Maciej Słomiński, INTERIA: Zanim przejdziemy do dania głównego czyli finału Ligi Mistrzów, chciałem jeszcze zapytać o finisz PlusLigi. Czy Jastrzębski Węgiel zasłużenie obronił tytuł mistrzowski? Krzysztof Ignaczak, były libero reprezentacji, obecnie siatkarski ekspert: - Nie da się całych rozgrywek grać koncertowo, każdy zespół ma wzloty i upadki, Jastrzębie wygrało sezon zasadniczy, co oznacza że miało najmniej wpadek, grało najrówniej. Dlatego, uważam, że mistrzostwo dla Jastrzębia jest zasłużone. Zawiercie rzuciło im w finale mocne wyzwanie. - Ta drużyna zrobiła wielki postęp. Puchar Polski i srebrny medal w lidze dla prezesa Kryspina Barana i jego ekipy jest wielkim sukcesem, choć Zawiercie to ambitny klub i drużyna dlatego pewnie niewielki niedosyt pozostał. Trzeba pamiętać, że drużyna Michała Winiarskiego jako jedyna pokonała w tym sezonie Jastrzębie aż w trzech meczach przed finałem, to wielkie osiągnięcie, dlatego były podstawy by myśleć o złocie. Skrzydłowi Trevor Clevenot i Bartosz Kwolek dawali z wątroby, koniec końców zabrakło chyba fizyczności. Patrzę na ligę jako ekspert i kibic, mnie osobiście w tym ciekawym sezonie zabrakło play-offów. No właśnie, liga w sezonie zasadniczym grała prawie codziennie, a potem szast-prast i po niecałych trzech tygodniach było po herbacie. - Prezesi ustalili reguły, jakby zapominając że ligę gra się po to, by cała Polska mogła zobaczyć ciekawe play-offy, abyśmy mogli się delektować pięciomeczową rywalizacją, a nie oglądać "złotego seta". Myślę, że nic by się nie stało, gdyby decydująca faza rozgrywek trwała kilka dni dłużej. Dla mnie play-off w takiej kadłubowej formie to jakiś żart. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pan został prezesem i przeforsował swoje pomysły. - Nie mam takich planów. Trudno wymazać z pamięci wyraz twarzy Piotrka Gacka, gdy jego Projekt mógł przekreślić swój świetny sezon przez "złotego seta" z Lublinem. Mam nadzieję, że ktoś na górze następnym razem pomyśli i będziemy mogli oglądać siatkarską ucztę, a nie szybki podwieczorek. Całe ligowe podium omówiliśmy, a jak ocenić pana Asseco Resovię, która znalazła się tuż za nim? - Nigdy nie było wiadomo jaka Resovia wyjdzie na boisko. Czasem to był zespół, który był nie do zatrzymania, taki który mógł sięgnąć nawet po mistrzostwo, a czasem ci zawodnicy grali jakby widzieli się na boisku po raz pierwszy. Ten rollercoaster mógł się skończyć szczęśliwie, gdyby nie wypadł Stephane Boyer... ...który był w sztosie. Byłem na meczu "Sovii" z Treflem Gdańsk, gdy Francuz doznał kontuzji i był nie do zatrzymania. - Był w bardzo dobrej dyspozycji. Inna sprawa to ten tzw. "transfer medyczny". Zabrało 2 proc. meczów w podstawowym składzie, ale ten przepis można było obejść i pozyskać godne zastępstwo, na które klub o takim budżecie niewątpliwie stać. Transmisja finału Ligi Mistrzów Jastrzębie - Itas w Polsacie Sport 1 od 15:45. Studio już od 13 To ciekawe co pan mówi. - Jako naród jesteśmy bardzo kreatywni, tutaj tego zabrakło. Nikogo do tego nie namawiam, ale teoretycznie można było wpuścić Boyer, żeby na jednej nodze wziął udział w jednej akcji meczu z Treflem. To by dało cztery procent i limit zostałby wypełniony, wówczas bez problemu można by sprowadzić Kurka czy Grozera na zastępstwo. Przecież każdy wie, że Boyer to jest gracz pierwszej szóstki, jeden z najlepszych atakujących na świecie, Resovia powinna dostać możliwość sprowadzenia zastępstwa. Dura lex sed lex - surowe prawo, ale prawo. - Nawet bez Boyer, Resovia miała już Jastrzębie na deskach, było 21:15 w czwartym secie, który wyeliminowałby mistrza Polski z rozgrywek. Resovia przegrała wygrany mecz, nazwijmy rzeczy po imieniu. Oglądałem ten trzy czy cztery razy i wciąż nie mogę zrozumieć co się wydarzyło. Miałem już gotowe do wysłania SMS-y gratulacyjne do swoich przyjaciół związanych z rzeszowskim klubem. Śmiem twierdzić, że gdyby dotarła do finału, Resovia byłaby go w stanie wygrać, nawet bez Boyer. Wreszcie trener przestał mieszać w składzie i postawił na Yacine Louati, co powinien zrobić dawno i dlatego "Sovia" jako jedyna była w stanie pokonać Jastrzębski Węgiel w tym ułomnym play-off. Czyli jak ocenić ten sezon Resovii? Niedosyt, czy jednak solidny fundament pod budowę? - Ciężko mówić o niedosycie jeśli klub wygrywa jeden z europejskich pucharów, jaki by on nie był. Z drugiej strony mówić o budowie, jeśli zespół stoi w obliczu wielkich zmian. Kluby ustalają składy na kolejny sezon w połowie poprzednich rozgrywek. - W połowie to było kiedyś, teraz ledwo ruszy sezon, a już ruszają zbrojenia na kolejny Na to nic nie poradzimy. Każdy zawodnik jest profesjonalistą i gra do końca dla klubu, z którym ma kontrakt. Skupiając się na "mojej" Resovii, to szkoda że ledwo co udało się coś zbudować, trzeba znów klocki układać od początku. Klub, który dysponuje bardzo dużym budżetem traci czterech ważnych siatkarzy - odchodzą rozgrywający Fabian Drzyzga, środkowy Kuba Kochanowski, przyjmujący Torey DeFalco i Yacine Louati. Drużyna, która przetrwałaby w dotychczasowym kształcie byłaby dużo mocniejsza i dojrzalsza. Para Bartosz Bednorz - Klemen Cebulj jest mocna na papierze, tyle że bardzo ofensywna, być może przydałby się ktoś stricte przyjmujący? Było sporo narzekań w minionym sezonie PlusLigi na napięty terminarz, było sporo kontuzji, w efekcie rozgrywki wrócą do stawki 14-zespołowej. Jaka jest pana zdanie na temat kształtu rozgrywek? - Zawodnicy lubią narzekać, więc to robią (śmiech). Ja bym poszedł nieco pod prąd i zastanowił się nad zmianą kształtu rozgrywek siatkarskich. Piłka nożna, ręczna czy koszykówka mają tzw. "okna" reprezentacyjne. W siatkówce kluby grają przez siedem miesięcy, przez resztę czasu nie mają możliwości pokazania swoich sponsorów publice, a zawodnikom trzeba dalej płacić. Nie grając w lidze, 90 proc. siatkarzy leży do góry brzuchem, po kilku miesiącach na plaży wchodzą na duże obciążenia stąd biorą się kontuzje. Proszę zwrócić uwagę, że większość urazów nie dotyczyło wcale zawodników, którzy grają w reprezentacji, tylko właśnie takich, którzy mają dużo wolnego. Jeden z drugim sobie pofolguje i za długo stoi przy grillu, to niech się potem nie dziwi, że ma kontuzję przy końskiej dawce trzech meczów w tygodniu. Reprezentanci mają głównie urazy przewlekłe, których nie mają kiedy wyleczyć. Nie wiem czy np. Michał Winiarski byłby zadowolony z takiej zmiany kalendarza, gdzie rozgrywki klubowe i reprezentacyjne nachodziłyby niejako na siebie. Przecież prowadzi zarówno drużynę z Zawiercia i reprezentację Niemiec. - Wiadomo, że trenerzy reprezentacji nie będą szczęśliwi z takiego rozwiązania. Jesteśmy jedyną dyscypliną sportu, gdzie sezon klubowy i reprezentacyjny jest tak wyraźnie rozdzielony, gdzie selekcjoner ma półtora czy dwa miesiące, żeby przygotować kadrę do igrzysk, czy mistrzostw. Nie daję odpowiedzi, stawiam jedynie pewne tezy i pytania. Nie piję absolutnie do "Winiara", ale osobiście uważam że trener reprezentacji powinien zajmować się tylko i wyłącznie reprezentacją. Ktoś inny skontruje mówiąc: niech ten szkoleniowiec podnosi swój warsztat pracując na dwóch frontach. Na co znowu ja powiem, że trener kadry powinien jeździć, obserwować zawodników w meczach, rozmawiać z ich trenerami klubowymi, a nie tylko kupić sobie talerz Polsatu i robota zrobiona. Zewsząd słyszę, że polska liga siatkówki jest najlepsza na świecie, więc chyba logiczne, że jej zwycięzca musi być faworytem finałowego starcia w Lidze Mistrzów. - Wizytówką każdej ligi są puchary i gra z europejską konkurencją. Jeśli drużyny PlusLigi zdobyły już dwa kontynentalne trofea, a Jastrzębski Węgiel ma wielką szansę na trzecie to tak - polska liga jest najlepsza na kontynencie. Parafrazując klasyka - na tym szczeblu rozgrywek nie ma już słabych drużyn, a poziom gry jest bardzo wyrównany. Jeśli ktoś doszedł do finału