Spekulacje o tym, że Mateusz Bieniek odejdzie z pogrążającej się w kryzysie Skry Bełchatów, trwały kilka miesięcy. Na oficjalne potwierdzenie tych doniesień trzeba było czekać do początku czerwca, kiedy to poinformowano, że środkowy podpisał kontrakt z Aluron CMC Wartą Zawiercie. "Zdecydowałem się na ten transfer, bo Aluron CMC Warta Zawiercie to bardzo ambitny projekt i mocny zespół. Pokazał to w ostatnich latach, gdzie liczył się w walce o najwyższe trofea, a ja również chcę grać o takie cele. Mam nadzieję, że sporo przed nami. Cieszę się bardzo z tego powodu i zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyśmy po sezonie wszyscy byli szczęśliwi i mieli co świętować" - przekonywał siatkarz cytowany przez oficjalną stronę klubu. Już wcześniej, a konkretnie w marcu, pojawiały się doniesienia, że reprezentant Polski będzie mógł liczyć w nowym klubie na lukratywne warunki. Spekulowano, że nowy pracodawca najpierw wyłoży 100 tys. euro na wykupienie kontraktu siatkarza ze Skrą, a następnie zapewni mu roczne zarobki rzędu 1,6 mln zł. Teraz do tych doniesień odniósł się prezes Warty, Kryspin Baran. Vital Heynen znów wielkim rywalem Polski? Cios dla kibiców Mateusz Bieniek sam zapłacił za możliwość odejścia ze Skry. "Negocjacje były czyste" Baran rzucił także nieco światła na negocjacje z reprezentantem Polski. Jak zdradził, Bieniek był zawiedziony tym, jak pod względem sportowym i organizacyjnym radzi sobie Skra i to właśnie dlatego zdecydował się na zmianę środowiska. Zaznaczył także, że to środkowy wykupił swój kontrakt. "Negocjacje były czyste i klarowne. Fakt, że sam zawodnik postanowił ponieść koszty rozstania z klubem, dowodzi, że wbrew temu, co sądzi opinia publiczna, dla sportowców pieniądze to nie wszystko. Nawet chcąc zerwać kontrakty z klubem, był w stanie ponieść wysokie koszty, by nie niszczyć swojej kariery i nie utknąć w toksycznym miejscu" - wyjawił. Prezes "Jurajskich Rycerzy" odniósł się także do polityki transferowej klubu. Potwierdził, że budżet Warty Zawiercie jest niższy od tych, jakimi dysponują np. Asseco Resovia Rzeszów czy Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. A to sprawia, że jego klub czasami musi ustępować pola potężniejszym markom. Baran zauważył przy tym, że siatkarze chwalą sobie organizację pracy w Warcie i tamtejszy sztab medyczny, który uchodzi za najlepszy w Pluslidze. "Mamy wiele innych argumentów przemawiających za naszym klubem niż pieniądze. Jeśli nie są one na pierwszym miejscu u danego zawodnika, te rozmowy przebiegają dużo łatwiej" - dodał. Gorzka prawda o sytuacji w polskiej siatkówce. Nikola Grbić nie chciał milczeć