Maciej Słomiński, INTERIA: Za waszą drużyną podróż na daleką północ, ale przypuszczam, że minęła ona szybko i przyjemnie po osiągnięciu wielkiego sukcesu. Siatkarski Puchar Polski to pierwsze trofeum w historii klubu i pierwsze trofeum w pana karierze trenerskiej. Michał Winiarski, trener Aluronu CMC Warty Zawiercie oraz reprezentacji Niemiec:- To, co wydarzyło się w ten weekend, było rzeczywiście wyjątkowe. Rozegraliśmy kapitalny turniej i sądzę, że zarówno ja, jak i cały zespół, naładowaliśmy się pozytywną energią na resztę sezonu. Musimy jednak jak najszybciej o tym zapomnieć i wrócić do codziennych obowiązków ligowych. Doświadczyłem tego jako zawodnik - zbyt długie delektowanie się sukcesem może prowadzić do zguby. Każdy sukces w sporcie należy szybko zostawić za sobą i sądzę, że to jest przepis na utrzymanie się w czołówce. To odnosi się zarówno do całego zespołu, jak i poszczególnych zawodników. Taka postawa pozwala skupić się na przyszłych wyzwaniach. W niedzielę zwycięski finał Pucharu Polski, po robocie małe piwko. We wtorkowe popołudnie rozmawiamy już w Gdańsku. Był w ogóle czas na trening? - W poniedziałek dałem zespołowi dzień wolny. Ogromne napięcie emocjonalne i fizyczne puściło nas wszystkich, trening byłby pozbawiony sensu. We wtorek tylko jeden trening, a już w środę musimy znów stawić czoła rywalizacji ligowej i zagrać z Treflem Gdańsk. Czy ten weekend w Krakowie to najlepsze mecze drużyny Zawiercia w tym sezonie? - Uważam, że najlepszy moment to drugi mecz ćwierćfinału Pucharu CEV z Asseco Resovią Rzeszów, w prawie wszystkich elementach zagraliśmy niemalże perfekcyjnie we wszystkich aspektach gry. Jeśli chodzi o Puchar Polski - dla mnie niezwykle istotny jest fakt, że przeciw rywalom w najwyższej półki zagraliśmy dwa bardzo solidne mecze, które dały nam trofeum. Mimo trudności, poradziliśmy sobie na złoty medal. To kluczowa lekcja po tym turnieju pucharowym. To dobry prognostyk przez zbliżającą się fazą play-off. Różnice między czołową czwórką drużyn PlusLigi tuż przed play-off są niewielkie. Czy ten turniej w Krakowie nieco przesunął pana drużynę w ligowej hierarchii w sferze, nazwijmy ją, mentalną? - Nie można na to patrzeć w ten sposób. To co było, to było, my musimy skoncentrować się na przyszłości. W tym roku, z uwagi na skrócenie ligi, play-offy są wyjątkowo wymagające. Gra się tylko po dwa mecze i ewentualna porażka w jednym z nich oznacza konieczność rozegrania złotego seta. Niewielki ułamek sezonu mogą zadecydować o ocenie całych rozgrywek. Przyjdzie nam grać z jedną z drużyn z mocnego grona: Trefl Gdańsk, Bogdanka LUK Lublin, Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wraca do gry, są jeszcze Indykpol AZS Olsztyn, Skra Bełchatów, Stal Nysa - wszystkie te zespoły potrafią wznieść się na wysoki poziom siatkówki. W czasie finałowego turnieju w TAURON Arenie, Kryspin Baran prezes Aluronu CMC Warty Zawiercie ogłosił przedłużenie kontraktu z panem o dwa lata. Świadoma strategia? - Prezes ogłosił to podczas turnieju w Krakowie, jednakże kontrakt został podpisany już w grudniu. Po krakowskim turnieju social media waszego klubu stały fan pagem Miłosza Zniszczoła. - Absolutnie zasłużenie, Miłosz zasłużył na to w pełni. Stał się niespodziewanym bohaterem turnieju, co niezmiernie mnie cieszy. To kolejny raz, kiedy nieoczekiwanie nasz zawodnik, na którego przeważnie nie są skierowane światła reflektorów, wyłania się jako główna postać. Zaskoczenie dla kibiców, ale chyba nie dla trenera. - Miłosz konsekwentnie udowadniał na boisku, że zasługuje na moje zaufanie. W jednym z wcześniejszych wywiadów wspominałem, że to zawodnik często niedoceniany, pozostający w cieniu. Wykonał ogrom pracy dla zespołu. Bardzo cieszę się, że teraz przeżywa swoje momenty triumfu. Wilfredo Leon - chciałby Pan mieć takiego zawodnika w swoim zespole? Pojawiają się plotki, także prezes klubu o tym wspominał. W kontekście możliwego odejścia Trevora Clevenot, czy to byłoby odpowiednie zastępstwo? - Wokół nas wiele się dzieje...Na ten moment mogę powiedzieć, że Clevenot jest nadal zawodnikiem naszego klubu i wszystkie kolejne informacje zostaną przez nas ogłoszone w odpowiednim czasie. Przed waszą drużyną ligowy mecz z Treflem Gdańsk. Spotkanie jak każde inne, czy dla pana jednak nie do końca? - Powrót do Trójmiasta, do miejsc, które łączą mnie z Treflem, Gdańskiem i tym regionem, jest dla mnie wyjątkowy. Morze, plaża i znajoma okolica - to wszystko sprawia, że czuję sentyment i ciepło w sercu. Cenię sobie również czyste powietrze, które mnie tutaj otacza. Poprzednio