To oni mają zastąpić Tomasza Fornala. Nadzieja kadry z szansą na przełom
To może być dla JSW Jastrzębskiego Węgla najtrudniejszy sezon od lat. Zespół, który od 2019 r. nie wypadł z czołowej czwórki PlusLigi, stracił wielkie gwiazdy z Tomaszem Fornalem na czele. Przebudowaną drużynę poprowadzi doświadczony trener Andrzej Kowal. - Usłyszałem od prezesa, że dla nas najistotniejsze jest utrzymanie europejskich pucharów. To minimum piąte miejsce. I uważam, że ten zespół jest w stanie w tych granicach grać - podkreśla szkoleniowiec w rozmowie z Interia Sport. I wskazuje, dla którego z jego siatkarzy to może być przełomowy sezon.

Ostatnie sezony były dla JSW Jastrzębskiego Węgla najpiękniejszym okresem w historii klubu. Były mistrzostwa Polski, dwa medale Ligi Mistrzów, a w poprzednim sezonie, określanym jako "last dance" wielkiej drużyny, drugi w historii Puchar Polski. Nowe rozgrywki to jednak dla jastrzębian zupełnie nowa rzeczywistość.
Po sezonie z klubem pożegnały się trzy wielkie gwiazdy. Jakub Popiwczak i Tomasz Fornal od lat stanowili o sile drużyny, Norbert Huber w dwóch sezonach w JSW był jednym z najlepszych środkowych PlusLigi. W ich miejsce przyszli przede wszystkim siatkarze, którzy dopiero mają wskoczyć na najwyższy poziom, choć będą ich wspierać utytułowani Benjamin Toniutti i Łukasz Kaczmarek.
Całością będzie zarządzać Andrzej Kowal. 54-letni szkoleniowiec trzy razy wygrywał PlusLigę z Asseco Resovią - to ostatni polski trener z triumfem w tych rozgrywkach. W 2018 r. kandydował też na posadę selekcjonera reprezentacji Polski, ale ostatecznie przegrał z Vitalem Heynenem. Teraz wraca do pracy z klubem ze ścisłej czołówki. JSW pod jego wodzą pierwszy mecz w PlusLidze rozegra dzisiaj o godz. 17.30 - rywalem będzie Indykpol AZS Olsztyn. Transmisja spotkania w Polsacie Sport 1.
Rozmowa z Andrzejem Kowalem, nowym trenerem JSW Jastrzębskiego Węgla
Damian Gołąb, Interia Sport: Jak wygląda sytuacja zdrowotna w drużynie przed startem sezonu? Wiadomo, że Maksymilian Granieczny musiał poddać się zabiegowi, ale to nie był jedyny problem JSW Jastrzębskiego Węgla.
Andrzej Kowal, trener JSW: Maks jest wyłączony na miesiąc. Przez cztery tygodnie musi się ta kość zrosnąć. I potem okres przygotowania. Chociaż on tak naprawdę już za parę dni może wrócić do podstawowego treningu, w którym nie będzie absorbować ręki. Myślę, że przerwa może wynieść do pięciu tygodni. Z pozostałych chłopaków jedynie Łukasz Usowicz potrzebuje paru dni na powrót do treningów. Na początku sezonu tej dwójki nie będzie. Nicolas Szerszeń będzie natomiast gotowy.
To pewnie dla pana ważna informacja, bo wśród wielu zmian w zespole w oczy rzuca się zupełnie nowa linia przyjęcia.
- Na pewno łatwiej byłoby nam pracować, gdyby do dyspozycji był Maks Granieczny. Jest to natomiast wyzwanie. Został nam Kuba Jurczyk, który w poprzednim sezonie nie był podstawowym zawodnikiem i grał dopiero w końcówce, przy kontuzji Jakuba Popiwczaka. Ale to jeszcze młody chłopak, potrzebuje dużo pracy. Taka sama odpowiedzialność ciąży jednak na przyjmujących, cała czwórka jest nowa. Nie graliśmy za dużo sparingów, bo ograniczyły nas problemy zdrowotne. Nie mieliśmy więc możliwości, by dać każdemu szansę odpowiednio się pokazać.
