Magdalena Stysiak we wszystkich meczach Ligi Narodów zdobyła 298 punktów, mając 45,03 proc. skuteczności w ataku. Dziś trudno wyobrazić sobie polski zespół bez tej zawodniczki. Ona nie tylko daje naszej drużynie punkty, ale też niezbędne wsparcie mentalne na boisku. Kibice przywitali polskie siatkarki. Piękny gest Marii Stenzel Polski siatkarki wyzbyły się strachu. Ten moment był kluczowy Tomasz Kalemba, Interia: Żeńska siatkówka odniosła sukces, jakiego w naszym kraju nie było od 55 lat. Wywalczyłyście brązowy medal światowej imprezy. Aż trudno w to uwierzyć. Magdalena Stysiak: - Fajnie jest coś zdobywać dla Polski. W ostatnim czasie po medale sięgała tylko męska reprezentacja. Teraz mam nadzieję, że coś się zmieni, choć oczywiście naszym panom życzę, by nadal wygrywali. Bardziej chodzi mi o to, że to może teraz my zaczniemy sięgać po trofea. Chcemy pokazać światu, że liczymy się w kobiecej siatkówce. Ten mecz z USA o brązowy to był prawdziwy thriller. - I niewiele z niego pamiętam. Takie mecze dużo uczą. Przede wszystkim tego, że choć na boisku są wielkie emocje, to trzeba utrzymać nerwy na wodzy. Prawda jest taka, że jak się za bardzo chce, to wtedy lubi nam nie wychodzić. To zresztą trener ciągle nam powtarza. Można odnieść wrażenie, że atmosfera w zespole jest mocną bronią waszej drużyny? - Zgadza się. W zespole panuje świetna atmosfera. I to na pewno pomaga w grze. Czuje się pani mentalną liderką tej drużyny? - Czy mentalną? Nie wiem. Lubię jednak czasami trzymać na swoich barkach ciężar gry. Nie boję się tego. Mimo że jestem młodą zawodniczką, to jednak mam już duże doświadczenie, bo w lidze włoskiej rozegrałam kilka ważnych spotkań. Często to pani motywowała koleżanki po nieudanych zagraniach. - Bo wiem, że jak tylko człowiek na chwilę spuści głowę, to rywalki zaczną się cieszyć. One tylko czekają na takie momenty. Dlatego trzeba trzymać koncentrację przez cały czas i walczyć do ostatniej piłki. Póki walczysz, to jesteś zwycięzcą. Głowa w tym wypadku odgrywa ogromną rolę. Takie zachowania da się wyuczyć? - Nie. To przychodzi samo. Tu dużą rolę odgrywa doświadczenie, a my chyba - jako zawodniczki - dorosłyśmy do tego, jak zachowywać się na boisku. Skoro jesteśmy przy mentalnej stronie, to da się zauważyć, że u całej drużyny nastąpił przełom. To się dokonało jeszcze w ubiegłym roku czy właśnie teraz? - Ta zmiana nastąpiła w momencie, kiedy przyszedł do nas nowy trener. To było widać od razu. On zmienił nasze podejście. Teraz my podchodzimy do siatkówki w taki sposób, jak trener. Nie umniejsza nam w niczym. Ciągle powtarza nam, że jesteśmy świetną drużyną gotową na wielkie rzeczy. I to jest najważniejsze, bo na mecze wychodzimy podbudowane i z głową wysoko uniesioną, a nie skulone i ze strachem przed rywalkami. To jest wielka różnica. Mamy walczyć i pokazywać swoją najlepszą siatkówkę. Jerzy Matlak, były trener kadry, mówił, że pani bardzo dojrzała we Włoszech? - Na pewno. Miałam 18 lat, jak wyjechałam do tamtej ligi. Cztery lata spędzone tam ukształtowały mnie siatkarsko, ale i mentalnie. I nawet akcent ma pani włoski? - Dokładnie, ale teraz będę musiała go zmienić. Dojdzie mi zatem kolejny język. Pewność siebie zaczęłyście budować w czasie mistrzostw świata i wtedy naruszyłyście te wielkie nacje. Medal był blisko. Spodziewała się pani tego, że świat tak szybko zacznie czuć przed wami respekt? - Nasza gra w Lidze Narodów wyglądała naprawdę bardzo fajnie. Byłyśmy zgrane. Nie tylko na boisku, ale też poza nim. Na ten sukces ma wpływ bardzo wiele osób. Mam nadzieję, że pójdziemy za ciosem i będziemy się rozwijać. Tak, by żeńska siatkówka w naszym kraju wróciła na dobre tory. Coś panią szczególnie zaskoczyło w waszej grze w tym sezonie? - Nie. Przed zgrupowaniem kadry miałam tylko trzy dni wolnego po sezonie we Włoszech. Kiedy tylko pojawiłam się w szatni, zauważyłam, że w tej drużynie jest coś innego. Coś, czego wcześniej nie było. To była atmosfera. Jestem zadowolona i dumna z każdej zawodniczki. Która wchodziła na boisko, bo dawała z siebie sto procent. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Polska siatkarka pokazała, jak spędza wakacje. Wymowna fotka