Damian Gołąb, Interia: Siódme miejsce na koniec sezonu zasadniczego to wynik na miarę oczekiwań, czy jednak po udanym otwarciu rozgrywek jest trochę niedosytu? Mateusz Malinowski, atakujący Aluronu CMC Warty Zawiercie: Poziom PlusLigi jest bardzo wyrównany. Przez Covid-19 mecze czasami były rozgrywane w szalonym tempie. Ten wynik jest więc dobry, aczkolwiek myślę, że mogliśmy mieć spokojnie o dwa zwycięstwa więcej. Przy tym układzie tabeli, gdzie siedem zespołów dzieli bardzo mało punktów, mogłoby to dać jedno, może dwa miejsca w górę. Początek sezonu był w wykonaniu pana drużyny świetny, wyniki i gra popsuły się w listopadzie, gdy po przegranej z Treflem Gdańsk przyszła seria porażek. Ten kryzys mocno wpłynął na resztę sezonu zasadniczego? A może kluczowa była przerwa “covidowa"? - Przerwę “covidową" miały wszystkie zespoły. Po niej byliśmy jeszcze w stanie rozegrać jedno dobre spotkanie z Vervą Warszawa. Słabsza forma przyszła, bo przyjść musiała. Nie da się grać na super poziomie przez cały czas. Wyjątkiem jest ZAKSA, która ma ustabilizowaną formę, ale i najlepszych zawodników w lidze. Reszta drużyn falowała, również miała trudne momenty. U nas słabiej wypadł grudzień. Cały czas próbujemy wrócić do “swojego" grania, dużo jest w głowie. Mam nadzieję, że praca, którą wykonaliśmy przez cały sezon, da efekt w najważniejszych momentach. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! W poprzednim sezonie trudno było powiedzieć, kto w Zawierciu jest podstawowym atakującym, często grał pan na zmianę z Grzegorzem Boćkiem. W tym to pan jest zdecydowanym numerem jeden. Taka pewność mocno pomaga w grze? - Dostałem dużo zaufania od trenera Kolakovicia. Wcześniej pracował z reprezentacją. Wiedział, że poziom PlusLigi jest wysoki, ale nie znał dokładnie zawodników, bo skupiał się na meczach kadry. Wszedł więc do ligi jako nowy człowiek i każdy miał u niego czystą kartę. W okresie przygotowawczym bardzo ciężko pracowałem na siłowni i moja forma nie była taka, jakiej trener ode mnie oczekiwał. Grzegorz Bociek prezentował się wtedy bardzo dobrze. Nasza rywalizacja toczyła się więc w zasadzie do ostatniego tygodnia przygotowań. Mogliśmy też myśleć, że podstawową parą przyjmujących będą stanowić na przykład Paweł Halaba i Garrett Muagututia. Ale jednak bardzo dobra postawa w okresie przygotowawczym Piotra Orczyka i Dominika Depowskiego sprawiła, że to oni zaczynali pierwsze dwa mecze. Nazwiska więc u trenera nie grają. Pan już na początku rozgrywek wspominał, że dzięki podpowiedziom trenera udało się panu poprawić zagrywkę. - Tak, na pewno elementy, które trener wplata w czasie treningów, pomogły ją jeszcze bardziej polepszyć. Trener zostaje na kolejny sezon w Zawierciu, ja też, więc na pewno ta współpraca będzie się dalej układała. Liczę na to, że wyniosę z niej jeszcze więcej. A przede wszystkim, że będę dużo grał. Na razie z tego sezonu “wyniósł" pan już pięć statuetek dla MVP spotkania. Szykuje pan na nie w mieszkaniu jakieś specjalne miejsce? - Mam fanów, którym chętnie te statuetki oddaję. Przez trzy lata gry w Zawierciu pojawiło się tego sporo. Nasi kibice we własnym głosowaniu wybierają nawet MVP po przegranych meczach, takich nagród też jest sporo. Gdy ktoś zapyta, często przekazuję mu taką statuetkę. Niektóre wędrowały też do rodziców czy babci. Kończy pan trzeci sezon w klubie. Na dobre zadomowił się pan w Zawierciu? - Tak, mam tutaj bardzo dobrze ułożone życie, czuję się komfortowo. Oferta przedłużenia kontraktu o dwa lata wypłynęła od prezesa dosyć wcześnie. I już w grudniu zeszłego roku zdecydowałem się podpisać umowę. Liczę na to, że kolejny rok będzie jeszcze lepszy i gra będzie cały czas szła w górę. W tym sezonie wszyscy siatkarze muszą sobie radzić w specyficznych warunkach, rozgrywając mecze niemal w ciszy. W hali w Zawierciu, która zawsze była wypełniona po brzegi, to chyba szczególnie odczuwalne? - Niestety tak. Jak mówiłem, mogliśmy spokojnie wygrać dwa, trzy mecze więcej. Chyba pierwszy raz w historii mamy ujemny bilans: częściej wygrywamy na wyjeździe niż u siebie. To niespotykane zjawisko w Zawierciu, kibice zawsze nas nieśli. Tego naprawdę brakuje. Oczywiście nie tylko nam, reszcie zespołów również, ale tutaj, w Zawierciu, atmosfera była szczególnie gorąca. Grało się dla tych kibiców. Teraz jest trudniej, trzeba się motywować w inny sposób.