Ligi Mistrzów musi być bardzo dobry, ja uważam, że Jastrzębie jest faworytem finału w stosunku 70:30, no może 60:40. Jak pan ocenia włoskiego rywala jastrzębian - drużynę Itas Trentino? - Itas to klasyczna drużyna włoska - bazują na taktyce plus starają się robić wszystko wysoko i mocno. Patrząc na suche wyniki, uważam że w Trento coś się stało. Po tym jak zagrali znakomicie i wygrali rundę zasadniczą ligi włoskiej, na mecie sezonu znaleźli się poza podium. To rzadko się zdarza, aby najlepsza drużyna sezonu regularnego skończyła ligę bez medalu i poza Ligą Mistrzów w przyszłym sezonie. To zastanawiające. Trento gra o uratowanie sezonu, nie ma nic do stracenia, rzucą się jastrzębianom do gardeł, jeśli polska ekipa wytrzyma ten napór powinno być dobrze. Obstawiam 3:1 dla Jastrzębia, Marcelo Mendes zdobędzie pełną pulę i będzie "King of the Bongo". Spróbujmy prześledzić po kolei składy obu finalistów. Nie jest wielką tajemnicą, że stan zdrowia Bena Toniuttiego pozwala tylko na granie meczów, podczas treningów odpoczywa. - W Trento rozegranie jest zagadką, ich rozgrywający Riccardo Sbertoli wypadł na długi czas, teraz wrócił. Jastrzębie jest lepsze na środku i na libero. Najbliżej remisu jest na ataku i przyjęciu, ale Jean Patry pokazał świetną formę w finałach PlusLigi, więc jednak delikatna przewaga JW. Daniele Lavia to doskonały przyjmujący, chociaż trudno nie mieć w pamięci tego jak zagrał Rafał Szymura w play-off. To jest sport, decyduje jeden mecz, wszystko może się wydarzyć. Jastrzębianie na pewno są mocni mentalnie - wyszli zwycięsko z półfinałowej opresji z Resovią, gdy byli już jedną nogą za burtą, potem wygrali po ciężkim boju finał. Po drugiej stronie niepewność - przegraliśmy to, przegraliśmy tamto, no nie jest fajnie. Coś tam się stało, coś tąpnęło, pewnie niebawem dowiemy się co to było. Albo się odbiją, albo polska drużyna pognębi ich doszczętnie. Na koniec chciałem pana zapytać o uczucia odnośnie obecnego pokolenia siatkarzy - słychać, że niektórzy kasują ponad 2 miliony złotych za sezon, takie pieniądze dostają tylko pojedynczy piłkarze w Ekstraklasie. - Nasze pokolenie, chłopaków urodzonych na przełomie lat 70. i 80. XX wieku przeszło całą przemianę ustrojową, za którym poszła zmiana organizacyjna w siatkówce - od pełnej partyzantki i amatorki po coś co można było nazwać średnim profesjonalizmem. Dziś już zupełnie inaczej, co nie znaczy że idealnie, kuleje np. marketing sportowy, który mógłby hulać o wiele lepiej. Bez wątpienia jednak pieniądze są w naszym sporcie i to duże. Czy może jest nuta zazdrości, że za waszych czasów zarabialiście mniej choć graliście równie dobrze? - Chłopaki nie powinni narzekać, że jest dużo grania, tylko jechać z robotą. Dużo meczów daje dużo kasy - starczy połączyć kropki. Czy zazdroszczę? Starczy spojrzeć na moje media społecznościowe, staram się utrzymywać w formie, tu puszczam oko, gdyby ktoś chciał się utrzymać w PlusLidze z dobrym libero w składzie, to puszczam sygnał - jestem gotowy! Oczywiście żartuję. Nie zazdroszczę, cieszę się, że nasz sport poszedł w dobrym kierunku i jest kłopot bogactwa. Mogę tylko żałować, że tak duże środki nie pojawiły się w siatkówce wcześniej. Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. - To prawda, ale pomagają w życiu (śmiech). Na to pracowało całe nasze pokolenie. Jest jeszcze coś czego nie da zmierzyć się pieniędzmi. Co takiego? - Obecni zawodnicy są kompletnie pozbawieni kompleksów, co było udziałem mojego pokolenia. Myśmy po drugiej stronie siatki widzieli lepszych od nas - zazdrościłem Włochów lepszych koszulek, butów, ligi i trenerów. Dziś to my wyznaczamy trendy, każdy marzy aby zagrać w naszej lidze. Nowe pokolenie pytane o idoli nie rzuca, jak mym nazwiskami typu: Papi czy Gianni, a Kurek, Śliwka czy Janusz itd. Najlepsze wzorce są nad Wisłą, nie trzeba sięgać nie wiadomo gdzie. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA