Grbić to jedna z najbardziej posągowych siatkarskich postaci. Mecze obserwuje z kamienną miną, do siatkarzy przemawia spokojnym tonem. Zbyt wiele emocji nie okazywał również jako siatkarz. Nie uronił łzy szczęścia nawet wtedy, gdy z reprezentacją Jugosławii sięgał po olimpijskie złoto. Ale kiedy ZAKSA w maju 2021 r. pokonała w Weronie Itas Trentino, Serb padł na kolana i oparł głowę o podłogę. Emocje przerwały tamę, świętował triumf zalany łzami szczęścia. Siatkarze ZAKS-y skakali z radości, bo “odczarowali" dla Polski najważniejszy z europejskich pucharów po 43 latach. Wygrana Płomienia Milowice z 1978 r. obrosła legendą, ale też pokryła się kurzem. Później w finałach o tytuł walczyły PGE Skra Bełchatów czy Asseco Resovia. Ale dopiero ZAKSA sprawiła, że polskie kluby na dobre mogły wyzbyć się kompleksów wobec włoskich i rosyjskich rywali. "Złote sety" i "gen ZAKS-y". Dwa triumfy z dwoma trenerami Zespół z Kędzierzyna-Koźla na tamten sukces pracował przez kilka sezonów. Ówczesny prezes klubu Sebastian Świderski postawił na stabilizację składu. Benjamin Toniutti czy Paweł Zatorski grali w drużynie przez kilka lat. Strzałem w dziesiątkę okazało się też zatrudnienie Grbicia. Choć wcześniej trenował reprezentację Serbii i kluby z Włoch, wcale nie miał na trenerskim rynku takiej pozycji, jak dzisiaj. Dopiero triumfy z ZAKS-ą wyniosły go na piedestał. Jego zespół wygrywał w porywającym stylu. Kędzierzynianie trafiali na rywali najmocniejszych z możliwych. W ćwierćfinale mierzyli się z Cucine Lube Civitanova, w półfinale z Zenitem Kazań. Mecze były pełne dramaturgii, o awansie rozstrzygał dodatkowy, tzw. “złoty" set. Finał z Trentino ZAKSA wygrała minimalnie spokojniej, 3:1. “Gen" zwycięstw ZAKS-y, który kędzierzynianie zyskali w tamtym sezonie, pozostał z drużyną do dziś. I to mimo zmian w składzie. Chwilę po triumfie z Werony połowa podstawowego składu rozpierzchła się po innych klubach. Kontrakt Grbicia wykupiła Sir Safety Perugia. Serba zastąpił Gheorghe Cretu... a kędzierzynianie znów sięgnęli po tytuł. Tamten sezon był eksplozją talentu Kamila Semeniuka. Przyjmujący urodzony w Kędzierzynie-Koźlu już w pierwszym triumfie ZAKS-y odegrał wielką rolę, przebojem wdarł się do reprezentacji Polski. Koncert zagrał w zeszłorocznym finale Ligi Mistrzów, został wybrany MVP spotkania. Tuż po nim ogłosił pożegnanie z drużyną - jego także skusiła Perugia. Droga ZAKS-y do tamtego triumfu też nie była usiana różami. W fazie grupowej trzeba było przekładać mecz z Lokomotiwem Nowosybirsk, bo kędzierzynian zdziesiątkował wirus SARS-CoV-2. Rosjanie zgodzili się na przełożenie spotkania, choć przylecieli już do Polski. Już w fazie grupowej na drodze ZAKS-y ponownie stanęło też Lube. Później było nieco prościej, bo kędzierzynianie nie musieli grać ćwierćfinału - Dynamo Moskwa zostało wykluczone z rozgrywek po napaści Rosji na Ukrainę. W półfinale ZAKSA wyraźnie ograła Jastrzębski Węgiel, w meczu o tytuł wygrała 3:0 z Trentino. Ten przeklęty koronawirus. Jastrzębski Węgiel przegrywał nie tylko na boisku Jastrzębianie wdarli się do czołowej czwórki, choć wcześniej w Lidze Mistrzów mieli sporo pecha. Kiedy w sezonie 2019/2020 przeszli fazę grupową jak burza, dwukrotnie ogrywając Zenit Kazań, szanse na grę w ćwierćfinale zamknęła im pandemia - rozgrywek nie dokończono. W ramach “rekompensaty" klub otrzymał miejsce w kolejnej edycji, tyle że... nie rozegrał w niej żadnego spotkania. Faza grupowa wtedy podzielona na dwa turniejue. Jastrzębian z obu wykluczyły zakażenia koronawirusem w drużynie. Skończyło się sześcioma walkowerami 0:3. Straty powetowali sobie w finale PlusLigi. Podobnie jak w tym sezonie, niespodziewanie pokonali rozpędzoną ZAKS-ę kilka dni przed finałem Ligi Mistrzów. A po nim wyciągnęli od rywali mózg zespołu, czyli Toniuttiego. Nawet francuski rozgrywający nie pomógł im jednak w 2022 r. ograć ZAKS-y w półfinale LM. Wcześniej w świetnym stylu pokonali Lube, ale dwumecz z kędzierzynianami przegrali dotkliwie. Oficjalnie koronawirusa w drużynie wówczas nie było, ale kilku zawodników z Jastrzębia-Zdroju znów miała osłabić choroba. Szansa na epokowy wyczyn. Bardziej dominowali tylko Rosjanie Choć Jastrzębski Węgiel przegrał wówczas z ZAKS-ą również finał PlusLigi, jego prezes Adam Gorol poszedł drogą wytyczoną przez rywali. Utrzymał skład z poprzedniego sezonu, a otrzaskana w bojach podstawowa szóstka pierwszy raz w historii klubu dotarła do finału LM. Udało się nawet uzupełnić brak kontuzjowanego Łukasza Wiśniewskiego, którego udanie zastąpił sprowadzony awaryjnie Moustapha M’Baye. Jastrzębianie w drodze do finału dali się pokonać tylko raz, ale przegrany tie-break z Halkbankiem Ankara nie miał już znaczenia. ZAKSA bez Semeniuka i Cretu - nowym trenerem został Tuomas Sammelvuo - miała trudniejszą przeprawę. Już w fazie grupowej dwukrotnie przegrała z Trentino. Ponownie wpadła na Włochów w ćwierćfinale, wysoko przegrywała w rewanżu, ale znów zwyciężyła w “złotym" secie. W półfinale w koncertowym stylu rozbiła Perugię z Semeniukiem i Wilfredo Leonem. Teraz ma szansę na epokowy wyczyn. Od kiedy w 2000 r. najważniejszy europejski puchar zyskał szyld Ligi Mistrzów, rozgrywki bardziej zdominował tylko Zenit Kazań: wygrał je cztery razy w latach 2015-2018. Tylko raz, w 2004 r., w finale zagrały dwie drużyny z tego samego kraju - z Rosji. Dziś potęgą w Lidze Mistrzów jest Polska. Dzisiejsze Superfinały w Turynie rozpocznie mecz kobiet. O godz. 17.30 Vakifbank Stambuł zagra z Eczacibasi Stambuł. ZAKSA i Jastrzębski Węgiel wyjdą na boisko o godz. 20.30. Transmisja spotkania w Polsacie Sport i Polsacie. Reprezentant Polski dostał wolne od Grbicia. Powód jest wyjątkowy