"ZAKSA witamy w piekle" - taki napis kibice Perugii rozłożyli na trybunie tuż przed pierwszym gwizdkiem. Hala tętniła dopingiem, ale mistrzowie Polski, którzy pierwszy mecz wygrali 3:1, nic sobie z tego nie robili. Po dwóch setach znaleźli się nie w piekle, a w niebie. Rozbili drużynę pełną gwiazd i znów powalczą o najważniejsze klubowe trofeum w Europie. Po raz pierwszy z polskim przeciwnikiem - dzień wcześniej Jastrzębski Węgiel wyeliminował Halkbank Ankara. W przeciwieństwie do pierwszego meczu w Kędzierzynie-Koźlu, tym razem trener Perugii Andrea Anastasi wystawił w pierwszej szóstce Kamila Semeniuka. Czwartkowy mecz rozpoczął na przyjęciu wspólnie z Wilfredo Leonem. Tyle że Semeniuk pierwszą piłkę zaatakował w aut, drugą w siatkę. ZAKSA błyskawicznie zablokowała też atak Kamila Rychlickiego. Mistrzowie Polski prowadzili przez większość partii, ich przewaga sięgała trzech punktów. Znakomicie radzili sobie z przyjęciem zagrywki. Gdyby nie błędy w ataku, różnica mogłaby być jeszcze większa. Końcówka i tak była jednak nerwowa. Gdy w końcu wprowadzony z ławki Ołeh Płotnicki zaskoczył ZAKS-ę serwisem, na tablicy wyników był remis 22:22. Ostatnie akcje należały jednak do gości. Blok Davida Smitha dał im zwycięstwo 25:23. ZAKSA z awansem już po drugim secie! Koncert Bednorza i Smitha Już przed meczem w drużynie z Perugii było sporo nerwów. Po weekendowej porażce zespołu w lidze właściciel klubu, Gino Sirci, skrytykował trenera i podejście drużyny do meczu. A po przegranym pierwszym secie Włosi byli już pod ścianą. Każda kolejna zwycięska partia ZAKS-y oznaczała awans polskiej drużyny. Na drugą partię włoski zespół wyszedł z Płotnickim i Leonem na przyjęciu. Urodzony na Kubie przyjmujący w pierwszym secie radził sobie bardzo dobrze, przyjmował i atakował skuteczniej niż przed tygodniem. Również na początku drugiej partii mocno pomagał drużynie, a ta od początku mocno naskoczyła na ZAKS-ę. To mogło przez chwilę przypominać "tornado", którego przed meczem obawiał się trener ZAKS-y Tuomas Sammelvuo. Efektem była czteropunktowa przewaga. Sytuacja zupełnie odwróciła się jednak przy zagrywkach Smitha. Mistrzowie Polski wygrali siedem akcji z rzędu: dwa razy zablokowali Leona, w aut zaatakował Flavio Gualberto. Efekt? Prowadzenie 13:10, którego starannie pilnowali przewagi. Podobnie jak przed tygodniem niemal nie do zatrzymania w ataku był Bartosz Bednorz. Smith spektakularnie zablokował atak Leona z tzw. szóstej strefy. Gdy Perugia przed końcówką jeszcze raz zbliżyła się do remisu, Amerykanin ponownie błysnął w bloku. Kędzierzynian nic nie było już w stanie zatrzymać, w końcówce zdeklasowali rywali. Na boisku pojawił się jeszcze Semeniuk i to właśnie jego zbicie obrońcy tytułu zablokowali w ostatniej akcji. Wygrali 25:18 i już po dwóch setach mogli świętować trzeci z rzędu finał Ligi Mistrzów! ZAKSA pieczętuje awans. "Polski" finał w Turynie Kolejne sety nie miały już wielkiej wagi. Na trzecią partię obaj trenerzy posłali rezerwowych. W drużynie z Kędzierzyna-Koźla na boisku pojawił się m.in. Norbert Huber, po drugiej stronie pozostał Semeniuk. Lepiej poradzili sobie gospodarze, którzy prowadzili przez całą partię i wygrali 25:19. Czwartego seta kędzierzynianie rozpoczęli nieco lepiej i wypracowali sobie minimalną przewagę. Dobrze w ataku prezentował się Bartłomiej Kluth. W połowie seta Perugia odrobiła straty z nawiązką, asem serwisowym popisał się Semeniuk. ZAKSA doprowadziła do remisu 16:16 po zagrywkach Adriana Staszewskiego. Seta rozstrzygnęła gra na przewagi, którą goście wygrali 27:25. Finał Ligi Mistrzów, połączony z finałem Ligi Mistrzyń, zaplanowano na 20 maja. Ma zostać rozegrany w Turynie. Wcześniej, bo już w niedzielę, ZAKSA rozpocznie rywalizację w ćwierćfinale PlusLigi. Jej przeciwnikiem będzie Projekt Warszawa. Podziel się emocjami na FB po sukcesie ZAKS-y