Maciej Słomiński, INTERIA: Trefl Gdańsk wszedł w sezon PlusLigi suchą stopą w rytm radiowej "Trójki": trzy mecze wyjazdowe - trzy wygrane - wszystkie za trzy punkty. Czy pan się trochę stresował początkiem sezonu czy był jak ocean spokojny? Dariusz Gadomski, prezes zarządu Trefla Gdańsk: - Zawsze jest dreszczyk emocji na starcie. Dobrze prezentowaliśmy się w przedsezonowych sparingach, ale liga to zupełnie inne granie. Rywale, których pokonaliśmy (Katowice, Radom, Lwów) byli jak najbardziej w naszym zasięgu, ale te mecze same się nie wygrały, Cieszy komplet dziewięciu punktów. Teraz czas na powrót do domu, do naszej ERGO ARENY, w sobotę o 17:30 podejmiemy KGHM Cuprum Lubin. Tej drużynie raczej "nie grożą" play-offy. - W PlusLidze nie ma słabych zespołów. W dotychczasowych spotkaniach nasza drużyna pokazała charakter, w trudnych momentach nie spuściła głów. Gramy swoje, to co nakreślił sztab i to na razie daje dobre efekty. W przedsezonowych prognozach raczej nikt nie dawał Treflowi szans na awans do play-off. Ekspert Polsatu Sport, Jakub Bednaruk mówił, że: "nie da się jechać cały czas 250 km/h", nawiązując do wyników ponad stan, które osiągaliście w poprzednich latach. - Ekspertów, którzy oceniają nie ma z naszą drużyną na co dzień. Zawodnicy, którzy są w Gdańsku, zawsze są świadomym wyborem, co roku mamy w kadrze 14 siatkarzy, którzy wiedzą, że ciężką pracą mogą dokonać kolejnego kroku w swej karierze. Największe gwiazdy naszej kadry czy ligi, jak Olek Śliwka czy Artur Szalpuk, też kiedyś mieli po 20 lat i gdzieś zaczynali. Mieli potencjał, ale nie było wiadomo, czy sprawdzą się na najwyższym poziomie. Właściwie o prawie każdym z zawodników, których mamy można powiedzieć, że ten sezon może stać się dla nich pieczęcią na podaniu o wejście do dużej siatkówki. Faktem jest, że mamy 10-11 budżet w lidze i co roku słyszymy, że będzie nam trudno zakwalifikować się do play-off. Zaniepokoiłbym się, gdyby eksperci mówili inaczej. Czyli pan wierzy w play-off dla Trefla. - Wierzę, jak najbardziej. W sporcie jest wszystko możliwe, gramy dziś bez Lukasa Kampy, na którego powrót czekamy. Wiele drużyn by się załamało grając bez pierwszego rozgrywającego, my byliśmy spokojni mając już od roku w składzie Kamila Droszyńskiego i świetną energię, którą daje. Przez trzy mecze Kamil potwierdził swoją wartość i sprawił, że brak Kampy nie jest tak odczuwalny. Co roku Treflowi Gdańsk wyrywane są ważne siatkarskie zęby - ile zabrakło, aby zatrzymać nad morzem najlepszego libero ligi Luke’a Perry’ego i atakującego Bartłomieja Bołądzia, który dzięki świetnej postawie w Gdańsku trafił nawet do kadry narodowej. - Bołądź dostał w Warszawie sporo więcej niż u nas. Perry - jeszcze więcej. Walczyliśmy, żeby obaj zostali w Treflu, ale nie mieliśmy wielkich szans. Pamiętać trzeba, że Zawiercie dostało pieniądze za Santiago Dananiego, którego kontrakt wykupił klub z Rosji i tę nadwyżkę mogli przeznaczyć na wynagrodzenie Australijczyka. Musimy twardo stąpać po ziemi i nie przekraczać założonego budżetu. Przez ostatnie lata nie mieliśmy żadnego podejścia do żadnej ze spółek skarbu państwa. Przez poprzednie osiem lat byliśmy