Roman podkreślił, że zarówno w niedzielnym meczu Jastrzębskiego Węgla z Effectorem Kielce, jak i w poniedziałkowym pojedynku Asseco Resovii Rzeszów z PGE Skrą Bełchatów będzie ogromna nerwowość. W większym stopniu może ona towarzyszyć ekipom Lorenzo Bernardiego i Andrzeja Kowala, które wygrały dwa pierwsze spotkania, ale pozwoliły rywalom wyrównać stan rywalizacji i wracają do swoich hal. "Nerwowość może przysłonić gospodarzom atut własnego boiska. Piąta odsłona w zestawie Resovia-Skra była do przewidzenia. Dwa mocne zespoły z tradycjami i którykolwiek z nich odpadnie, to będzie się mówiło, że zasłużył na to swoją postawą w tym sezonie. W przypadku drugiej pary to całkiem inna historia. Z całym szacunkiem dla Effectora, ale brak jastrzębian w półfinale jest trudny do wyobrażenia" - podkreślił wiceprezes PZPS ds. szkolenia. Jak dodał, zespoły gospodarzy będą musiały się wykazać olbrzymią determinacją, wiarą we własne umiejętności i przygotowaniem fizycznym. "Po pierwszym etapie wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, a tymczasem szansa zaczęła wymykać się z rąk" - zaznaczył. Według Romana największą odpornością wykazali się do tej pory zawodnicy Skry, którzy w trzecim meczu przegrywali 0:2, ale wygrali go w pięciu setach. "Bełchatowianie udowodnili, że jak ktoś ich nie dobije, to się podniosą. Aby z nimi wygrać, trzeba mieć siłę i ani na moment nie odpuścić" - analizował. Przedstawiciel krajowej federacji jest zdania, że wicemistrzowie Polski wieloletnim doświadczeniem mogą przeważyć szalę na swoją korzyść. "Już nieraz wychodzili z dużych opresji. Słabością tej ekipy jest z kolei problem z kończeniem ataków. Jak nie idzie, to posyła się piłki do Mariusza Wlazłego lub mającego niesamowite możliwości, ale i problemy zdrowotne, Aleksandara Atanasijevica i oni mają sobie radzić. Mam wrażenie, że w Rzeszowie jest bardziej kompletny zespół, chociaż nie ma w nim już Georga Grozera, który był kluczową w ubiegłorocznym finale. W moim odczuciu najsłabszym elementem obu zespołów jest rozegranie. Obie drużyny zasługują na wystawiaczy klasy Pawła Zagumnego, Nikoli Grbica czy Lloya Balla" - wyliczał. Szef wydziału szkolenia przyznał, że z ogromną radością będzie oglądał mecz w Jastrzębiu, które określił starciem Dawida z Goliatem. Jak dodał, naturalnym jest, że teoretycznie słabszy zespół budzi sympatię, ale przewiduje, że gospodarze nie pozwolą odebrać sobie awansu do czołowej czwórki rozgrywek. "Istnieje też prawdopodobieństwo, że gracze Effectora pomyślą, że już się spełnili - postawili się, faworyzowanemu przeciwnikowi. Sytuacja jest tym ciekawsze, kiedy weźmiemy pod uwagę historię tej drużyny - przed sezonem nie było pewne, czy przystąpi do rywalizacji, skład kompletowano w ostatniej chwili" - podkreślił. Postawę podopiecznych Dariusza Daszkiewicza Roman wskazał jako przykład na wzrost atrakcyjności rozgrywek i podniesienie poziomu gry u większości uczestników ligi. "Po raz pierwszy od lat mamy tyle niewiadomych, co jest wartością dodaną. Nie ma dominanta, jakim była Skra. Do niedawna mówiło się, że w polskiej lidze gra się o to, kto będzie drugi. Teraz zespół ten modli się, aby być w półfinale, a sześć, a nawet osiem drużyn walczy jak równy z równym" - argumentował.