ZAKSA i PGE Skra to najbardziej utytułowane drużyny epoki PlusLigi. W 19 sezonach od utworzenia ligi zawodowej siatkarzy aż 15 razy to ktoś z tej dwójki zdobywał mistrzostwo Polski. Przed trzema laty spotkały się w finale i rywalizację wygrali bełchatowianie. Jeśli chcą powtórzyć ten sukces w tegorocznym półfinale, muszą jednak grać znacznie lepiej niż w sobotę. Mimo że mecz momentami stał na wysokim poziomie, to ZAKSA po raz kolejny w tym sezonie pokazała, że na krajowym podwórku jest nie do zatrzymania. Jak przystało na rywalizację dwóch potęg PlusLigi, początek spotkania był wyrównany. Jako pierwsi odskoczyli gospodarze - gdy Jakub Kochanowski zablokował atak Taylora Sandera, prowadzili 8-5. Przez kilka minut ZAKSA utrzymała taką przewagę, ale w drugiej połowie partii potrafiła ją powiększyć. Przy zagrywce Aleksandra Śliwki prowadziła już 17-13. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Bełchatowianie nie opuścili jednak rąk. Po asie serwisowym Duszana Petkovicia zmniejszyli straty do dwóch punktów. By dogonić rywali brakowało im jednak skutecznych kontrataków. Problemów w tym elemencie nie mieli gospodarze - Śliwka doprowadził do wyniku 22-18. W końcówce blokiem postraszył ich jeszcze Mateusz Bieniek, ale to ZAKSA wygrała 25-23. W pierwszym secie goście popełnili zdecydowanie więcej błędów niż rywale - oddali im o pięć punktów więcej niż sami zyskali. W drugiej partii już na początku obie drużyny walczyły w kilku długich akcjach. Znów częściej zwycięsko wychodziła z nich ZAKSA. Brylował w tym Śliwka, po jego zagraniu jego drużyna prowadziła 8-5. PGE Skra odpowiedziała asem serwisowym Sandera. Walka trwała też na siatce. Przy stanie 11-10 dla ZAKS-y trener gości Michał Mieszko Gogol zdecydował się zastąpić Norberta Hubera Karolem Kłosem. Gospodarze coraz lepiej jednak serwowali, a bełchatowianie znów zaczęli mylić się w ataku. Efekt? Prowadzenie kędzierzynian 17-12. Szkoleniowiec PGE Skry próbował wybijać rywali z rytmu przerwami i zmianami, ale niewiele to dało. Końcówka partii to as serwisowy Śliwki i dwa punkty Łukasza Kaczmarka. Kędzierzynianie wygrali 25-18. W tym sezonie obie drużyny grały ze sobą już czterokrotnie - dwa razy w lidze i dwa razy w Lidze Mistrzów. Za każdym razem lepsi okazywali się kędzierzynianie, jednak dwukrotnie PGE Skrze udało się doprowadzić do tie-breaka. W sobotę nie było o tym mowy. Trzecia partia potoczyła się według znanego z poprzednich setów schematu. Początek był wyrównany, bełchatowianie prowadzili nawet 7-6. Potem jednak kędzierzynianie znów byli nie do zatrzymania.Wciąż świetnie zagrywali, w czym górowali Śliwka i Kaczmarek. Skuteczny był Kamil Semeniuk i ZAKSA wypracowała sobie pięciopunktową przewagę. Gogol szybko wykorzystał obie przerwy na żądanie. Bełchatowianie świetnie atakowali ze środka siatki, ale na skrzydłach górą byli gospodarze. Przy stanie 20-17 o czas poprosił szkoleniowiec ZAKS-y Nikola Grbić, ale była to tylko przerwa na delikatne uspokojenie nastrojów. Po niej jego siatkarze zablokowali Petkovicia, atakiem z szóstej strefy popisał się Śliwka. ZAKSA zakończyła spotkanie asem serwisowym Kochanowskiego.Gra w półfinale toczy się do dwóch zwycięstw. Kolejny mecz zaplanowano na 7 kwietnia w Bełchatowie. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów 3-0 (25-23, 25-18, 25-20) ZAKSA: Kaczmarek, Kochanowski, Śliwka, Toniutti, Smith, Semeniuk - Zatorski (libero) oraz Kluth PGE Skra: Petković, Huber, Sander, Łomacz, Bieniek, Ebadipour - Piechocki (libero) oraz Filipiak, Kłos, Sawicki Damian Gołąb