Damian Gołąb: Jak wypełnić halę na mecz, który zaczyna się 1 listopada o godz. 21? O takiej porze zaplanowano spotkanie Projektu z Cerrad Enea Czarnymi Radom. Piotr Gacek, wiceprezes i dyrektor sportowy Projektu Warszawa: To nie jest łatwe. Duża część mieszkańców Warszawy ma rodziny w różnych regionach Polski, poświęcą ten dzień, by odwiedzić groby bliskich. To specyficzna data i godzina, ale robimy wszystko, by jednak zapełnić Arenę Ursynów. Dedykujemy dużo zaproszeń, szczególnie do szkół, młodzieży. Nie spodziewamy się hali pełnej po brzegi, ale robimy co w naszej mocy, by w ten nostalgiczny dzień pocieszyć też oko kibica naszą grą. Gra 1 czy 2 listopada wynika m.in. z powiększenia ligi, trzeba szukać terminów. Prezes Aluronu CMC Warty Zawiercie Kryspin Baran już przed sezonem stwierdził, że niektóre kluby przyznają, że głosując za poszerzeniem ligi, błądziły. Projekt Warszawa też jest wśród tych drużyn? - Nie użyłbym sformułowania, że Projekt Warszawa zbłądził, decydując o poszerzeniu ligi na wspólnych spotkaniach. To były dyskusje, które trwały długo. Zespół ze Lwowa zgłosił akces do udziału w Polskiej Lidze Siatkówki już chyba dwa sezony temu. To nie jest tak, że nie wiedzieliśmy, z czym to się wiąże. To szeroki temat, mamy też rozgrywki reprezentacyjne. Trzeba by rozłożyć na czynniki pierwsze, jak formułowany jest kalendarz światowej siatkówki, co ma przełożenie na rozgrywki ligowe. Faktycznie natłok meczów jest duży. Poszerzenie ligi dla lepszego odbioru, poszerzenia grona odbiorców poza granice Polski, jest bardzo ciekawe. I dobrze, że się wydarzyło. Na samym końcu tego wszystkiego jest zawodnik, który musi grać i trenować. A jego zdrowie jest wyczerpywane z meczu na mecz, z treningu na trening. Kalendarz jest tak sformułowany, że reprezentanci nie mają chwili oddechu. Światowa federacja dokłada imprez, nie idzie w kierunku tego, by dostosować kalendarz do zdrowia zawodnika, a pod wartości reklamowe, marketingowe. To też napędza siatkówkę, więc to miecz obosieczny. Jeśli prezes Kryspin użył takiego sformułowania w kierunku klubów PlusLigi, to ja użyłbym tych słów w kierunku światowej federacji. My błądzimy z kalendarzem, nie patrząc na zdrowie zawodników. A oni są wyżymani jak przez starodawny magiel, do granicy wytrzymałości. Było to chyba widać w meczu o Superpuchar Polski. Problemy miał Aleksander Śliwka, z boiska musiał zejść Marcin Janusz. - To przykłady, które będą się nawarstwiać. Kalendarz jest coraz bardziej zagęszczony. Chcemy rozwijać siatkówkę w Polsce tak, by była ciekawa dla widza. To musi mieć swoje podstawy w liczbie spotkań i turniejów, by pokazywać dyscyplinę. Ale trzeba zwrócić uwagę na zawodnika. Jesteśmy tylko ludźmi, nie robocopami. Mówię tutaj nie tylko o lidze, ale przede wszystkim o okresie reprezentacyjnym. Projekt odczuł to chyba na własnej skórze? Kevin Tillie doznał kontuzji w czasie mistrzostw świata. - Nie ulega wątpliwości, że nasz start w rozgrywkach nie jest udany, nie jesteśmy z niego zadowoleni. Tyle że rozegrałem w życiu kilka meczów i byłbym bardziej zaniepokojony, gdybym nie wiedział, co się dzieje. Ale znam diagnozę: jesteśmy bez dwóch podstawowych zawodników. Nie