rozmawialiśmy, gdy był pan praktycznie na walizkach i opuszczał Gdańsk w kwietniu 2022 r. na koniec pierwszej samodzielnej pracy trenerskiej. W jakim obecnie miejscu drogi trenerskiej pan się znajduje? - Nie myślę o tym w kategoriach bliżej czy dalej. Skupiam się na rozwoju. Każdy trener, każdy zawodnik, z roku na rok zdobywa doświadczenie, które przeżywa i które nas formuje w każdym sezonie. Praca z reprezentacją Niemiec przez ostatnie trzy lata była dla mnie niezwykle intensywna i wraz z tą intensywnością wzrastały cele, ambicje, aspiracje. Na ten moment to wszystko nadaje mi ogromnej motywacji do pracy i dalszego rozwoju. Przechodząc do reprezentacji Niemiec, skoro pan teraz jest w Gdańsku, to czy znajdzie się okazja do spotkania z ważnym zawodnikiem tej drużyny - Lukasem Kampą? Może też z analitykiem Dominikiem Posmykiem? Czy znajdzie się przestrzeń, by porozmawiać o sprawach związanych z reprezentacją Niemiec? - Z pewnością. Lukas jest kapitanem naszej reprezentacji, więc naturalne jest, że poruszymy jej tematy. Myślę, że z Dominikiem również. Dziś na szczęście technika nam sprzyja, najważniejsze kwestie zwykle rozwiązuje się za pomocą telefonu, nie potrzeba się spotykać. Co do planów reprezentacji, mamy ustalone wiele kwestii, wiele elementów jest już dopracowanych, więc nasze rozmowy będą mieć raczej luźny charakter. Czy myśli Pan już o turnieju olimpijskim? Rozmawiałam z Lukasem Kampą, gdy świeżo wrócił z turnieju kwalifikacyjnego w Brazylii. Mówił, że codziennie myśli o igrzyskach, które mają zakończyć jego reprezentacyjną karierę. Czy podobna presja także panu spędza sen z powiek? - Nie, jeszcze nie. Uważam, że cała istota łączenia pracy trenerskiej w klubie i reprezentacji polega na tym, aby potrafić umiejętnie oddzielić te dwa obszary. Były już okresy, kiedy poświęcałem więcej czasu na planowanie i rozmowy z zawodnikami z kadry. Natomiast w trakcie sezonu klubowego priorytetem jest to, co robimy w Zawierciu. Dwóch Niemców w polskiej lidze? To byłaby filmowa historia Jak w ogóle dokonaliście tej sztuki? Awans reprezentacji Niemiec na igrzyska olimpijskie był sensacją. - Awans na igrzyska olimpijskie to zawsze wynik ciężkiej pracy całego zespołu i konsekwentna realizacja wyznaczonego celu. Od początku mojej pracy z reprezentacją Niemiec głośno deklarowałem, że mamy ambicję awansowania na igrzyska olimpijskie. Pomimo licznych przeciwności, takich jak kontuzje i momenty słabszej formy, wierzyłem, że zespół poczuje impuls do jeszcze cięższej pracy, szczególnie po powrocie Georga Grozera. Kto go namówił na ten powrót? - Grozer poinformował mnie już na początku mojej pracy w kadrze, że przez pierwsze dwa lata z powodu stanu zdrowia, licznych kontuzji i wieku nie będzie mógł pomóc kadrze. Mimo tych obiektywnych przeciwności, jego marzenie o igrzyskach olimpijskich pozostało niezmienne. Obiecał, że w roku kwalifikacyjnym do igrzysk zaangażuje się w pełni i tak się właśnie stało. Jego determinacja była kołem zamachowym nie tylko dla jego samego, ale też dla całego zespołu i okazała się kluczowa w naszej drodze do awansu. Pytałem o Lukasa Kampę, a czy znajdzie pan czas, by będąc nad morzem, spotkać się ze swoim bliskim kolegą z reprezentacji - Mariuszem Wlazłym? Wraz z dr Martą Witkowską stanowią wsparcie psychologiczne dla zawodników Trefla Gdańsk. Jak pan podchodzi do zagadnienia związanego z psychologią sportu? Nie wszyscy trenerzy traktują tę dziedzinę z entuzjazmem. - Osobiście uważam, że praca z psychologiem to kwestia indywidualnych potrzeb każdego zawodnika. Jeśli widzą oni potrzebę i chcą współpracować z psychologiem, to może to pozytywnie wpływać na ich rozwój. Uważam, że aspekt psychiczny jest niezmiernie ważny w sporcie. Co do spotkań grupowych dla całego zespołu, to jestem już bardziej ostrożny. To ja, jako pierwszy trener ponoszę odpowiedzialność za pewne kwestie. Jednak powtórzę - gdy chodzi o indywidualny rozwój, jestem całkowicie otwarty i wspieram takie inicjatywy. Z Mariuszem Wlazłym z pewnością się spotkamy. Jest pan pierwszy od dekady polskim trenerem, który wygrał Puchar Polski. A kiedy obejmie pan Biało-Czerwoną reprezentację? Ostatnim Polakiem prowadzącym naszą reprezentację był Stanisław Gościniak w 2004 r. - Proszę mi wierzyć, nie myślę o tym. Skupiam się na tym co tu i teraz. Życie sportowca nauczyło mnie nie planować zbyt daleko. Poza tym Nicola Grbić to mój serdeczny kolega, który wykonuje świetną pracę i pytania o trenera kadry są dla mnie w tym momencie nie na miejscu. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA