Mecze Resovii z PGE Skrą przez lata decydowały o mistrzostwie Polski. Obie drużyny trzykrotnie rywalizowały ze sobą w finale PlusLigi i ich starcia nadal wywołują spore emocje. Tym razem znów ich nie brakowało, choć przed spotkaniem bełchatowianie mieli aż 12 punktów przewagi nad rywalem. Po ostatnim gwizdku ta różnica jeszcze wzrosła, bo goście nie pozwolili Resovii wykorzystać w pełni jej atutów. PGE Skra już na początku spotkania pokazała to, co w tym sezonie wychodzi jej szczególnie dobrze. Na siatce błysnął Karol Kłos, najlepszy blokujący PlusLigi, i jego drużyna prowadziła trzema punktami. Gospodarze wyrównali dopiero po kilku minutach, po dobrych zagrywkach Sama Deroo. Po chwili jednak bełchatowianie znów odskoczyli i Marcelo Mendez, opiekun Resovii, poprosił o przerwę. Po niej nie było jednak lepiej. Świetnie w ataku spisywał się Aleksandar Atanasijević, raz za razem dawał o sobie znać bełchatowski blok. Gospodarzom nie pomogły zmiany i wejście Klemena Cebulja - PGE Skra wygrała 25:21. Asseco Resovia. Jakub Kochanowski dał sygnał blokiem - Mecz jak każdy inny w fazie zasadniczej, ale dodatkowy smaczek zawsze jest - mówił przed spotkaniem Konrad Piechocki, prezes PGE Skry. Dodał jednak, że w tle jest jednak niedawna porażka z Resovią w ćwierćfinale Pucharu Polski. Goście mieli więc z rywalami rachunki do wyrównania, mimo że przed rokiem to oni wyeliminowali zespół z Podkarpacia w ćwierćfinale PlusLigi. W drugim secie mocno zmobilizowali się również rzeszowianie, dopingowani przez niemal pełną halę. W pierwszej partii nie zdobyli żadnego punktu blokiem, w drugiej szybko dwa razy rywali zatrzymał Jakub Kochanowski. Obie drużyny zdobyły też punkty zagrywką - w tym elemencie błysnęli Deroo i Robert Taht. W tym secie więcej asów w rękawie mieli jednak gospodarze. Bełchatowian z rytmu wybijały też dyskusje z sędziami. Atmosfera meczu poszła w górę i lepiej wykorzystała to Resovia. Gdy Fabian Drzyzga do spółki z Janem Kozamernikiem zablokowali atak Dicka Kooya, ich zespół prowadził 16:11. Kartkę za polemikę z arbitrami otrzymał w końcu trener PGE Skry Slobodan Kovacz, a rzeszowianie wygrali 25:21. CZYTAJ TAKŻE: ZAKSA powtórzy sukces? Trudni rywale polskich drużyn w Lidze Mistrzów Milad Ebadipour z ławki rezerwowych na pomoc PGE Skrze Rzeszowianie w ostatnich kolejkach grają w kratkę. Męczyli się z ostatnią w tabeli PSG Stalą Nysa, by niedługo później pokonać Projekt Warszawa. Mimo zmiany trenera na Mendeza drużyna wciąż tylko czasami gra na miarę potencjału i wielkich nazwisk, które wzmocniły ją latem. Tak samo było w sobotę. Po dobrym drugim secie przyszedł słabszy początek trzeciego. Gospodarze dwa razy nadziali się na blok Atanasijevicia i musieli odrabiać pięciopunktową stratę. Udało się ją nieco zmniejszyć przy zagrywkach Kochanowskiego, ale goście nie dopuszczali rzeszowian zbyt blisko.Grę PGE Skry uspokoiło wejście Milada Ebadipoura, który zmienił Kooya. Rzeszowianie gorzej spisywali się w przyjęciu, co przekładało się na atak. Blok bełchatowian, m.in. w wykonaniu Mateusza Bieńka, miał więc ułatwione zadanie. Wygrana gości 25:19 właściwie ani przez moment nie była zagrożona. PlusLiga. Tie-break dla PGE Skry Czwartą partię dobrze otworzył Nicolas Szerszeń, który w trakcie poprzedniej zastąpił Cebulja. Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. A to w obronie niespodziewanie błysnął Bieniek, a to w ataku przytomnością umysłu popisał się Deroo. W drugiej części seta to gospodarze przełamali jednak przeciwników. Odskoczyli na cztery punkty i napędzali się kontratakami, a goście popełnili aż pięć błędów w ataku. Końcówka to już dominacja Resovii zakończona wynikiem 25:18. W tie-breaku pierwsi przewagę wypracowali sobie gospodarze. Gdy kontratak wykończył Kochanowski, prowadzili 5:3. Tyle że aż pięć kolejnych akcji przegrali. Zupełnie rozregulowały ich zagrywki Kłosa. Środkowy bełchatowian raz posłał na ich stronę asa serwisowego, ale przede wszystkim sprawił im olbrzymie problemy przyjęciem. Czarną serię przerwał dopiero atak Deroo. Gospodarze mogli liczyć na skuteczne ataki Muzaja, ale strat nie udało im się już odrobić. W trudnych sytuacjach radził sobie Taht, a mecz zakończył atak Ebadipoura. Dzięki wygranej PGE Skra zbliżyła się do drugiego w tabeli Jastrzębskiego Węgla. Wicelider PlusLigi rozegrał jednak o dwa mecze mniej od bełchatowian. Asseco Resovia - PGE Skra Bełchatów 2:3 (21:25, 25:21, 19:25, 25:18, 12:15) Resovia: Muzaj, Kochanowski, Deroo, Drzyzga, Tammemaa, Szerszeń - Zatorski (libero) oraz Cebulj, Woicki, Bucki, Kozamernik PGE Skra: Atanasijević, Bieniek, Kooy, Łomacz, Kłos, Taht - Piechocki (libero) oraz Schulz, Ebadipour, Mitić