Grbić i Kolaković to dla serbskiej siatkówki postaci fundamentalne. Pierwszy był czołowym rozgrywającym świata i jednym z bohaterów drużyny, która w 2000 r. sięgnęła w Sydney po olimpijskie złoto. Drugi przejął kadrę sześć lat później i prowadził przez osiem lat, zdobywając medale mistrzostw Europy, świata i Ligi Światowej. W kadrze Kolakovicia występował również Grbić. Co więcej: był jej kapitanem i jednym z najlepszych zawodników. Gdy w 2008 r. zdecydował się zakończyć reprezentacyjną karierę, to m.in. namowy selekcjonera skłoniły go do zmiany zdania. Efekt był znakomity. W 2010 r. we Włoszech 37-letni wówczas Grbić jeszcze raz wzniósł się na wyżyny. Drużyna pod jego batutą zdobyła brązowy medal mistrzostw świata, a sam siatkarz został wybrany najlepszym rozgrywającym turnieju. Kapitan selekcjonerem A że charyzmy mu nie brakowało, to właśnie on zastąpił Kolakovicia po nieudanych dla Serbii MŚ z 2014 r. Grbić, który trenerski dres ubrał niemal prosto po zejściu z boiska, potrafił świetnie przygotować drużynę na nieco mniej ważne turnieje. Zabrakło jednak kropki nad "i" w postaci medalu MŚ oraz kwalifikacji na igrzyska. Działacze z serbskiej federacji pożegnali zresztą Grbicia już latem 2019 r., po porażce w pierwszym turnieju kwalifikacyjnym, mimo że drużyna miała jeszcze drugą szansę na awans. Kadrę objął Slobodan Kovacz, który zresztą także nie pomógł jej wywalczyć kwalifikacji. Na igrzyska z kadrą Iranu awansował za to Kolaković. Cóż jednak z tego, skoro w czasie pandemii lokalni decydenci postanowili pożegnać się z Serbem. Oficjalnym powodem były problemy finansowe, tyle że miejsce Kolakovicia zajął zdecydowanie droższy Władimir Alekno. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Mimo że żaden z nich nie pojedzie na igrzyska, losy Grbicia i Kolakovicia nadal się przeplatają - tym razem na polskich parkietach. Tutaj to młodszy z Serbów może spoglądać z góry na swojego byłego szkoleniowca. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pod kierunkiem Grbicia wyrosła na czołową drużynę Europy i śrubuje rekordy w PlusLidze. Zespół Kolakovicia, siódmy po sezonie zasadniczym Aluron CMC Warta Zawiercie, ma zdecydowanie mniej atutów. - Cieszymy się z obecności tutaj. Dla nas miejsce w czołowej czwórce Pucharu Polski jest zaszczytem - przekonuje Kolaković. - Dobrze wiem, jak trudne zadanie nas czeka. Już w sobotnim meczu zmierzymy się z ZAKS-ą. A to zespół, który w tej chwili gra być może najlepszą siatkówkę w Europie. Postaramy się jednak pokazać z dobrej strony. Wtedy wszystko będzie możliwe. Mateusz Malinowski przed półfinałem PP: Może trzeba będzie po boksersku przyjąć cios Jego drużyna kędzierzynian obawiać się nie musi, bo jako jedna z nielicznych zdołała już ich w tym sezonie pokonać. Na wyjeździe Warta pewnie ograła rywali 3:0. Problem w tym, że wówczas Grbić wystawił do gry zupełnie rezerwowy skład, oszczędzając siły przed maratonem spotkań w lidze i pucharach. A to właśnie brak klasowych zmienników jest jak dotąd jedyną słabością ZAKS-y w tym sezonie. Powtórka sprzed dwóch lat Dzisiejszy mecz w Krakowie zacznie najpewniej szóstka mocno odmienna od tej, która na początku lutego przegrała z zawiercianami. Rywale ZAKS-y mogą mieć jednak nadzieję, że i tym razem Grbić nie będzie chciał forsować wszystkich zawodników. W końcu już w czwartek kędzierzynianie zagrają w półfinale Ligi Mistrzów z Zenitem Kazań. Na razie jednak Grbić mocno przeciwstawia się takim spekulacjom. - Przed nami intensywny czas. Na razie skupiamy się jednak na najbliższych wydarzeniach, czyli turnieju finałowym Pucharu Polski. Nie wybiegamy zbyt daleko w przyszłość. Teraz w naszych głowach jest przede wszystkim półfinał z zespołem z Zawiercia - przekonuje. Jego zespół broni pucharu wywalczonego na początku 2019 r. Wówczas w półfinale również mierzył się z Wartą i wygrał 3:1. Trenerem kędzierzynian był jednak wtedy jeszcze Andrea Gardini, obecny szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla. W kolejnym sezonie, z powodu pandemii, nie udało się rozegrać turnieju finałowego. Początek meczu ZAKSA - Aluron o godz. 14.45. Transmisja w Polsacie Sport. Damian Gołąb