umniejszam jakości pozostałym graczom. Ale jeśli buduje się konstrukcję z pewnych klocków i nagle dwa główne człony - Artur Szalpuk i Kevin Tillie - wypadają, i to od pierwszego meczu, drużyna musi mieć trochę czasu, żeby odpowiednio zareagować. I poszukać sama w sobie osób, które to nadrobią. Liga jest tak mocna, że bez dwóch zawodników już jesteśmy drużyną, która walczy i przegrywa w Katowicach czy Suwałkach. Mam jednak nadzieję, że jesteśmy na dobrej drodze. Kevin w ostatnim meczu wrócił i sama jego obecność wprowadzała spokój. Jego ogromne doświadczenie, perfekcjonizm w wykonywaniu pewnych elementów, daje taką pewność siebie drużynie, że reszta wchodzi na swój dobry poziom. Mam nadzieję, że już niebawem wróci też Artur, trenuje już z drużyną. PlusLiga to jedna z najsilniejszych lig, tu można naprawdę z każdym wygrać i przegrać. Pokazuje to choćby PSG Stal Nysa, z którą mają problem najlepsi. Piotr Gacek o pierwszych meczach Projektu: Najgorzej byłoby, gdybyśmy nie znali diagnozy Tłumaczy pan, skąd wzięły się rozczarowujące wyniki Projektu na początku sezonu. Czy one rzutowały na drużynę? Pojawiło się trochę nerwów? - Zawsze zwycięstwa budują - szatnię, drużynę, pracowników w biurze, sponsorów. Porażki oczywiście nie napawają optymizmem, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy na początku sezonu. Z dwojga złego lepiej, że to wydarzyło się teraz, a nie w okresie, w którym walczylibyśmy o rozstawienie w play-offach. Mam nadzieję, że te problemy już za nami i niedługo będziemy prezentować najwyższą dyspozycję. Taką, do jakiej ta drużyna została zbudowana i przygotowana. Nerwowe sytuacje? Sami zawodnicy dużo o tym rozmawiali. To bardzo doświadczony i profesjonalny zespół. Jak powiedziałem wcześniej: najgorzej byłoby, gdybyśmy nie znali diagnozy. Dołek już za nami, Artur Szalpuk rwie się do gry. A w okresie przygotowawczym pokazał się jako emocjonalny lider tej drużyny. Z powodu kontuzji trzeba było szybko sprowadzić przyjmującego, by uzupełnił skład. Jak szuka się nowych zawodników już po rozpoczęciu sezonu? Trzeba skupiać się na zawodnikach bez kontraktu, szukać możliwych “do wyjęcia" z innego klubu? - To nie jest łatwe. Jeśli zawodnik jest dostępny na rynku w tym okresie, to oznacza, że nie znalazł klubu. To nie są siatkarze na listach top 10 na swoich pozycjach. Straciliśmy naprawdę dużo, bo dwóch podstawowych przyjmujących. Mimo fantastycznych środkowych i rozgrywającego, bez przyjęcia nie możemy pokazać atutów całej drużyny. Dołączył do nas bardzo doświadczony Kamil Baranek. Nie miał wizji, by na dłużej wiązać się z klubem, ale jego doświadczenie pozwala podnieść poziom treningu. Jesteśmy związani z Kamilem do końca grudnia, więc to dla nas typowy “ratownik". Wojna w Ukrainie i wykluczenie rosyjskich klubów z gry w pucharach zmieniło siatkarski rynek transferowy? Zawodnicy mniej chętnie myślą o wyjazdach do Rosji? - Na pewno. Pokazały to transfery zapowiadane jeszcze przed sytuacją wojenną. Z mediów dochodziły słuchy, że Kamil Semeniuk i trener Gheorghe Cretu mieli podpisane kontrakty w Rosji, a nagle ich tam nie ma. Jest wielu zawodników, którzy mieli oferty z Rosji, i z nich nie skorzystali. Są jednak