Na początek rozgrywek finałowych siatkarskiej Ligi Narodów dostaliśmy od razu starcie wagi ciężkiej - obrońcy tytułu Francuzi zagrali z USA, drużyną rozstawioną z numerem jeden po fazie grupowej. Zapowiadało się na gładkie 3:0 dla Amerykanów, którzy prowadzili 2:0 w setach. Jednak na tym etapie nie ma już słabych drużyn, siatkarze USA musieli się mocno napocić, by wygrać 3:2. Brazylijczyk z Nowego Sącza chce pokonać "rodaków" Główne role w tym dramatycznym meczu grali siatkarze z PlusLigi. Pierwszego seta zakończył potężnym smeczem środkowy Taylor Averill, który ostatnio grał dla Indykpolu AZS Olsztyn. Znajomych z PlusLigi było zresztą więcej: Ben Toniutti, Trevor Clevenot, Kevin Tillie i Stephen Boyer po stronie Francji oraz wspomniany Averill, Torey Defalco, David Smith i libero Erik Shoji. Amerykański dramat w pierwszym meczu Ligi Narodów w ERGO ARENIE W drugim secie od niecelnego ataku Kevina Tillie zaczął się odjazd Amerykanów. Drużyna USA miała w swych szeregach genialnego rozgrywającego Micah Christensona, który szalał na parkiecie i wyprowadził swój team na prowadzenie 17:12. "Koguty" nie dawały za wygraną - asa zaserwował Clevenot. W newralgicznym momencie drugiej partii, siatkarze zza oceanu kierowali piłki do Thomasa Jaeschke, który się nie mylił. Set zakończył się zdecydowaną wygraną USA 25:18. Polski selekcjoner myśli tylko o Brazylii To wywołało sportową złość "Trójkolorowych", którzy trzecią partię rozpoczęli od prowadzenia 5:2. Ich dobra zbiegła się z zejściem z boiska Toniuttiego i Boyer, których zastąpili Antoine Brizard i Jean Patry. Nareszcie zaczął też funkcjonować francuski blok (duży udział Jeana Patry) i było już 12:7. As serwisowy Matthew Andersona, zmniejszył deficyt USA do trzech punktów - było 13:16. To było wszystko na co stać było w tej partii siatkarzy z Ameryki, którzy zdobyli ledwie 17 punktów. Czwarty set to walka cios za cios, wet za wet na najwyższym światowym poziomie. Nie zapominano jednak o fair play - w ruch poszła nawet "zielona kartka", gdy jeden z siatkarzy USA przyznał się do bloku, czego nie zauważył sędzia - piękny gest. Francja wyszła na prowadzenie 14:11 po kolejnym bloku Patry'ego. Sygnał do "comebacku" dał efektownym blokiem David Smith. Po asie serwisowym Patry'ego (któżby inny?) było 17:14 dla Francji. Wszystko zmierzało w kierunku piątego seta, gdy "monster blockiem" popisał się Anderson. Wszystko na nic, rozgrywający Brizard zrewanżował się pięknym za nadobne i było 2:2 w setach. A więc tie-break, który jest zawsze loterią. Zaczęło się od prowadzenia "Jankesów", ale zaraz ta przewaga stopniała do zera. Sprawy w swoje ręce wziął Brizard, który dwoma kolejnymi (!) asami serwisowymi wyprowadził Francję na 4:2. Wówczas wyższy bieg włączył Micah Christenson i wnet było 9:6 dla USA. Set zakończył się wygraną Ameryki 15:9, a cały mecz wynikiem 3:2. USA - Francja 3:2 (25:21, 25:18, 17:25, 24:26, 15:9) USA: Anderson, Defalco, Jaeschke, Christenson, Holt, Averill - Shoji (l), Smith, Muagututia, M'a. Francja: Toniutti, Tillie, Le Goff, Clevenot, Boyer, Chinenyeze - Grebennikow (l), Patry, Brizard, Jouffroy. Maciej Słomiński, INTERIA