męczennikami odchodzącej władzy. Mogę tak napisać? - Nie ma problemu, bo taka jest prawda. Byliśmy izolowani i odcinani od finansowania za to skąd jesteśmy. Przetrwaliśmy dzięki miastu Gdańsk, firmie Trefl, większym i mniejszym sponsorom oraz kibicom, którzy kupują bilety na mecze i są z nami cały czas. Trefl Gdańsk zagra z KGHM Cuprum Lubin w sobotę o 17:30. Transmisja w Polsacie Sport Czy wraz z nadejściem nowej władzy liczycie na bardziej pomyślne wiatry? - Liczymy, że ktoś zauważy klub, który jest prowadzony w sposób wzorowy, w bardzo konkurencyjnej lidze, nazywanej najlepszą na świecie. Od początku szczycimy się szkoleniem młodzieży, dzięki temu mamy w drużynie swoich wychowanków. Gramy w najpiękniejszej polskiej hali, która daje niesamowite możliwości. Zapraszam każdą kontrolę, nie mamy nic do ukrycia, można sprawdzić nasze przychody i wydatki co do złotówki. Mamy prywatnego właściciela, wszystko jest w naszym klubie poukładane jak powinno być. Boli pana, że są kluby, które mają wsparcie spółek skarbu państwa? Przez to PlusLiga nie jest ligą równych szans. - Liga jest silną siłą klubów, im bogatsze i silniejsze są kluby tym dla rozgrywek lepiej. To super, że Grupa Azoty wspiera Kędzierzyn-Koźle, Jastrzębski Węgiel klub ze swojego miasta. Nie miejmy złudzeń - silna liga kosztuje, dobrze, że w polskich klubach grają najlepsi Polacy, obcokrajowcy są tylko dodatkiem. Gdyby nie spółki skarbu państwa, nie mielibyśmy dwóch drużyn w finale Ligi Mistrzów. Mówi pan o wzorowym prowadzeniu klubu, tymczasem po zakończeniu poprzedniego sezonu ligowego słychać było o zaległościach wobec siatkarzy. - Zawodników na kolejny sezon trzeba w siatkówce kontraktować najpóźniej w styczniu bądź lutym, czyli w połowie rozgrywek. Bywa, że w pierwszej połowie roku sponsorzy wycofują lub ograniczają wsparcie. Przyznaję, mamy niewielkie zaległości. Nie boimy się jednak trudnych rozmów z zawodnikami i ich managerami - do końca stycznia wyczyścimy zobowiązania, a resztę płacimy na bieżąco. Nic was nie złamie, po tym jak Trefl poradził sobie kilka lat temu z opuszczeniem klubu przez firmę LOTOS. - Nasze dzisiejsze problemy są nieporównywalnie mniejsze niż wtedy. Nauczeni jednak tamtym doświadczeniem doceniamy każdy grosz i każdego kibica, który nabędzie bilet na nasze mecze. No właśnie, jak idzie sprzedaż na sobotni mecz z KGHM Cuprum Lubin? - Nadspodziewanie dobrze, lepiej niż w poprzednich latach na tego rywala, otworzyliśmy właśnie sprzedaż na trzecią kondygnację w ERGO ARENIE. W poprzednim sezonie mogliście się pochwalić najwyższą frekwencją w PlusLidze - również dlatego, że macie największą halę. - Duża hala ma swoje plusy i minusy. Możemy chwalić się wysoką frekwencją, a z drugiej strony kibic wie, że nie musi spieszyć się z kupnem karnetu, że zawsze zdąży kupić bilet. Nie jestem obiektywny, ale podobno naszą drużynę dobrze się ogląda, zawodnicy przychodzą i odchodzą, a to się nie zmienia. To jest sport, dlatego wynik jest sprawą zmienną, naszą rolą jest stworzenie spektaklu dla kibica, który przychodzi miło spędzić czas. Mamy już mnóstwo zapytań w sprawie biletów na kolejne spotkanie w ERGO - z Projektem Warszawa. Trefl