pewni siatkarze, dla których nie ma problemu, by grać w lidze rosyjskiej. Chyba zamykając oczy na to, co dzieje się dookoła. W tym gronie są m.in. zawodnicy znani z polskiej ligi - Marko Ivović, Sam Deroo, ostatnio Milan Katić. W Rosji grają też gwiazdy reprezentacji USA. - To ich wybór. Mogę tylko powiedzieć za siebie, że nie wyobrażam sobie, by w aktualnej sytuacji świadczyć usługi dla jakiegokolwiek rosyjskiego podmiotu. To bardzo wartościowi zawodnicy, ale to ich decyzja. Projekt Warszawa szuka sponsorów. By "ulżyć" współwłaścicielowi z Ukrainy Finansowa stabilizacja - to podkreślali zawodnicy przed startem sezonu. Warszawska siatkówka ma na dobre za sobą kłopoty organizacyjne z poprzednich lat? - Problemy finansowe z poprzednich sezonów nawarstwiały się przez lata. Nad wieloma tematami trzeba było bardzo mocno popracować, by wyszły na prostą. Teraz jesteśmy w stabilnej sytuacji, ale pamiętajmy, że nasz główny partner, sponsor i współwłaściciel, który nas finansuje, jest z Ukrainy. Ma swoje problemy. Od dłuższego czasu wrzucamy wyższy bieg w poszukiwaniu sponsorów i partnerów, aby tę stabilizację wzmocnić. Szukamy kolejnych sponsorów, by jak najwięcej “ulżyć" naszemu głównemu finansującemu. Bo na Ukrainie są ogromne potrzeby humanitarne, potrzeba wsparcia jej mieszkańców. Nasz właściciel jest zaangażowany w pomoc Ukrainie i swoim rodakom, przeznacza na takie cele bardzo duże kwoty. Jako klub staramy się go wesprzeć, jak tylko możemy. Teraz przed Projektem spotkanie z PGE Skrą Bełchatów. To będzie chyba poważny sprawdzian, czy drużynę po wygranej z Cuprum Lubin stać na więcej? - Sam jestem ciekawy tego meczu. Wiem, że z treningu na trening wyglądamy coraz lepiej. Wracam do Kevina Tillie'ego trochę jak zdarta płyta, ale to naprawdę zawodnik, od którego rozpoczynałem budowę zespołu na ten sezon. Znam jego wartość. Jest już w pełni gotowy do meczu, w stu procentach trenuje. Skra to marka sama w sobie, mecze z nią zawsze są trudne. W hali w Bełchatowie zawsze gra się ciężko. To będzie dla nas sprawdzian postawy na boisku. Zwycięstwo będzie cenne, po nie jedziemy, ale sama reakcja drużyny i poziom sportowy pokaże nam, w którym miejscu jesteśmy po powrocie Kevina Tillie'ego. Jedziemy tam naładowani bardziej pozytywnie niż w pierwszych meczach, gdy nie mieliśmy szkieletu składu przygotowywanego do walki o najwyższe cele. Teraz chyba każdy chłopak z drużyny nabierze oddechu, który pozwoli na fajną walkę w Bełchatowie. Cele drużyny po nieudanym początku pozostają wysokie? Latem wspominał pan, że Projekt chce walczyć w tym sezonie z ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle czy Asseco Resovią. - Tak, podtrzymuję to. Chcemy być w gronie najlepszych drużyn w Polskiej Lidze Siatkówki. I mam nadzieję, że krok po kroku będziemy wspinać się w tabeli. To początek sezonu, który jest bardzo długi. Jako klub będziemy robić wszystko, by drużyna miała jak najlepsze warunki. Nie zmieniamy celów ani ambicji: to zbudowanie mocnej warszawskiej siatkówki, która zawsze będzie w czołówce polskich drużyn, także reprezentujących kraj na arenie europejskiej. To dla nas najważniejsze w dalszej, ale i tej niedalekiej przyszłości.