Kiedy po dwóch setach półfinałowej rywalizacji z JSW Jastrzębskim Węglem wszystko wskazywało na to, że siatkarze z Zawiercia mogą żegnać się z marzeniami o trofeum, trener Michał Winiarski nie miał wyjścia - musiał coś zmienić. Jak sam przyznał, podjął więc ryzyko i posłał do gry wracającego po kontuzji Karola Butryna. Decyzja o wstawieniu do szóstki drugiego rezerwowego była łatwiejsza. Patryk Łaba przez lata zapracował bowiem na miano "superrezerwowego". Winiarski dał mu zadebiutować w PlusLidze, kiedy siatkarz miał już 30 lat. Trener ściągnął go do Trefla Gdańsk, a potem pociągnął za sobą do Aluron CMC Warty Zawiercie. Na początku Łaba był wykorzystywany głównie jako tzw. zadaniowiec, wchodził wykonać zagrywkę. To z czasem się zmieniło, bo Łaba pokazał, że potrafi odmieniać losy meczów. Dowodził tego wielokrotnie, w tym sezonie choćby w dramatycznych półfinałach PlusLigi z PGE Projektem Warszawa. W półfinale Ligi Mistrzów zastąpił Aarona Russella, brązowego medalistę ostatnich igrzysk olimpijskich. "Może wprowadziliśmy trochę zamieszania do taktyki Jastrzębia. Jestem zawodnikiem dokładnie odwrotnym niż Ronnie. Mam całkowicie inny styl. Jestem niski, ale wysoko skaczę. Ronnie wysoko skacze i jest bardzo wysoki. Może rywale byli przygotowani na coś innego, może udało nam się ich zaskoczyć" - analizował Łaba po spotkaniu. Patryk Łaba rozważał koniec kariery. Z Michałem Winiarskim podbija PlusLigę i Ligę Mistrzów Przyjmujący, który lipcu skończy 34 lata, to dowód na to, że ciężką pracą i wiarą można dojść na siatkarski szczyt. Mierzy tylko 188 centymetrów. I choć na ulicy raczej wyróżnia się wzrostem, to w siatkarskim środowisku jest - jak sam powiedział - niski. Russell, którego zastąpił w półfinale, mierzy aż o 18 centymetrów więcej. Wzrost był elementem, który od początku kariery Łaby podcinał mu skrzydła. A jeśli nie sam wzrost, to na pewno trenerzy czy obserwatorzy, którzy nie wieszczyli mu wielkiej kariery. I dodaje, że w 2014 r., po zerwaniu więzadeł krzyżowych, był bliski zakończenia kariery. Zdecydował też, że musi mieć drugą opcję, inną drogę życiową poza siatkówką - skończył więc studia inżynierskie na Akademii Górniczo-Hutniczej i pracował nawet jako programista. Kapitan zawiercian ucina temat sędziów. Nie chce dostać kary Polski siatkarz to "ewenement na skalę światową". Przed nim życiowa szansa Dziś w Zawierciu nie ma nikogo, kto wątpiłby w umiejętności i charakter Łaby. Był asem w rękawie Michała Winiarskiego, ale też bezcennym zastępcą bardziej utytułowanych zawodników z pierwszej szóstki, bo zawiercian prześladowały w ostatnich tygodniach kontuzje. W półfinale z JSW Łaba zdobył po wejściu z rezerwy 10 punktów. Pomógł ustabilizować przyjęcie, do tego popisał się asem serwisowym. Koledzy nie mieli wątpliwości, że był jedną z gwiazd spotkania. Sam Łaba stanie przed szansą pierwszego występu w finale Ligi Mistrzów. W tym przypadku nie będzie jedyny w drużynie, bo żaden z siatkarzy z Zawiercia nie zdobył jeszcze złota tych prestiżowych rozgrywek. Ma je tylko ich trener. "Nie wierzę w to, co się dzieje, jak to wszystko się potoczyło w ostatnim czasie. Bardzo się cieszę i mogę powiedzieć, że jestem dumny z siebie, że w takich ważnych meczach udźwignąłem presję spotkania i mogłem pomóc chłopakom. Adrenalina pewnie nas poniesie. Nie mam dużego doświadczenia, jeśli chodzi o grę w takich meczach, ale mam nadzieję, że nie będziemy myśleć o żadnych bólach, a zagramy jakby jutra miało nie być" - zapowiada Łaba. Początek finału Warta Zawiercie - Sir Sicoma Monini Perugia w Łodzi o godz. 20.