Gdańsk przez lata był chwalony za sprawną komunikację i ciekawe akcje marketingowe, po poprzednim sezonie nastąpiły u was zmiany również w tym dziale. - Nie ujmując innym klubom, zgodzę się, że byliśmy w czołówce. Justyna Gdowska, bo to jej zasługa, pracowała u nas osiem lat dostała szansę rozwoju jako dyrektor marketingu u naszego właściciela - w firmie Trefl SA. Nie zostawia spalonej ziemi, a przeciwnie - fundamenty, na których można dalej budować. Stało się coś podobnego co z naszymi wybijającymi się siatkarzami - Justyna poszła do możniejszej drużyny. Pewne rzeczy, która Justyna wykreowała będą miały kontynuację, liczę również na nowe pomysły Karoliny Zębały, która ją zastąpiła. Nowa ekipa ma wsparcie naszego siostrzanego klubu, którym jest koszykarski Trefl Sopot. Jestem przekonany, że kibice będą zadowoleni. W czym tkwi siła Trefla Gdańsk? Praktycznie co roku wykręcacie wyniki ponad stan, z "10-11 budżetem w lidze" jak sam pan powiedział. - Nie jesteśmy tuzami finansowymi, a jednak już w okresie przygotowawczym miałem multum zapytań od zawodników i ich managerów czy jest szansa znaleźć się w Gdańsku w sezonie 2024/25. Trefl Gdańsk się dobrze kojarzy, oczywiście decydująca jest strona sportowa, możliwość rozwoju, profesjonalny sztab trenerski, ale myślę że rodzinna atmosfera którą stworzyliśmy i świetne miejsce do życia nie pozostają bez wpływu na decyzje siatkarzy. Z Cuprum gracie w sobotę, ale np. mecz z Eneą Czarnymi Radom był w środę o godz. 16. Czy problemem jest zbyt duża liczba zespołów w PlusLidze? - Większym jest kalendarz międzynarodowy i mnogość międzynarodowych imprez. Trudno upchnąć rozgrywki 16 zespołów, jeśli musimy to zrobić na przestrzeni sześciu miesięcy. Przez kolejne pół roku, gdy nie ma ligi, 30 zawodników ma zatrudnienie w kadrach, a reszta ma wolne. Wszyscy prezesi chcieliby, żeby liga zaczęła się we wrześniu jak kiedyś, a nie jak teraz w październiku. Trzeba to wyważyć. Kalendarz jest przeładowany, a musimy przecież dbać o zdrowie zawodników, bez nich ta zabawa nie miałaby sensu. Poza tym, jeśli ligę gramy sześć miesięcy, ciężko sprzedać produkt, który trwa tak krótko. Został pan nominowany do nagrody Sport Biznes Polska. - Człowiek się uśmiecha delikatnie patrząc w jakim towarzystwie się znalazł...Sebastian Świderski, Otylia Jędrzejczak itd. Jesteśmy młodym klubem, z krótką tradycją, siatkarski Trefl istnieje niespełna 20 lat, a już jakąś renomę zdołaliśmy sobie wyrobić. Rozpoczął się rok akademicki, jak radzi sobie student wydziału psychologii Uniwersytetu Gdańskiego, Mariusz Wlazły, który od tego sezonu jest koordynatorem przygotowania psychologicznego w Treflu? - Mariusz jest studentem, jeszcze nie ma prawa wykonywać zawodu, głównym psychologiem drużyny pozostaje dr Marta Witkowska. Przecieramy szlak. To jest zupełnie nowy projekt, wszyscy jego uczestnicy uczą się siebie nawzajem - sztab trenerski, drużyna, zarząd, Marta i Mariusz. Za kilka lat takie wsparcie psychologiczne dla drużyny będzie normą. Kiedyś nie było trenera od przygotowania motorycznego, a teraz drużyna nie może bez niego funkcjonować. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA