Monika Fedusio początek sezonu w Lidze Narodów straciła z powodu kontuzji. Leczyła przeciążeniowy uraz stopy jeszcze z sezonu ligowego. Znalazła się już jednak w składzie reprezentacji Polski na drugi turniej Ligi Narodów w Arlington. "Biało-Czerwone" rozpoczną go we wtorkowy wieczór spotkaniem z reprezentacją Serbii. Damian Gołąb, Interia: Przyglądałaś się już koszulkom przygotowanym na igrzyska? Jak się podobają? Monika Fedusio, przyjmująca reprezentacji Polski: Każdy chyba widział tę prezentację. Wzór jest ciekawy. Ale to też wyjątkowe, że nie ma na nich sponsorów, to jeszcze dodatkowa otoczka tego wszystkiego. Oczami wyobraźni widzisz się w tej koszulce? - Wizualizacja jest bardzo ważna w życiu sportowca. Manifestacja, przyciąganie samych dobrych rzeczy - więc może się uda. Na pozycji przyjmującej rywalizacja jest chyba nie mniejsza niż w poprzednim sezonie. - Jest na pewno większa. Patrząc na szeroki skład, jest nas dziewięć na tej pozycji. Trener ma mało czasu na podjęcie najważniejszych decyzji. W niektórych rozmowach przyznawałaś, że masz lekki problem z docenianiem samej siebie. Czy po tym, jak w zeszłym sezonie zdobyłaś medal z kadrą i pomogłaś wywalczyć kwalifikację na igrzyska olimpijskie, a w klubie zdobyłaś mistrzostwo Polski, jest z tym lepiej? - Myślę, że tak. Może łapię już doświadczenie i wiem, że bycie perfekcjonistą nie jest dla nas dobre. I staram się trochę spuścić z tonu. Dać sobie czas, być bardzo cierpliwą i podchodzić do pracy ze spokojem, pokorą. Słuchać się, a nie pokazywać swoje niezadowolenie. Zagryźć zęby i stłumić swoją opinię. Cały czas nad tym pracuję. To chyba zdrowe podejście. I dialog wewnętrzny prowadzę ze sobą bardzo dobrze (śmiech). Czujesz też, że po poprzednim sezonie reprezentacyjnym jako cała grupa nabrałyście pewności siebie? - Tak. Już sezon sprzed dwóch lat pokazał, że faktycznie jest w nas potencjał. I ten poprzedni rok nas w tym umocnił. Upewnił, że możemy, że w to wierzymy. Strefa mentalna, którą zbudował w nas trener, pracuje. Widać efekty. Marzenia sięgają aż olimpijskiego medalu? Skoro wygrywałyście z Włoszkami, Amerykankami... - Myślę, że tak. Teraz chyba w każdej głowie jest takie marzenie. Dlaczego nie spróbować o to walczyć? Jak mówił trener czy dziewczyny, nie chcemy jechać tam na wycieczkę, tylko spełniać marzenia. Wiara i pewność, którą budowałyśmy w poprzednich latach, bardzo nam się przyda. Trener stawia duży nacisk na Ligę Narodów, by budować drogę zwycięstw i się w tym umacniać. Monika Fedusio o problemach Chemika Police. "Sukces sportowy będzie z nami do końca życia" Końcówka sezonu ligowego musiała być dla ciebie trudna. Złych wieści wokół Chemika Police było mnóstwo. Dało się od tego odciąć? - Potrafiłam zrzucić to na drugi plan. Widząc, jaki mamy potencjał w zespole, jakie dziewczyny mamy w grupie, każda z nas odstawiła sferę materialną na bok. Pojawiały się pytania, czy ktoś odejdzie, może faktycznie nie będzie grać za darmo. Ale naprawdę szacun dla nas, że żadna się nie wyłamała. Wiedziałyśmy, że mamy ogromne szanse na złoto i mimo wszystko sukces sportowy będzie z nami do końca życia. A wierzę w to, że do końca roku, może do następnego, klub jakoś wywiąże się ze zobowiązań z ostatniego sezonu. Na pewno aktualny prezes sobie poradzi. Jestem dobrej myśli. Skoro mowa o takiej perspektywie, rozumiem, że zaległości są całkiem spore? - Biorąc pod uwagę cały zespół, to nie jest łatwe do rozwiązania. Widać w social mediach, że prezes Anioł co chwilę pozyskuje nowych partnerów, więc może będzie dobrze. Jakoś tak intuicja podpowiada mi, by nie martwić się na zapas i po prostu mu ufam. Wracając do tematów reprezentacyjnych - co sądzisz o przepisie z trzynastą, rezerwową zawodniczką na igrzyskach olimpijskich? Jak byś zareagowała, gdyby trener Lavarini chciał zabrać się do Paryża właśnie w takiej roli? - Chętnie bym to przyjęła. Może to nie jest super porównanie, ale dwa lata temu po Lidze Narodów trener zadzwonił do mnie i powiedział: "sorry, ale nie jedziesz dalej". Prosił jednak, bym była pod telefonem. Pomyślałam: "ok, dobra, czyli koniec". Wróciłam do klubu, pierwszy dzień przygotowań, a prezes powiedział mi, żebym spodziewała się telefonu. I trener zadzwonił w takim nieoczywistym momencie, spakowałam się i pojechałam. Nigdy nie wiesz, co cię czeka. Spodziewaj się niespodziewanego. Nawet będąc trzynastą zawodniczką, która ma trochę gorzej, niewdzięczną rolę, mimo wszystko fajnie byłoby tam pojechać i pomóc drużynie. Przyjeżdżając co roku na kadrę, zgłaszamy stuprocentową gotowość. Nawet kiedy nie jedziemy na mecze czy sparingi, zostajemy i trenujemy. To nie jest tak, że jedziemy na wakacje. Jesteśmy cały czas w cyklu treningowym, zostaje z nami część sztabu. Trener Lavarini zmienił się po roku pracy w Turcji? - Przyjechał bardziej uśmiechnięty. Żartuję, dużej zmiany nie widzę. Cały czas jest tak samo wymagający, wie, kiedy pożartować, a kiedy być surowym. To u niego fajne, że ma ten balans. Nie chodzi cały czas z taką naburmuszoną miną, a niektórzy trenerzy tak mają. Można z nim porozmawiać, pośmiać się, ale też przekazać sto uwag. Bardzo doceniam jego pracę, warsztat i wiedzę, bo jest naprawdę ogromna. Atmosfera siłą reprezentacji Polski? "Nie było żadnych podziałów" W tym sezonie widać większą nerwowość w kadrze związaną z igrzyskami? - Jeszcze za wcześnie, by mówić o nastrojach przed igrzyskami. Jest jeszcze Liga Narodów. Ale w tym roku po każdym turnieju wracamy do Polski, co może być dla nas plusem. Często łączyliśmy dwa wyjazdy. Spędzić ze sobą trzy tygodnie w hotelu non-stop - wiadomo, to nie jest takie normalne. A tutaj znajdzie się czas na odpoczynek, po każdej Lidze Narodów znajdziemy dwa dni wolnego, by się trochę odmóżdżyć, zająć głowę czymś innym. W tym roku kalendarz gier jest bardzo krótki, chyba trzy i pół miesiąca. A rok temu było pięć i pół. To był tak długi sezon, bo na koniec były jeszcze kwalifikacje olimpijskie. Wtedy było już ciężko? - Wtedy już tak. Ale ten sukces udało się osiągnąć, więc wspominamy to teraz dobrze. Chociaż w tamtym momencie wszystkim było ciężko. Zespół z zeszłego roku był jednak zbudowany tak, że naprawdę wszystkie się lubiłyśmy. Nie było żadnych podziałów, było naprawdę super. A atmosfera odgrywa dużą rolę w zespole, gdzie jest 14 różnych charakterów. Rozmawiał Damian Gołąb