Damian Gołąb, Interia: Niedawno w mediach społecznościowych zadał pan pytanie: “czy siatkarze są rozpoznawalni?". Patrząc na to, ile osób chciało sobie z panem zrobić zdjęcie po meczu PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią, odpowiedź jest chyba jednoznaczna. Karol Kłos, mistrz świata z 2014 r., środkowy PGE Skry: W Polsce tak, nie mamy na co narzekać. Jest bardzo dobrze. Wiadomo, że nie wszyscy się interesują sportem i to też jest normalne. Miło, kiedy ludzie rozpoznają. Szczególnie w Rzeszowie, gdzie ludzie żyją siatkówką i zawsze bardzo fajnie się gra. Czy dla człowieka, który tyle lat spędził w PGE Skrze, zwycięstwo w Rzeszowie cały czas jest czymś wyjątkowym? - Oczywiście. To zawsze trudny teren. Nie wiem, jak dla chłopaków, którzy mają tutaj trochę mniejszy staż niż ja. Ale ja pamiętam te boje, pamiętam, jak Resovia odbierała nam mistrzostwo Polski. To zawsze siedzi w człowieku, wyzwala większe emocje i większą adrenalinę. Tym razem w Rzeszowie też była chyba świetna atmosfera, nie pomylę się chyba, gdy powiem, że był komplet kibiców. To duża siła Rzeszowa. Gdy Resovia zaczyna grać, robi się kocioł. Gra się bardzo ciężko, jest bardzo głośno. Każda kolejna akcja nakręca, kibice jeszcze pomagają. Karol Kłos: Na boisku jest zdecydowanie spokojniej W Pucharze Polski górą była Resovia, w lidze PGE Skra. Z aktualnego układu tabeli wynika, że następny odcinek tej rywalizacji jest możliwy w fazie play-off i to już w ćwierćfinale PlusLigi. Chciałby pan zagrać w nim przeciwko Resovii? - Jeżeli tak wyjdzie z tabeli, to dlaczego nie? Jeżeli chce się walczyć o najwyższe cele, trzeba grać i wygrywać z najmocniejszymi. Nie będę uciekał od Rzeszowa. To są zawsze fajne boje, z historią. Sprawdzałem zresztą w statystykach PlusLigi i najwięcej meczów rozegrałem właśnie przeciwko Resovii. Jestem więc zaprawiony w tych bojach, ale adrenalina zawsze skacze tak samo i pojawiają się ciarki. W ostatnich tygodniach PGE Skra zbliżyła się w tabeli do Jastrzębskiego Węgla i ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle. Również dzięki temu, że obaj rywale pauzowali. Ale czy także poziom PGE Skry zbliża się do liderów ligi? - Gramy spokojnie. Jest jeszcze dużo do poprawy, ale nasza gra się powoli wyklarowała. Mieliśmy drobne perturbacje, porażki i momenty, w których byliśmy bardzo niezadowoleni z własnej gry. Ale wychodzimy na prostą. Fajnie, że walczymy i nie spuszczamy głów. W ostatnich sezonach było tak, że grało się ciężko. Teraz na boisku jest zdecydowanie spokojniej, każdy wie, co ma robić, gra jest troszeczkę bardziej poukładana. I walczymy, to najważniejsze. Każdy, kto wychodzi przeciwko nam, wie, że się nie poddamy i będziemy walczyć w każdym momencie. CZYTAJ TAKŻE: Gwiazda Asseco Resovii krytykuje rynek transferowy. "To bez sensu" Po tylu latach gry zwraca pan jeszcze uwagę na miejsce w rankingu blokujących PlusLigi? Aktualnie jest pan jego liderem. - Dochodzi to do mnie. Zwracam uwagę, bo to zawsze miłe i fajnie nakręca człowieka, daje mu energię do tego, by pokazywać to, co najlepsze. To zawsze miła laurka. Ale też twardo stąpam po ziemi. Niektórzy koledzy, którzy gonią mnie w tej klasyfikacji, jeszcze nie rozegrali swoich spotkań. A wiem, że są zdolni do tego, by w jednym meczu “strzelić" osiem bloków. I nagle: “siema Karol, też tu jesteśmy!". To miejsce cieszy i motywuje, by jeszcze dokładać bloków, ale to są tylko statystyki. Najważniejsze, by drużyna grała dobrze. Cały czas stara się pan coś dołożyć do swojego siatkarskiego repertuaru? Mam wrażenie, że w tym sezonie dość często bierze pan na siebie przyjmowanie krótszych serwisów, a zdarzył się przecież nawet “pipe", czyli atak z tzw. szóstej strefy. - Zdarzyły się dwa, ale jeden jeszcze leci i podobno znaleziono go w innym kraju (śmiech). Staram się pomagać w przyjęciu, bo gdy gra się z drużyną, która “kopie" i ma zmienną zagrywkę, chłopaki muszą stać bardzo daleko. A ja muszę “zamiatać" krótsze piłki. Nie zawsze mi się to udaje, ale staram się “wpierniczać" do samego końca. A piłka wymusiła to, że zmieniłem trochę zagrywkę. Trzeba czegoś szukać, bo flot nie lata już tak, jak kiedyś starą piłką. Przyjmujący dużo łatwiej z nim sobie radzą. Większość zawodników próbuje drugiego wariantu zagrywki. W każdym sezonie staram się coś delikatnie poprawiać. Trzeba to robić, by zostać na jakimś poziomie: by klub był zadowolony i chciał kontynuować współpracę. Karol Kłos ściął włosy. Powstanie z nich peruka W jednym z wywiadów powiedział pan, że gdyby zaczął trenować siatkówkę dwa lata wcześniej, może byłby dziś przyjmującym, a nie środkowym. Może dlatego ciągnie pana do przyjęcia i ataków z drugiej linii? - To tylko marzenia. Bardzo lubię grać na plaży. Może nie jestem na niej wybitny, ale lubię to, bo tam robi się praktycznie wszystko: wystawia, przyjmuje, atakuje i blokuje. To pomaga poprawiać technikę użytkową, wystawy podczas gry w hali. To więc tylko moje marzenia, “co by było, gdyby...". Może gdybym został piłkarzem i bramkarzem też byłoby inaczej? Już się tego nie dowiemy. Ale nie ma na co narzekać. Cieszę się swoim życiem, życiem środkowego. Ostatnio zmieniła się natomiast pana fryzura - ściął pan włosy. Ale w szczytnym celu. Może pan powiedzieć coś więcej na ten temat? - Przyszedł czas, by coś zmienić. Dłuższe włosy zaczynały mi trochę przeszkadzać, nie mogłem sobie dobrze ich upiąć. Kucyk był bardzo długi, włosy miały już 35 centymetrów. Oddałem je w dobre ręce - Fundacji Herosi. Ona współpracuje z firmą produkującą peruki dla dzieci, które straciły włosy po chemioterapii, bo leczą nowotwór. Gdy trzy lata temu zacząłem zapuszczać włosy i były trochę dłuższe, obiecałem, że to zrobię. Dotrzymałem słowa. I bardzo się cieszę. Fajnie, że jest duży oddźwięk. Niektórzy po dwa, trzy razy oddawali już włosy. Po komentarzach na Instagramie też widzę, że ludzie o tym myślą. A ktoś, kto będzie zakładać taką perukę, będzie się lepiej czuć. Czy dziecko, które dostanie perukę, będzie wiedzieć, że nosi włosy siatkarza Karola Kłosa? - To dobre pytanie. Nie wiem. Usłyszałem, że dostanę informację, kiedy peruka będzie gotowa. Tylko że peruka nie będzie zrobiona wyłącznie z moich włosów. Potrzeba do tego włosów kilku osób. Na jaką fryzurę postawi teraz Karol Kłos? Znów będzie pan zapuszczać włosy? - Zostawiam trochę dłuższą brodę i trochę krócej u góry. Tego będę się trzymać, bo to super wygodne. Po prostu idę na trzy minuty pod prysznic i włosy są suche. CZYTAJ TAKŻE: Faworyt przeżywał katusze. Coraz ciekawiej w tabeli PlusLigi Rozmawiał Damian Gołąb