Sprawa przywłaszczenia pieniędzy siatkarzy i trenerów Zaksy Kędzierzyn-Koźle przez byłego menedżera drużyny Tomasza D. rozpaliła środowisko. Jako pierwszy napisał o niej katowicki "Sport". Niegdyś ligowy siatkarz, a później menedżer od lat związany z klubem, miał przelać z kont poszkodowanych łącznie około 2,5 miliona złotych i zniknąć z pieniędzmi. Sprawą od jesieni zajmują się prokuratorzy, którzy w styczniu postanowili działać i podjąć kroki prawne wobec podejrzanego. Zbierany jest materiał dowodowy, zaplanowano przesłuchania, a policja ma znaleźć podejrzanego, który od grudnia jest nieosiągalny. Poszkodowani są Sam Deroo, Benjamin Toniutti, Kevin Tillie (były siatkarz Zaksy) oraz trenerzy Andrea Gardini i Ferdinando De Giorgi (były opiekun Zaksy). Z kont każdego z nich mogło zniknąć nawet ponad pół miliona złotych. O cały proceder zapytaliśmy prezesa Zaksy Kędzierzyn-Koźle, Sebastiana Świderskiego. - Nie wiedzieliśmy w klubie kompletnie o całej sytuacji, sprawa wyszła na jaw w połowie 2018 roku, gdy nasz były menedżer odszedł z klubu. Znamy ją od strony prawnika, który reprezentuje chłopaków i tyle mogę powiedzieć. Nie chcę wychodzić przed szereg, nie jestem uprawniony przez poszkodowanych, by udzielać w ich imieniu informacji. To jest trudna sytuacja dla naszych zawodników, ale są profesjonalistami i choć sporo się dzieje wokół nich, nie wpływa to na ich postawę na boisku - przyznał wybitny przed laty reprezentant Polski, który od 2015 roku jest prezesem klubu. Tomasz D. miał w imieniu zagranicznych siatkarzy i trenerów Zaksy regulować w Polsce zobowiązania m.in. z Urzędem Skarbowym i dbać o "stranierich" w klubie. W Kędzierzynie-Koźlu pracował od 2012 roku i cieszył się zaufaniem władz klubu oraz samych zawodników. Po rozstaniu z klubem latem 2018 roku miał nawiązać współpracę z agencją menedżerską LZS Pro Sport, która reprezentuje wielu czołowych polskich siatkarzy. Jej właściciel, Georges Matijasević zapewnia, że gdy pojawiły się podejrzenia ws. działalności D., natychmiast zerwał z nim współpracę. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że ojciec Tomasza D. to wzięty komentator sportowy i były reprezentant Polski, a także... trener kędzierzynian. Z kolei brat podejrzanego to aktualny reprezentant Polski. Z nimi również mają kontaktować się przedstawiciele prokuratury. Najpewniej w związku problemem z ustalenia miejsca pobytu D. Prezes kędzierzynian nie kryje, że mocno przejął się całą sytuacją i że dopiero od niedawna może spać spokojnie. Klub w żaden sposób nie miał wpływu na całą sytuację, ale ponieważ poszkodowani są jego pracownicy - siatkarze i trenerzy - nie zamierza zostawiać ich bez wsparcia. Prawnicy współpracują już z prokuraturą w Opolu i będą robić wszystko, by odzyskać utracone pieniądze. Według naszych informacji, prokurator wkrótce spotka się z poszkodowanymi i zbierze ich zeznania, a ewentualne postawienie zarzutów będzie możliwe, gdy Tomasz D. zostanie zlokalizowany przez organy ścigania. Sprawa dopiero nabiera rozpędu i zapewne czekają nas kolejne rewelacje w związku z nią. Obecny sezon w PlusLidze jest ciekawy, ale głównie z powodu wydarzeń pozaboiskowych. Wszystko zaczęło się od głośnego upadku Stoczni Szczecin i jak na złość, co rusz dzieje się coś budzącego sensację w mediach. Czy nad rozgrywkami ciąży jakieś fatum? - Zdarzają się różne sytuacje, także takie, jak ta w Szczecinie. Chciałem przypomnieć słynny zespół Paris Volley, który został zdegradowany i w zasadzie to koniec wiadomości o nim. Sporo się dzieje, ale media w naszym kraju mówią sporo o siatkówce i stąd takie wrażenie. Nasza dyscyplina jest uwielbiana przez kibiców i dziennikarzy, choć pewnie w innych dyscyplinach podobne przypadki też mają miejsce. Ale nie są tak nagłaśniane. Wracając do PlusLigi, obniżył się jej poziom i zwiększyła się przepaść między najlepszymi, a resztą stawki. Dół tabeli wyraźnie odstaje od szóstki-ósemki i to widać. Dlatego cieszę się, że liga jest otwarta, bo słabsze zespoły będą musiały mocniej się postarać w walce o utrzymanie i zbudować lepsze składy - argumentował popularny "Świder". Sprawa Tomasza D. przesłoniła triumf kędzierzynian w Pucharze Polski i sprawiła, że smak zwycięstwa w tym roku był słodko-gorzki. ZAKSA pokazała jednak, że problemy integrują zespół, a nie podcinają mu skrzydła i że siatkarze walczą jeden za drugiego. Czy coś złego dzieje się na parkiecie, czy też poza nim. Pierwsze miejsce kędzierzynian w tabeli PlusLigi, zdobyty Puchar Polski i dobra postawa w Lidze Mistrzów - to nie jest przypadek, a wypadkowa możliwości polskiej ekipy. - Najważniejsze, że pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną. Gramy, wygrywamy i nie ma znaczenia, kto jest po drugiej stronie siatki. W drodze po triumf w PP pokonaliśmy Bełchatów - mistrza Polski, Zawiercie - rewelację sezonu i Jastrzębie, które gra coraz lepiej w tym sezonie. Pamiętamy jednak, co było przed rokiem, gdy wygraliśmy 17 kolejnych spotkań i awansowaliśmy do finałów Ligi Mistrzów. Skończyło się na tym, że nie zdobyliśmy pucharu, ani mistrzostwa, a w LM zajęliśmy czwarte miejsce - przypomina Sebastian Świderski. Jaki jest sekret dobrej gry i dominacji na krajowych parkietach Zaksy Kędzierzyn-Koźle? - Widać po chłopakach, że tworzą grupę i chcą wygrywać. Mamy w składzie liderów, mamy zmienników i walczymy na parkiecie. Mam nadzieję, że wyciągnęliśmy wnioski i w tym sezonie wyniki będą jeszcze lepsze - zakończył Sebastian Świderski. Kris