Dla pana to powrót do klubu z czołówki PlusLigi, bo takim był JSW Jastrzębski Węgiel w ostatnich latach. Dostał pan jednak zawodników o trochę innym statusie niż ci, którzy stanowili o sile drużyny w poprzednim sezonie: bardziej siatkarzy na dorobku, zwłaszcza na paru pozycjach. Mówił pan o wyzwaniu związanym z linią przyjęcia, ale chyba całą drużynę trzeba układać od nowa?
- Z jednej strony są tu zawodnicy młodzi, jak Granieczny czy Michał Gierżot, którzy cały czas są na etapie rozwoju. Ale są i zawodnicy doświadczeni, jak Nico Szerszeń, Miran Kujundzić czy Adrian Staszewski. Adam Lorenc też jest w przełomowym momencie, zdobywa teraz ogromne doświadczenie i prezentuje wysoki poziom. Joshua Tuaniga - o nim chyba też możemy powiedzieć, że już doświadczenie w PlusLidze ma. Ale zawsze powtarzałem, że najlepszą mieszanką jest połączenie młodych zawodników, którzy pną się w karierze, z doświadczonymi. Bez tych drugich trudno marzyć o grze na najwyższym poziomie. Wyzwanie jednak jak najbardziej jest. Oczekiwania są duże, mimo że zespołów z poprzedniego i tego sezonu nie da się porównać.
Został podstawowy rozgrywający Benjamin Toniutti, ale odejście Popiwczaka, Norberta Hubera i Tomasza Fornala, liderów na swoich pozycjach, to potężna zmiana. Przecież to podstawowi zawodnicy reprezentacji Polski. Ale każdy klub tak ma: kończy się jakiś etap i zaczyna się nowy. Po części ten sezon to dla Jastrzębia etap przejściowy.
Michał Gierżot w końcu może zrobić krok do przodu. "Ogromny potencjał"
Co było najtrudniejsze w pracy tuż przed startem sezonu?
- Oczywiście utrzymanie zdrowia zawodników. Ale jeśli chodzi o samą grę - nauczyć ten zespół wygrywać. Bo to nowy zespół i musi się tego nauczyć. To będzie kluczowe. W drużynie jest jednak bardzo duży potencjał. Trójka przyjmujących Kujundzić, Szerszeń i Gierżot potrafi grać na bardzo wysokim poziomie. Mamy bardzo mocną podwójną zmianę z Lorencem i Tuanigą, myślę, że nawet na lepszym poziomie niż była w Jastrzębskim Węglu w zeszłym roku. Wyzwanie jest ogromne. Nie do końca mamy jednak zawodników z bardzo dobrym zdrowiem. U niektórych siatkarzy trening trzeba więc dozować.
Wspomniał pan o Gierżocie. Cały czas jest uznawany za duży talent, ale zbliża się już chyba do granicy wieku, w którym trudno będzie dalej tak go nazywać. Widzi pan w nim potencjał, by za chwilę, może w tym sezonie, wykonał kolejny krok do przodu? Od lat spodziewamy się po nim przecież, że będzie zawodnikiem, który mocno naciśnie na najlepszych reprezentacyjnych przyjmujących.
- Uważam, że mentalnie jest gotowy. Ma dużo walorów fizycznych: to wysoki chłopak, bardzo silny. To dla niego pierwszy sprawdzian, gra w zespole walczącym o wysokie cele, z bardzo dobrymi rozgrywającymi. Natomiast jeszcze w takiej sytuacji nie był, to dla niego nowość. Czym innym jest gra w zespole walczącym o utrzymanie, jak PSG Stal Nysa, a czym innym w drużynie, która w każdym meczu walczy o zwycięstwo. Musi przejść na ten etap. Ma jednak predyspozycje i warunki do tego, by być zawodnikiem na bardzo wysokim poziomie.
Różnie określa się, co to znaczy "talent". Może być nim nastoletni chłopak, jak Maks Granieczny czy Kuba Jurczyk. Michał ma natomiast 24 lata i w takim wieku, gdy siatkarz gra już kilka lat na poziomie PlusLigi, nie możemy mówić o talencie. Ma ogromny potencjał i ten sezon może być dla niego przełomowy. Oczywiście ważne jest, by był zdrowy. Jeśli tak będzie i utrzyma rytm treningu przez cały sezon, na pewno jest w stanie być bardzo znaczącą postacią tego zespołu.
