Sobotni wieczór w Ergo Arenie siatkarze obu drużyn spędzili w zupełnie różny sposób. "Biało-Czerwoni" w dwóch pierwszych setach mieli spore problemy z Japończykami i dopiero pomoc rezerwowych odmieniła przebieg spotkania. Amerykanie zupełnie rozbili zaś Włochów, zamieniając hit Ligi Narodów na jednostronne widowisko. Droga, jaką dotąd tego lata przebyły oba zespoły, też nieco się od siebie różni. Choć i Polacy, i Amerykanie przegrali tylko po dwa spotkania, osiągnęli te wyniki innymi metodami. Grbić rotował składem i oszczędzał najważniejszych zawodników. John Speraw, trener USA, na wszystkie turnieje Ligi Narodów zabierał skład oparty na największych gwiazdach. To poskutkowało wygraną fazą zasadniczą. A już w Trójmieście pokonaniem mistrzów olimpijskich i mistrzów świata. Nikola Grbić tłumaczy zaskakującą zmianę. To dlatego odstawił gwiazdę kadry Polska w finale Ligi Narodów. Nikola Grbić chce kontynuować trend Jego siatkarze w meczu z Japonią przezwyciężyli trudności, które sprawiła im rewelacja tegorocznej Ligi Narodów. Opanowali sytuację w przyjęciu, bo rywale mocno naciskali ich zagrywką. Przetrwali też końcówkę drugiego seta, gdy Japończycy mogli objąć prowadzenie 2:0. Pomogli w tym zmiennicy. Łukasz Kaczmarek wystąpił co prawda w podstawowym składzie, ale musiał w nim zastąpić Bartosza Kurka i spisał się znakomicie. Wilfredo Leon niespodziewanie wszedł dopiero z rezerwy i zdobył aż 23 punkty, z dobrej strony pokazał się też Norbert Huber, który zastąpił Jakuba Kochanowskiego. - Jestem bardzo usatysfakcjonowany tym, jak reagują moi zawodnicy. Jak zbudowaliśmy zaufanie w to, co robię, co im mówię. Mam nadzieję, że będziemy kontynuować ten trend. To nie znaczy, że zawsze będziemy mieć jakość, by grać w finale. Rozwijamy, ale są też inni. Dla mnie to ważne, że jesteśmy tutaj, ze względu na fanów. Ale to też potwierdzenie, że to, co robimy, jest dobre - zaznacza selekcjoner polskiej kadry. Liga Narodów siatkarzy. Amerykanie chcą zagrać jeszcze lepiej niż w półfinale Dobitnym potwierdzeniem rozwoju polskiej drużyny będzie wygrana w dzisiejszym finale. "Biało-Czerwoni" zdobywali medale w trzech ostatnich edycjach imprezy, ale na najwyższym stopniu podium jeszcze nie stali. Najbliżej było przed dwoma laty, kiedy jednak drużyna prowadzona przez Vitala Heynena przegrała finał z Brazylią. Ostatniego lata drogę do złota polskiej kadrze zamknęli Amerykanie. W półfinale rozbili zespół Grbicia 3:0, w ostatnim secie wygrywając aż 25:13. W tym sezonie, gdy obie drużyny spotkały się w fazie zasadniczej, również odprawili Polaków w trzech setach. "Biało-Czerwoni" mają więc z nimi rachunki do wyrównania. W sobotę Amerykanie równie gładko pokonali Włochów. Spisali się na tyle imponująco, że po spotkaniu słyszeli od dziennikarzy pytania o to, czy mogą zaprezentować się jeszcze lepiej. - Mam nadzieję, że możemy grać lepiej - podkreśla Thomas Jaeschke, przyjmujący amerykańskiej kadry, który w meczu z Włochami zdobył 16 punktów i był jednym z liderów drużyny. Wymienia jednak również zalety polskiej kadry. Bartosz Kurek nie zagra. Osłabienie czy zasłona dymna? I Amerykanie, i Polacy mają na koncie po trzy medale Ligi Narodów, ale ani jednego złotego. Drużyna USA przegrała już dwa finały - w 2019 r. z Rosją i ostatniego lata z Francją. W poprzedniczce tych rozgrywek, czyli Lidze Światowej, triumfowali dwukrotnie. Dla "Biało-Czerwonych" jedynym triumfem pozostaje wygrana ekipy prowadzonej przez Andreę Anastasiego, która wygrała Ligę Światową w 2012 r. W finale pokonała wówczas... Amerykanów. 15 punktów dla Polski zdobył wtedy Kurek. Aktualnemu kapitanowi reprezentacji Polski odnowiła się jednak kontuzja i, jak przekazał Grbić, najprawdopodobniej tym razem nie zagra. Znów na boisku powinien więc pojawić się Kaczmarek. Ale może to tylko zasłona dymna przed rywalami? Początek spotkania o godz. 20. Transmisja w Polsacie Sport, relacja tekstowa w Interii. Z Gdańska Damian Gołąb