Po euforii, która towarzyszyła wyczekiwanemu zwycięstwu z reprezentacją Turcji, polskie siatkarki szybko zostały sprowadzone na ziemię. I to dość boleśnie, bo w półfinale z Włoszkami nie nawiązały walki w żadnym z trzech setów. Nic dziwnego, że kapitan polskiej drużyny Joanna Wołosz tuż po meczu przyznała, że trudno wyciągnąć z tego spotkania cokolwiek pozytywnego. Siatkarki Stefano Lavariniego miały problemy z przyjęciem, męczyły się w ataku, według statystyk FIVB popełniły też 19 błędów skutkujących punktami dla rywalek. Do tego kapitalnie wypadła atakująca Paola Egonu. Ale eksperci i kibice po porażce Polek zwrócili uwagę również na coś innego - krótki czas na regenerację. "Biało-Czerwone" pięciosetową batalię z Turcją zakończyły późnym wieczorem czasu obowiązującego w Bangkoku. Półfinał z Włochami rozpoczęły nieco ponad 18 godzin po zakończeniu ćwierćfinału. Organizatorzy zmienili pierwotną godzinę rozgrywania półfinału z udziałem Polek, zabierając im trzy dodatkowe godziny na odpoczynek. Włoszki, które pokonały reprezentację USA w trzech setach, miały nieco więcej czasu na złapanie oddechu. "Nie da się ukryć, że było to widać przez wszystkie trzy sety. Myślę, że brak regeneracji miał duży wpływ na mecz. Natomiast nie można zwalać tego wszystkiego wyłącznie na to. Mecz był po prostu słaby, bardzo słaby w naszym wykonaniu" - przyznaje Natalia Mędrzyk, przyjmująca polskiej drużyny. Trudne chwile po porażce polskich siatkarek. "Dostaliśmy mocno" Rywalki Polski mają problem. Wielki test przed igrzyskami w Paryżu Tym razem przed identycznym problemem staną rywalki "Biało-Czerwonych". Brazylijki, które przez fazę interkontynentalną Ligi Narodów przeszły bez porażki, były faworytkami rywalizacji z Japonią, ale niespodziewanie przegrały 2:3. W polskiej drużynie respekt wobec Brazylii jest jednak spory. To właśnie "Canarinhos" były pierwszą drużyną, która w tym sezonie pokonała Polskę w meczu o punkty - zrobiły to w trakcie turnieju w Arlington. O klasie Brazylii po losowaniu grup turnieju olimpijskiego mówił Nicola Vettori, asystent Lavariniego. Drużyna z Ameryki Południowej będzie bowiem rywalem polskich siatkarek we Francji. "Z naszej strony szkoda, że mamy Brazylię, bo naprawdę jest prawdopodobnie najmocniejszym w tym momencie zespołem" - przyznał włoski trener. Dzisiejsze spotkanie będzie więc zarazem niezwykle ważnym testem przed turniejem olimpijskim, tym bardziej że w tej samej grupie zagra jeszcze Japonia. Najważniejsza będzie jednak walka o medal. O ile bowiem Brazylijki mają ich na pęczki - w Lidze Narodów trzy srebrne, w jej poprzedniku, World Grand Prix, aż 19 - o tyle dla Polski ubiegłoroczny brązowy krążek był pierwszym takim sukcesem na arenie ogólnoświatowej od 55 lat. Powtórka byłaby też podkreśleniem świetnego początku sezonu, który przecież w pewnym momencie wyniósł nawet "Biało-Czerwone" na podium rankingu FIVB. "Pozostaje nam walka o brązowy medal, nie poddajemy się i walczymy. Mamy troszeczkę więcej czasu na odpoczynek. Postaramy się zregenerować, jak tylko możemy, żeby być w pełni sił i walczyć o upragniony brąz" - zapewnia Magdalena Jurczyk, środkowa polskiej drużyny. Stefano Lavarini podjął kluczową decyzję. Zostawia furtkę dla gwiazdy kadry Nadzieja na powtórkę sprzed roku. To był historyczny sukces Drużyna Lavariniego z pewnością liczy na powtórkę sprzed roku. Wówczas w półfinale również nie była w stanie urwać choćby seta reprezentacji Chin, by dzień później świętować wygraną z Amerykankami i historyczny medal. Początek spotkania Brazylia - Polska o godz. 12. Transmisja w Polsacie Sport 1, relacja tekstowa w Interii.