Widzi pan w tej drużynie naturalnego lidera? A może nie będzie pan szukał kogoś takiego lub liczy, że ten lider sam się wykreuje?
- Lider się wykreuje. Duże predyspozycje, by nim zostać, ma Szerszeń. Jest ogromnie ważną postacią. Są też liderzy pokroju Toniuttiego i Łukasza Kaczmarka, którzy decydowali o obliczu tego zespołu w poprzednim sezonie. Trudno powiedzieć, czy lider wykreuje się już na początku sezonu, a może dopiero pod koniec. Ale podam przykład Fornala: potrzebował wielu lat, aby zostać takim liderem zespołu. Nie było tak, że stał się nim od razu po przyjściu do Jastrzębia. Potrzebował czasu na adaptację, poprawę jakości treningu. Drużyna wykreowała go na lidera, nas to też czeka.
PlusLiga. JSW Jastrzębski Węgiel z jasnym celem na nowy sezon
Przychodzi pan do miejsca, w którym kibice przyzwyczaili się w ostatnich latach do wielkich sukcesów - w Polsce, ale też w Lidze Mistrzów. Jak poradzić sobie z takimi oczekiwaniami? Część pana zawodników będzie musiała się do nich przyzwyczaić, bo nie grała dotąd w czołowych klubach.
- Gdy popatrzeć na zawodników takich jak Tuaniga, Usowicz czy Gierżot, to zespołów, w których grali, już w PlusLidze nie ma. Jak więc mówiłem, zespół trzeba nauczyć wygrywać. Ci zawodnicy mają duży potencjał i pokazali już jakość. A kiedy dołączyli do lepszego zespołu, ta jakość wzrośnie. Oczekiwania są jednak wszędzie. Z doświadczenia powiem, że dziennikarze mogą mieć inne oczekiwania w stosunku do zespołów walczących o utrzymanie i grających o medale, ale z perspektywy trenera jest bardzo podobnie. Ja tego nie rozróżniam: pracuję najlepiej, jak potrafię, staram się przekazać wiedzę. Ważne, by zespół miał potencjał - a ten zespół go ma. Nie mogę skupiać się na oczekiwaniach kibiców, które zawsze były i będą bardzo wysokie. Najważniejsze, by zachować spokój.
Pierwszą rzeczą jest określenie celu danego zespołu. Usłyszałem od prezesa, że dla nas najistotniejsze jest utrzymanie poziomu, utrzymanie europejskich pucharów. To minimum piąte miejsce. I uważam, że ten zespół jest w stanie w tych granicach grać.
Ale wyrokowanie teraz, co wydarzy się przed play-offami… Ja tego nie lubię, to coś na zasadzie chybił-trafił. Kto przed rokiem stawiał, że Lublin zostanie mistrzem Polski? Nikt oprócz samych chłopaków z tamtej drużyny. W Resovii też zdobywaliśmy mistrzostwo z czwartego miejsca po rundzie zasadniczej. Najważniejsze jest to, jak zespół będzie wyglądać w fazie play-off. Nasz zespół ma potencjał, by grać o medale, ale jak to będzie wyglądało, zobaczymy. Na pewno istotne będzie dla nas zdrowie zawodników.
Dla pana osobiście to ważny moment? Znów ma pan okazję pracować w klubie z dużymi aspiracjami. To pana powrót do takiego klubu po kilku latach, po czasach pracy w Asseco Resovii. Potem nie pracował pan w czołowych zespołach PlusLigi, szukał też wyzwań za granicą.
- Zdecydowanie tak. To dla mnie duże wyzwanie, ale i duża satysfakcja. Możliwość pracy z dobrymi zawodnikami, w klubie, który stawia sobie wysokie cele. Nie znam trenera, który nie chciałby pracować w klubie, który chce wygrywać. Bo to zwycięstwa dają największą satysfakcję. Po to się pracuje, po to człowiek latami się uczy, by pokazać warsztat i mieć możliwość osiągania sukcesów. Tym bardziej, gdy się już tego doświadczyło - to przyciąga jak magnes. Zawsze grze o wysokie cele towarzyszy presja, ale trzeba umieć zachować spokojną głowę i pokazać swój warsztat.
Rozmawiał Damian Gołąb












