Lata 60. i 70. ubiegłego wieku należały do Japończyków. To był najlepszy okres w historii męskiej siatkówki. W igrzyskach olimpijskich w Tokio (1964) Ryujin Nippon (Japoński Smoczy Bóg), bo taki jest przydomek męskiej reprezentacji tego kraju, wywalczyli brązowy medal. To był początek wielkich światowych sukcesów, których pierwszym symptomem były triumfy w igrzyskach azjatyckich. W 1968 roku w Meksyku Japończycy uplasowali się już na drugiej pozycji, ustępując w igrzyskach olimpijskich tylko ZSRR. Cztery lata później święcili największy triumf w historii, kiedy to w Monachium zostali mistrzami olimpijskimi. W finale pokonali wówczas NRD. Tajemnicza rozmowa Nikoli Grbicia z Tomaszem Fornalem. To wtedy zapadła decyzja Podbijali świat. Medalowa passa zakończyła się na Polakach Ich medalową passę w igrzyskach przerwali dopiero Polacy. Biało-Czerwoni w 1976 roku pokonali wówczas Japończyków 3:2 w półfinale, by w finale wygrać z ZSRR i sięgnąć po jedyne dotąd w naszej historii olimpijskie złoto w siatkówce. To był już powolny kres sukcesów Azjatów na światowych arenach. W latach 1970 i 1974 sięgali oni jeszcze po brązowe medale mistrzostw świata, a w latach 1969 i 1977 zajmowali drugie miejsce w Pucharze Świata. Japończycy w latach 60. i 70. byli wzorem dla całego świata. Niewysocy, ale skoczni siatkarze, imponowali przede wszystkim niezwykle kombinacyjną grą. Zresztą byli oni inspiracją dla nieżyjącego już polskiego trenera Jana Strzelczyka. W 1965 roku, jeszcze podczas studiów Strzelczyka na AWF, w Polsce gościła drużyna Japonii. Strzelczyk był zafascynowany kombinacyjną grą tych niewysokich przecież siatkarzy, a jej elementy, po zmodyfikowaniu, wprowadził do ligi polskiej. Firmowym elementem Resovii z lat 70., który zapewnił jej sukcesy, była podwójna krótka - zagranie polegające na markowaniu ataku przez środkowego znajdującego się w pierwszej linii. Atak wykonywany był natomiast zza jego pleców przez atakującego lub przyjmującego. Wprowadzenie podwójnej krótkiej do kanonu zagrań Resovii było poprzedzone trzyletnimi badaniami nad wdrożeniem tej taktyki. Badania zakończono w 1971 roku i chociaż taktyka gry nie była tajemnicą, minęło kilka dobrych lat, zanim wdrożyły ją pozostałe polskie zespoły, a później cały świat. Ogromny kryzys i program naprawczy Od lat 80. zaczął się powolny kryzys męskiej japońskiej siatkówki, który doprowadził do tego, że zabrakło tej drużyny w trzech kolejnych igrzyskach olimpijskich (1996, 2000 i 2004). Kiedy już wrócili na nie w 2008 roku, to w Pekinie przegrali wszystkie spotkania. Stali się chłopcem do bicia. Japonia nie zakwalifikowała się też na igrzyska w 2012 i 2016 roku. Kryzys był tak ogromny, że po raz pierwszy od 58 lat zabrakło ich w finałach mistrzostw świata. Te wówczas odbywały się w Polsce i nasi siatkarze w nich triumfowali. Wtedy postanowiono w Japonii, która przecież przed laty była wzorem dla innych krajów, wdrożyć program naprawczy. Po tym, jak Azjaci nie zakwalifikowali się na igrzyska w Rio de Janeiro, postanowiono zatrudnić w kadrze Francuza Philippa Blaina. Z racji japońskich przepisów nie mógł być on pierwszym trenerem, ale formalnie to on dowodził całym projektem, mającym na celu przywrócić blask Ryujin Nippon. Działacze ani na moment nie stracili cierpliwości i teraz mogą się tylko się cieszyć. Japonia znowu przebiła się do światowej czołówki. Wprawdzie po medale jeszcze nie sięga, ale ma je już na wyciągnięcie ręki. W 2021 roku w czasie igrzysk w Tokio Japonia zajęła siódme miejsce. To był najlepszy rezultat od 29 lat. Chwilę wcześniej, bo w 2019 roku, była czwarta w Pucharze Świata. Nie wyszły jej ubiegłoroczne mistrzostwa świata, ale w Lidze Narodów, w której mierzyli się z najlepszymi, zajęli piąte miejsce. Teraz dotarli do półfinału tych rozgrywek i są o krok od wywalczenia medalu światowej po raz pierwszy od 46 lat. Yuki Ishikawa - wielka gwiazda japońskiej drużyny Obecnie największą gwiazdą japońskiej kadry jest 27-letni Yuki Ishikawa. To kapitan drużyny, ale też jej atakujący, który jest niesamowicie trudny do zatrzymania. Od 2014 roku występuje on we Włoszech, ale dopiero od 2018 roku ma zawodowy kontrakt. Obecnie jest zawodnikiem Allianz Mediolan. Lepszej rekomendacji jego umiejętności chyba nie trzeba. To na niego fani czekają zawsze najdłużej, a on cierpliwie do nich przychodzi i rozdaje autografy. Podobnie, jak wielu siatkarzy z jego kraju, ma on kibiców nie tylko w Japonii, ale na całym świecie. Ishikawa jest jednym z najlepiej punktujących, ale też najskuteczniejszych siatkarzy w tegorocznej Lidze Narodów. W Japonii buduje swój pomnik. Na razie doczekał się, jako pierwszy siatkarz tego kraju, figury woskowej w muzeum figur woskowych Madame Tussauds w Tokio. Ishikawa był skazany na sport, bo jego ojciec Mikihisa był sprinterem, a matka Midori koszykarką. Do siatkówki trafił dzięki starszej siostrze Naomi. Z kolei jego młodsza siostra Mayu gra w żeńskiej reprezentacji. W 2017 roku Ishikawa zagrał w teledysku japońskiej grupy popowo-rockowej Porno Graffitti. W kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni Ishikawa już zaistniał. Teraz powoli oswaja się ze sportową sławą, bo reprezentacja Japonii zyskuje też całe rzesze fanów. - To fajne uczucie, że mamy tylu fanów i to na całym świecie. Myślę, że to dzięki temu, że ostatnio wiele wygrywamy. Coraz więcej osób ogląda też nasze mecze - cieszył się Ishikawa. Japoński gwiazdor już nie może się doczekać meczu z Polską. Dla niego to będzie zaszczyt wystąpić przed tak wspaniałą publicznością, jak ta w Ergo Arenie. - Po tym, jak w końcu przełamaliśmy klątwę ćwierćfinałów w wielkich imprezach, pięknie będzie kontynuować naszą wspaniałą historię w meczu z Polską przy tak znakomitej publiczności - powiedział. Z Ergo Areny - Tomasz Kalemba i Damian Gołąb, Interia Sport Polacy zagrają o finał Ligi Narodów siatkarzy. Kiedy mecz? Gdzie transmisja?