Słoweńcy kapitalnie spisywali się w fazie interkontynentalnej Ligi Narodów. Zakończyli ją z zaledwie jedną porażką, po drodze wygrywając między innymi z Polską. Dzięki temu nie tylko zapewnili sobie kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Paryżu, co było ich głównym celem, ale też zakończyli grupowy etap Ligi Narodów na pierwszym miejscu. Mało jednak brakowało, by z turniejem w Łodzi pożegnali się już po pierwszym meczu. Od początku ćwierćfinałowego spotkania z Argentyną Słoweńcy mieli bowiem spore problemy z rywalami. Po drugiej stronie dynamicznie atakował Bruno Lima, a przy dobrym przyjęciu Słoweńców co chwilę zaskakiwał Luciano De Cecco. Doświadczony rozgrywający, uznawany za fenomen na swojej pozycji, często gubił blok rywali efektownymi zagraniami. Argentyna prowadziła już 15:11. Przewaga się utrzymywała, ale obie drużyny z rytmu nieco wybiła długa przerwa przy okazji analizy jednej z powtórek przy stanie 19:16. Argentyńczycy nie oddali jednak prowadzenia i wygrali ze sporym zapasem - 25:19. Siatkarz ostrzegał znajomych w sprawie Leona. Takiego go jeszcze nie widział Argentyńczycy do turnieju finałowego w Łodzi weszli kuchennymi drzwiami, z ósmego miejsca. Również ich głównym celem było jednak wywalczenie przepustek do Paryża. Ostatecznie im się to udało i we Francji będą bronić brązowego medalu olimpijskiego, który sensacyjnie wywalczyli w Tokio. Równie niespodziewanie w Łodzi stawiali mocny opór Słowenii. Choć rywale z Europy rozpoczęli od dwupunktowego prowadzenia. Argentyńczycy doprowadzili do remisu 8:8. Słoweńcy nie pozwolili im jednak objąć prowadzenia. Dobrze radził sobie Toncek Stern, zagrywką naciskał Alen Pajenk i Słowenia prowadziła już 16:11. Przewaga drużyny prowadzonej przez Gheorghe'a Cretu szybko rosła, skończyło się wygraną 25:17. Liga Narodów siatkarzy. Słoweńcy zaskoczeni, rywale mieli piłkę meczową Na początku trzeciego seta Argentyńczycy w końcu znaleźli sposób na Sterna, zatrzymując go blokiem. Dzięki temu byli o trzy "oczka" przed rywalami. Cretu starał się przerwać dobrą serię rywali, ale ci prowadzili już 13:9. Z każdą kolejną akcją Argentyńczycy coraz bardziej się rozpędzali. Kiedy w końcówce asem serwisowym popisał się Lima, było jasne, że Słoweńcy strat nie odrobią. Nie pomogły zmiany, tym razem to zespół z Ameryki Południowej wygrał 25:17. Czwartego seta postawiona pod ścianą Słowenia rozpoczęła udanie, miała dwa punkty zapasu. Ale Argentyńczycy odrobili je szczelnym blokiem i prowadzili 11:9. Ale w tej partii prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Cretu ściągnął z boiska zdenerwowanego Pajenka, a obie drużyny śrubowały statystyki bloków. Słoweńcy przejęli jednak inicjatywę i wydawało się, że pewnie zmierzali do wygranej. Tymczasem zmarnowali trzy piłki setowe i argentyński blok doprowadził do remisu 24:24. Emocjonalnie na wydarzenia na boisku reagował już wtedy nawet stonowany na co dzień trener Argentyńczyków Marcelo Mendez. Jego drużyna mogła liczyć na wsparcie polskich kibiców, którzy dopingowali ją głośniej niż rywali. W końcu Argentyna miała nawet piłkę meczową, ale Słowenia się wybroniła. Po asie serwisowym Sterna wygrała 29:27. Tie-break lepiej rozpoczęli medaliści mistrzostw Europy. Nadal w roli głównej był Stern, który zbliżał się do 30 zdobytych punktów. Do tego doszła dobra gra w obronie i prowadzenie 5:1. To był kapitał, którego Słoweńcy nie roztrwonili już do końca krótkiego piątego seta. Rywale popełniali błędy, doświadczona drużyna utrzymała prowadzenie i wygrała 15:7. Słoweńcy w półfinale zmierzą się z Japończykami. Brązowi medaliści Ligi Narodów sprzed roku w czwartek szybko uporali się z Kanadą, którą pokonali w Atlas Arenie 3:0. Półfinał z ich udziałem rozpocznie się w sobotę o godz. 20. Karol Kłos po latach zabrał głos w temacie igrzysk. "Nie byłem gotowy" Z Łodzi Damian Gołąb