Damian Gołąb: W piłce nożnej często przypomina się słowa Jerzego Brzęczka o Piotrze Zielińskim. Były selekcjoner powiedział, że kiedy pewnego dnia Zielińskiemu coś “przeskoczy" w głowie, będzie piłkarzem, którego Polsce będzie zazdrościć cały świat. W Jastrzębskim Węglu po wielu ważnych porażkach z ZAKS-ą też coś w końcu “przeskoczyło"? I to od razu całej drużynie? Krzysztof Ignaczak, były reprezentant Polski, mistrz świata z 2014 r.: Chyba tak. Mieli problem z Kędzierzynem, choćby podczas finału Pucharu Polski. Wtedy Jastrzębski Węgiel nie potrafił zaprezentować pełni możliwości. Ale potem nie bez kozery został mistrzem Polski, pokazując świetną dyspozycję. Bardziej spojrzałbym w kierunku ZAKS-y. Jaka była przyczyna tego, że nie trafiła z dyspozycją? Wcześniej stoczyła bardzo ciężką batalię z Projektem Warszawa, później z Asseco Resovią. Musiała się mocno postarać, by dotrzeć do finału PlusLigi. A jednak jej skład nie jest zbyt szeroki. To mogło mieć jakieś znaczenie. Bartek Bednorz w meczach z Resovią grał fenomenalnie, po prostu perfekcyjnie. A w finałach zszedł z poziomu galaktycznego na normalny. Dlatego na skrzydłach ZAKSA wyglądała trochę gorzej niż Jastrzębski Węgiel. Z drugiej strony Tomek Fornal miał dotąd problemy, a może i kompleks Kędzierzyna. Potrafił grać świetnie ze wszystkimi rywalami, a ten go w jakiś sposób paraliżował. Teraz pokazał, że tę blokadę ma za sobą. Zagrał fenomenalnie, podobnie jak cały zespół Jastrzębskiego Węgla. Końcówkę sezonu bardzo dobrze grał Benjamin Toniutti, do którego wcześniej można było mieć pretensje, że był niedokładny. Stephen Boyer robił różnicę, grał na galaktycznym poziomie. Jeszcze trzeba dodać bardzo doświadczonego Jurija Gladyra. To postaci, które miały kluczowy wpływ na postawę drużyny. W Jastrzębskim Węglu w finałach PlusLigi nie było żadnego słabszego elementu? - Wszyscy zagrali trzy równe, bardzo dobre spotkania. Jedyną szansą ZAKS-y było chyba to, że rywale przestaną grać na tak galaktycznym poziomie. Ale Jastrzębie wytrzymało bez błędów, grając idealną siatkówkę. Czy finał Ligi Mistrzów może być więc bardziej wyrównany? - To jeden mecz, było trochę czasu, by się do niego przygotować. Te zespoły znają się jak łyse konie, myślę, że nie będzie żadnych odkryć ani zmian taktyki. Zdecyduje chyba jednak element zagrywki. Na moje oko dziś Jastrzębski Węgiel ma lepszą formację przyjmujących. Trevor Clevenot, Fornal i Jakub Popiwczak - to trójka w elemencie przyjęcia lepsza od rywali. Mogą poradzić sobie z mocną zagrywką kędzierzynian. Po drugiej stronie Bednorz jest ofensywnym przyjmującym, którego pewnie będą starali się szukać jastrzębianie. Zobaczymy, czy udźwignie tę presję. Jestem ciekaw i zacieram ręce. Chciałbym, żeby ten pojedynek trwał bardzo długo, skończył się fajnym tie-breakiem, był pełny wymian i emocji. By to było nasze polskie święto. Bednorz i Fornal lepsi od Wilfredo Leona? "Reprezentacja wiele zmienia" Sporo mówi pan o Fornalu i Bednorzu. Czy w tle rywalizacji ZAKS-y i Jastrzębskiego Węgla jest ich walka o miejsce w reprezentacji Polski? Rywalizacja na przyjęciu jest duża, w poprzednim sezonie Bednorz nie załapał się do ścisłej kadry, a teraz po kontuzji dołącza jeszcze Wilfredo Leon. - To będzie zagwozdka trenera Grbicia. Cieszę się, że nim nie jestem i nie muszę wybierać, bo na dziś ma do dyspozycji fenomenalnych zawodników. Na tę chwilę, patrząc na formę Leona, nie jestem niestety przekonany, że będzie kluczowym zawodnikiem dla reprezentacji. Wręcz przeciwnie, uważam, że będzie mu ciężko wejść do składu. Zawodnicy o profilu Fornala czy Bednorza mają ten sam, a może i większy potencjał niż Leon. Po kontuzji widać, że Leon nie wrócił jeszcze do stuprocentowej skoczności. A gdy brakuje mu “skoka", w ataku nie jest już tak skuteczny. Wszystkie elementy techniczne, jak przyjęcie i obrona, są po stronie Fornala. Blok po stronie Fornala i Bednorza. To moje przemyślenia, ale trzeba brać też pod uwagę, że reprezentacja wiele zmienia. Jedni potrafią w niej grać, inni nie. Fornal świetnie spisywał się w roli zmiennika, ale w roli szóstkowego nie wytrzymywał presji. Jego doświadczenie idzie jednak w górę, to całkiem młody przyjmujący. Psychika