Agnieszka Niedziałek, PAP: Tęsknił pan za piłką i treningami podczas niedawnej przerwy związanej z przypadkami zakażenia koronawirusem w klubie? Artur Szalpuk: - Na pewno. Szczególnie, że mamy już na koncie trzy miesiące spędzone w domach i kolejne dodatkowe są nam kompletnie niepotrzebne. VERVA miała teraz miesiąc przerwy między kolejnymi spotkaniami ligowymi. Co się w tym czasie u pana działo? - Problem w tym, że właśnie nic się nie działo... Każdy przeżył to już, siedząc w domu wiosną. Teraz było dokładnie tak samo. Można powiedzieć, że mamy już doświadczenie. Czyli, mówiąc żartobliwie, mógł się pan poświęcić wtedy zainteresowaniom takim jak np. szydełkowanie? - Tak. Szydełkowanie, robótki ręczne, gotowanie. Takimi rzeczami się zajmowałem. Jak obecnie ocenia pan swoją dyspozycję fizyczną? - Czuję się bardzo dobrze. Zawsze są jakieś elementy do poprawy w tym aspekcie i zawsze może być lepiej, ale w skali od 1 do 10 dałbym sobie 7,5. Słabszy początek ostatniej potyczki ligowej z GKS Katowice to jeszcze pokłosie braku rytmu meczowego z minionych tygodni? - Szczerze mówiąc, nie wiem. W tym sezonie nie jesteśmy w stanie grać równo na przestrzeni całego spotkania i na razie taki jest nasz styl. Chciałbym, żeby był on taki jak w tych ostatnich trzech setach niedzielnego meczu. Przed sezonem do drużyny dołączyło kilku zawodników, w tym pan. Potrzeba jeszcze czasu na zgranie? Czy wahania w grze raczej związane są ze skutkami pandemii? - Nie powiedziałbym, że się jeszcze zgrywamy. Raczej myślę, że mentalnie możemy walczyć bardziej jako drużyna, razem, wspierać się nawzajem. Takie proste, banalne rzeczy, a myślę, że może nam to dużo dać. Jeśli chodzi o pandemię, to nie będę szukał w tym wymówki. Sezon jest taki dla wszystkich. Musimy zrobić wszystko wspólnymi siłami, by trwał. Dlatego, gdy wróciliśmy po przerwie związanej z koronawirusem do treningów całą drużyną i mieliśmy tylko dwa czy trzy dni na przygotowanie do meczu w Olsztynie, to nikt z nas nie narzekał. Nie traktowaliśmy tego jako wymówki, tylko dążyliśmy do tego, by jak najszybciej grać. VERVA ma ustalony program spotkań na najbliższe kilkanaście dni. Niewiadomą pozostaje jednak, czy każdy z nich dojdzie do skutku w tym terminie... - Dokładnie. Mam nadzieję, że wszystkie nasze najbliższe spotkania się odbędą już zgodnie z planem. Wiem, że jeden z zaległych też już mamy wpisany w kalendarz. A jeśli jakiś przeciwnik wypadnie z wiadomych powodów, to będziemy szukali drużyny, która będzie mogła i chciała w tym terminie z nami zagrać. Przeważnie w pierwszej części sezonu zdarzają się zaskakujące wyniki, ale w decydującym momencie zwykle do głosu dochodzą już faworyci. Wszystkie zawirowania dotyczące obecnej sytuacji mogą sprawić, że do niespodzianek może dojść też w kluczowym momencie rozgrywek? - Może być dziwnie, może to być zupełnie inny sezon, może być więcej niespodzianek. Będą wypadać ze składów zawodnicy, także ci czołowi. Będą wypadać całe drużyny. Nie będzie wiadomo, z kim się przyjdzie zmierzyć w następnym tygodniu. Jest to granie na wariackich papierach, ale trzeba w tym wszystkich szukać pozytywów. Cieszę się, że przynajmniej z naszej strony tak było. Zostaliśmy skierowani na kwarantannę z powodu koronawirusa, ale zależało nam, by jak najszybciej wrócić. Chcemy grać i tak zostanie już do końca. Podczas meczów bez publiczności słychać okrzyki, które zwykle niknęły przy głośnym dopingu. Trzeba się teraz bardziej pilnować, by czegoś nie chlapnąć? - Ja dobrze wiem, kto ostatnio co chlapnął i chyba wszyscy inni też, bo pewnie było to słychać w całej hali oraz na antenie podczas transmisji telewizyjnej. Teraz rzeczywiście jest pod tym względem trochę sparingowo. Ale wrócę do tego, co mówiłem wcześniej o grze na wariackich papierach. Wiemy, że tak jest, musimy tak grać i myślę, że nie ma co się doszukiwać negatywnych rzeczy i powodów do narzekania. Raczej skupiałbym się na tym, że możemy grać i robimy wszystko, by to robić oraz dostarczać rozrywkę ludziom siedzącym w domach. Jest w panu duży strach przed Covid-19 w codziennych kontaktach i sytuacjach? - Wiadomo, trzeba na siebie uważać, ale też musimy grać, wykonywać swoją pracę. Chcemy też to robić. To jest bardzo ciężki temat, bo każdy przechodzi inaczej zakażenie koronawirusem. Wiem, jak nasza drużyna je przechodziła, więc osobiście bardziej boję się ponownej przerwy w rozgrywkach niż tego, że sam się zarażę. Ale jak mówiłem, mam świadomość, że różne osoby różnie przechodzą tę chorobę i lepiej, by jej nie było, nikt się nie zarażał i nikt jej ciężko nie przechodził. Rozmawiała Agnieszka Niedziałek (PAP)