Bardziej jaskrawy jest przykład ZAKS-y. W końcu to triumfatorzy dwóch ostatnich edycji Ligi Mistrzów. Kiedy w czwartek już po dwóch setach w Perugii świętowali awans do finału, co bardziej żądni wrażeń mogli być rozczarowani. W końcu kędzierzynianie przyzwyczaili już do tego, że kolejne rundy przechodzą po meczach kipiących od emocji, tie-breakach i “złotych setach". Tym razem obyło się bez takich wzruszeń, ale zwycięstwa ZAKS-y w pucharach się nie nudzą. Kędzierzynianie rok po roku tracą po jednym, dwóch czołowych zawodników, a wciąż wygrywają. Tym razem poradzili sobie z odejściem Kamila Semeniuka. Reprezentant Polski miał podbijać Włochy, a musiał uznać wyższość dawnych kolegów. W jego buty wskoczył Bartosz Bednorz, sprowadzony do klubu dopiero w styczniu, a już błyszczący najjaśniej w drużynie. Zmiany to jedno - do każdego z trzech finałów Ligi Mistrzów kędzierzynian doprowadził inny trener. Drugie to jednak ciągłość składu i “mental", o którym w co drugim wywiadzie opowiadają zawodnicy ZAKS-y. W klubie od lat grają w końcu Aleksander Śliwka, Łukasz Kaczmarek czy David Smith. Wszyscy zostają na kolejny sezon, podobnie jest z Marcinem Januszem czy Erikiem Shojim. Każdy z nich dobrze poznał kędzierzyński “mental", który pozwala ZAKS-ie grać najlepiej w kluczowych momentach. - Siła jest u nas w szatni - przekonywał niedawno Norbert Huber. A Kaczmarek po finale Tauron Pucharu Polski uśmiechał się na porównania swojej drużyny do Realu Madryt. Jastrzębski Węgiel nie zmienił trenera i zagra w finale Ligi Mistrzów ZAKSA jest bliska skopiowania wyczynu “Królewskich" z piłkarskiej Ligi Mistrzów, którą wygrali trzy razy z rzędu w latach 2016-2018. Na jej drodze stanie jednak Jastrzębski Węgiel. Wicemistrzowie Polski długo czekali na awans do finału i również zapracowali na niego stabilnym składem. W półfinale byli już przed rokiem, trafili jednak pechowo - na ZAKS-ę. Tym razem, grając niemal taką samą szóstką, jak wówczas - kontuzjowanego Łukasza Wiśniewskiego zastąpił Moustapha M’Baye - wreszcie dopięli swego. Jastrzębianie też starają się zatrzymywać liderów, a mózg drużyny, rozgrywającego Benjamina Toniuttiego, przed dwoma laty pozyskali nawet właśnie z ZAKS-y. Tylko trenerzy zmieniają się częściej niż u wielkich rywali, bo prezes Adam Gorol nie zawsze pozwala im dokończyć sezon. Ale i tutaj nastąpiła zmiana, którą był... brak zmiany. W obecnych rozgrywkach, mimo wyraźnego kryzysu na przełomie roku, Marcelo Mendez utrzymał posadę. I w środę wprowadził klub do pierwszego w historii finału Ligi Mistrzów. Liga Mistrzów siatkarzy. Pierwszy taki finał od 19 lat Polscy kibice siatkówki mogą więc dziś przeżywać emocje, które od lat były udziałem Włochów i Rosjan. To ich ligi są najbogatsze w Europie i uchodziły za najmocniejsze. W latach 2008-2019 nieprzerwanie wygrywały Ligę Mistrzów. Ten duopol w końcu przełamała ZAKSA. A teraz wraz z Jastrzębskim Węglem dokonała sztuki, którą w siatkarskiej Lidze Mistrzów widziano w tym wieku tylko raz - finał wewnętrzną sprawą jednego kraju. Poprzednio, w 2004 r., o puchar biły się dwie drużyny z Rosji. Polscy siatkarze błyszczą w Lidze Mistrzów. Selekcjonera już boli głowa? Triumf ZAKS-y w hali w Perugii oglądał Nikola Grbić. Selekcjoner polskiej kadry na takim meczu pojawić się musiał, w końcu na boisku od pierwszych minut zameldowało się sześciu reprezentantów. Kiedy ogląda wyczyny swoich zawodników, musi kołatać mu się po głowie pytanie, jak zestawić pierwszą szóstkę kadry. Do jej spotkań jeszcze dwa miesiące, ale już widać, że Grbiciowi grożą jeszcze większe kłopoty bogactwa niż przed rokiem. W obu polskich finalistach kluczowe role odgrywają polscy siatkarze. Oczywiście wspierani obcokrajowcami najwyższej klasy, jak Smith czy Stephen Boyer. Ale to Tomasz Fornal został uznany MVP obu meczów półfinałowych Jastrzębskiego Węgla. To Bednorz był nie do zatrzymania w obu meczach ZAKS-y, w których przyćmił Wilfredo Leona - najlepszego w Perugii - i Semeniuka. A przecież Fornal w poprzednim sezonie w kadrze był tylko rezerwowym, Bednorz nie załapał się nawet do składu na mistrzostwa świata, a Leon nie zdążył na czas wyleczyć kontuzji. Oby jednak Grbić i polscy kibice mieli w najbliższych latach tylko takie problemy. Może jeszcze jeden: komu kibicować w kolejnych “polskich" finałach Ligi Mistrzów? W końcu w tej dekadzie wygrywają je tylko polskie kluby.