i mental cały czas będą się u niego budować. Ten rok może być przełomowym dla Tomka - może wskoczyć do reprezentacyjnej szóstki i świetnie sobie radzić. Był w tym sezonie filarem swojej drużyny. Z kolei Bartek Bednorz to człowiek, który uratował ZAKS-ę. To “money time player". Podejrzewam, że gdyby wyciągnąć go z tej drużyny, ZAKS-y nie byłoby w finałach. ZAKS-ie nie brakuje Aleksandra Śliwki w najwyższej formie? Wykonuje swoją robotę w defensywie, ale w ataku nie wygląda to już tak dobrze. - To nie były wymarzone finały Olka. Stać go na zdecydowanie lepszą grę. Może zabrakło mu trochę fizyczności. Praktycznie cały sezon tyrał, a człowiek nie jest maszyną. Musi przyjść słabszy okres. Ale w meczach z Trentino czy Perugią pokazał, że to naprawdę świetny gracz, filar drużyny. Teraz był okres wyhamowania, spokoju, czas, by polizać rany. ZAKS-ie na pewno marzy się trzeci tytuł z rzędu. Gdyby to się udało, byłoby to coś wielkiego. Chociaż i tak zrobili już bardzo dużo. Kto może mieć przewagę na środku siatki? Przed finałami PlusLigi mogło się wydawać, że to będzie atut ZAKS-y, która ma tam trzech mocnych zawodników. To się jednak nie sprawdziło. - Jurek Gladyr to człowiek, który zdominował finały PlusLigi. To już wiekowy chłop, ale gdyby nie patrzeć w PESEL, zastanawiałbym się, czy nie wziąć go do reprezentacji. Trener kadry pewnie inwestuje w młodszych zawodników, ale Jurek z powodzeniem mógłby grać dla nas. Jednym z największych wygranych finałów był też Moustapha M’Baye z Jastrzębskiego Węgla. Chłopak przyszedł z Cuprum Lubin i uzupełnił skład, nie było widać różnicy. Po drugiej stronie mamy Davida Smitha i Dmytro Paszyckiego. Zastanawiało mnie, dlaczego trener ZAKS-y nie spróbował jednak gry z Norbertem Huberem. Paszycki w pewnym momencie się trochę zagubił, to było widać w jego spojrzeniu. Był trochę przygnieciony sytuacją. Huber jest człowiekiem “bez układu nerwowego", który podchodzi do gry zadaniowo, cieszy się nią. Na innych pozycjach wśród rezerwowych przewagę ma jednak chyba Jastrzębski Węgiel. - Nie zapominajmy, że na środku ma jeszcze Dawida Dryję, też zawodnika z potencjałem. Szerokość składu dała Jastrzębskiemu Węglowi duży komfort w wielu sytuacjach. ZAKSA tej ławki nie ma. Przez cały sezon próbowała przemycać odpoczynek dla jednego, dwóch zawodników. Jastrzębie mogło podejmować więcej manewrów, choćby podwójną zmianę Eemi Tervaportti - Jan Hadrava. Ktoś pokaże mi inny klub, w którym potencjał rezerwowej pary atakujący - rozgrywający jest równy parze, która schodzi z boiska? Do tego jeszcze Rafał Szymura - to szerokość ławki i bezpieczeństwo Jastrzębskiego Węgla. Cały zespół mocno na to pracował. Krzysztof Ignaczak: ZAKSA będzie musiała schować się za podwójną gardą W Jastrzębskim Węglu nie brakuje utytułowanych zawodników, ale poza Toniuttim w finale Ligi Mistrzów nie grali. Waga tego meczu, otoczka, hala w Turynie - to może mieć jakieś znaczenie i wpłynąć na ich grę? - To mogłoby mieć znaczenie, gdyby po drugiej stronie stała drużyna, której nie znają. Z dużą nazwą, na fali wznoszącej. Ale dziś Jastrzębie jest tak rozpędzone, że na ten mecz patrzy przez pryzmat finałów PlusLigi. Muszą jeszcze odnaleźć się w hali, ale Jastrzębie na pewno narzuci swoją grę, pójdzie za ciosem. Będzie stroną przeważającą, dominującą. A ZAKSA, trochę jak bokser, będzie musiała schować się za podwójną gardą i wyprowadzić cios w odpowiednim momencie. Pytanie, na ile on będzie silny. Trzeci raz z rzędu polski zespół wygra Ligę Mistrzów, pierwszy raz mamy do czynienia z “polskim" finałem. Czy to znaczy, że PlusLiga jest dziś najmocniejszą ligą świata? - Mamy bardzo dobre zespoły. Takich z potencjałem na Europę jest pięć, sześć. Ale czy liga jest najlepsza? Nie sądzę. Pieniądze w niektórych miejscach są większe. Patrząc na ligę, jesteśmy chyba na drugim miejscu. Włoskie kluby mają jednak zdecydowanie większe budżety. Jesteśmy dobrze zorganizowani, gonimy, ale ten potencjał jeszcze można podkręcić. Jesteśmy świeżą cytryną, którą można jeszcze wycisnąć. Sportowo jesteśmy ligą numer jeden. Marketingowo i finansowo - nie. Rozmawiał Damian Gołąb Polski klub wraca do Ligi Mistrzów. Święto po latach rozczarowań