Zbigniew Czyż: Spotykamy się na meczu Plus Ligi siatkarzy Projekt Warszawa - Jastrzębski Węgiel. Chyba bardzo się pan już stęsknił za siatkówką w wydaniu na żywo? Zygmunt Chajzer: Oj bardzo. Jestem szczęśliwy, że mogę być na meczu warszawskiej drużyny od bardzo długiego czasu. Jeśli tylko będę mógł to jak najczęściej postaram się zaglądać na mecze Projektu. Różnie bywa jednak z moim czasem, mecze są zazwyczaj w piątki, soboty i niedziele, a wtedy często ze względów zawodowych jestem poza Warszawą. To spotkanie zapowiadało się jako hitowe w tej kolejce. Brązowy medalista poprzedniego sezonu podejmował mistrza kraju i mecz spełnił chyba oczekiwania kibiców w stu procentach. - Tak, w tym meczu było wszystko, co potrzebne do stworzenia fantastycznego widowiska. Pierwszy set nie był najlepszy w wykonaniu Projektu, ale drugi set i kolejne dwa zwycięskie pokazały, że w Warszawie mamy naprawdę fajną drużynę. Trzymam kciuki, żeby następne mecze były podobne. Stara się pan być na bieżąco, jeśli chodzi o rozgrywki polskiej ligi? - Zdecydowanie tak. Uważam, że w tym sezonie dominatora w lidze nie będzie. Myślę, że liga powinna być bardzo wyrównana i nie zawsze budżety będą decydowały o miejscu zespołów na koniec rozgrywek. Niedawno rozegrany mecz Katowic z Rzeszowem to tylko potwierdził i pokazał, że to nie budżet wygrywa na parkiecie. Musi być coś innego, musi być duch i chęć do walki. Jeśli chodzi o Resovię, to w ogóle ostatnio ma jakąś złą passę. Nie wiem, skąd to się bierze. Jest tam dobry trener, są dobrzy zawodnicy, są pieniądze w klubie i nie idzie. Ale tak właśnie czasem w sporcie bywa. Z tego co wiem jest pan też wielkim kibicem naszej reprezentacji? - Oczywiście, kibicuję jej i to bardzo. Oglądałem na żywo wiele meczów. Byłem m.in. na dwóch igrzyskach olimpijskich w Pekinie i Londynie, na mistrzostwach świata w Japonii oraz na mistrzostwach Europy. Te igrzyska w Londynie bardzo mocno mnie rozczarowały. To był pechowy ćwierćfinał w wykonaniu naszych siatkarzy, gdy odpadliśmy. Miałem wtedy nawet zarezerwowany dłuższy pobyt w Londynie, bo liczyłem, że zagramy w półfinale i finale, ale po przegranej Polaków tak się wkurzyłem, że wyjechałem z Anglii wcześniej. Potem jednak żałowałem dlatego, że finałowy mecz Rosji z Brazylią był jednym z najlepszych widowisk siatkarskich w historii tej dyscypliny sportu. Skąd się u pana w ogóle wzięło zamiłowanie do siatkówki? - O, to bardzo dawne czasy. Zacząłem grać w siatkówkę, mając szesnaście lat, czyli ponad pół wieku temu. Do tej pory jestem wierny tej dyscyplinie, ba jestem aktywnym siatkarzem. Tyle że parkiet zamieniłem na piasek, teraz grywam na piasku, zresztą tutaj niedaleko od Torwaru. Po drugiej stronie Wisły jest świetny ośrodek siatkówki plażowej Monta Beach Volley Club. W tej chwili powstaje w tym miejscu także ogrzewana hala do gry w siatkówkę na piasku, więc będziemy grać także w zimie. Gdzie pan zaczynał swoją przygodę z siatkówką? - Zaczynałem w Rzemieślniku Warszawa. To był wtedy jeden z trzech najlepszych klubów w Warszawie. Potem, gdy zacząłem studia, byłem zawodnikiem AZS-u AWF-u Warszawa w pierwszej i drugiej lidze. W momencie, gdy rozpoczynałem studiować na Uniwersytecie Warszawskim, przeniosłem się do AZS-u Uniwersytetu Warszawskiego. Z tą drużyną w 1979 roku zdobyliśmy uniwersyteckie mistrzostwo Polski. Jestem do dziś bardzo dumny z tego tytułu, tym bardziej, że byłem wtedy kapitanem drużyny. To był bardzo cenny medal w mojej, tak to nazwijmy siatkarskiej karierze. Grałem w kadrze Polski juniorów u trenera Władysława Pałaszewskiego. Ponadto mam dyplom trenerski II klasy państwowej uzyskany na warszawskiej AWF. Specjalizacja u Jana Wołucha i Wojciecha Szupego. Jak długo grał pan w siatkówkę? - Jeśli chodzi o siatkówkę z oczekiwaniami poważnej gry, to było na pewno dziesięć lat. Jest pan wielkim pasjonatem siatkówki, ale jest pan też wiceprezesem Sparty Warszawa. - Tak, to młodzieżowy klub, jeden z czołowych kobiecych klubów w Warszawie. W tym roku Dorota Świeniewicz, która jest u nas trenerką, zdobyła z zespołem trójek wśród dziewczynek mistrzostwo Polski. Ona przeprowadza selekcję dziewczynek do naszego klubu i uczy ich od podstaw gry w siatkówkę. Zamierza ukształtować swój zespół od początku. Przyszły do jej grupy dzieci w wieku 9-10 lat, ona je kształtuje, przekazuje to co najlepsze w siatkówce. Okazuje się, że robi to skutecznie i fantastycznie. Sprawia mi ogromną przyjemność patrzeć, jak te dzieciaki się rozwijają, jak z małych dzieci rosną świetne zawodniczki. Przychodzę na mecze, śledzę ich rozwój, patrzę, jak dorastają, i jak z dzieci, które na początku nawet nie umiały za bardzo łapać piłki, po wielu latach ciężkiej pracy wyrastają fantastyczne zawodniczki. Jestem wiceprezesem Sparty co najmniej od trzynastu lat, gdy w klubie zaczęła grać moja córka. Wracając do rozmowy o naszej reprezentacji. Czuje pan niedosyt po niezbyt udanych w wykonaniu naszej kadry występach na igrzyskach olimpijskich w Tokio oraz na mistrzostwach Europy? - Raczej nie. Mamy jednak jakiś kompleks Słowenii, znów z nią przegraliśmy na dużej imprezie. Z drugiej strony jest się z czego cieszyć, na mistrzostwach Europy zdobyliśmy medal. Ale myślę, że najważniejsze jest to, że teraz polska siatkówka to jest absolutna czołówka światowa. Z nami wszyscy muszą się liczyć, wszyscy nas szanują i wiedzą, jaką mamy wartość. To co się wydarzyło w naszym kraju z tą dyscypliną sportu, to jest jakaś genialna sprawa, to jest wielki prezent. Kiedyś było inaczej. Owszem, były sukcesy, ale pojedyncze, gdy w latach 1974-1977 mieliśmy taką siatkarską falę. Przed nami wybory selekcjonerów reprezentacji Polski zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Ma pan jakieś życzenia co do wyboru szkoleniowców naszych kadr? - Wydaje mi się, że jeśli chodzi o reprezentację mężczyzn to kandydatura Nikoli Grbicia zdaje się fantastyczna. Nie wiem, czy to się powiedzie, i czy się uda ze względu na jego zobowiązania klubowe. Prawdę powiedziawszy marzy się mi jednak polski trener. Po cichu myślę, że może Michałowi Winiarskiemu dadzą szansę? Jeśli chodzi o kadrę kobiet, to stawiałbym na Stephana Antigę. To znakomity fachowiec, bardzo związany z Polską, a poza tym jest fajnym człowiekiem. Niedawno doszło do zmiany na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Szefem związku został Sebastian Świderski, czego by pan sobie życzył, jeśli chodzi o działania nowego prezesa? - Życzyłbym sobie trochę uspokojenia tych rozhuśtanych nastrojów, zwłaszcza wśród działaczy. Między niektórymi porobiły się pewne rozłamy i frakcje. Myślę, że Sebastian swoim autorytetem, ale też tym, co reprezentuje jako osoba, będzie potrafił zjednoczyć środowisko. Bardzo na to liczę. Z Zygmuntem Chajzerem rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż