wyrównana i żadna z ekip nie była w stanie "odskoczyć" rywalom na więcej niż dwa punkty. Tym razem końcówka należała jednak co "Canarinhos", którzy wygrali 25:23. Trzecia partia początkowo była bardziej wyrównana, ale w końcu to Sloweńcom udało się wypracować znaczną przewagę (12:8). I to mimo faktu, że rywale wyraźnie szukali zagrywką Cebulja, który miał problemy z przyjęciem. Brazylijczykom udało się jednak odwrócić losy rywalizacji i wypracować piłki setowe. Przy stanie 24:22 dla rywali najpierw jednak Jan Kozamernik obił blok, po chwili "Canarinhos" popełnili błąd i było już 24:24. Słoweńcy poszli za ciosem i ponownie jak w pierwszej partii, również teraz pokazali klasę - najpierw atak wykończył Stern, w kolejnej akcji podopieczni Cretu popracowali blokiem i wygrali 26:24. Brazylijczy ponownie dobrze weszli w kolejną partię po przegranym secie i jako pierwsi wypracowali dwa punkty przewagi nad rywalem 8:6, a później ciągle trzymali Słoweńców na "dystans". I tym razem nie roztrwonili przewagi - wygrali seta 25:21 i doprowadzili do tie-breaka. W tym górą po emocjonującej końcówce byli Słoweńcy, którzy tym samym wygrali 3:2 (27:25, 23:25, 26:24, 21:25, 15:12) i przynajmniej na kilka godzin objęli prowadzenie w rozgrywkach Ligi Narodów. Polacy znowu wyprzedzeni w Lidze Narodów. Potęga nie dała szans rywalom