Markiewicz spotkał się w Warszawie z radą nadzorczą PLS. Zaproszony do tych rozmów został także wiceprezes PZPS Jacek Sęk."Prezes Markiewicz przekazał nam informacje dotyczące sytuacji Stoczni Szczecin, opowiedział o jej problemach. Nic więcej nie mogę w tej chwili powiedzieć. Klub zobowiązał się, że w czwartek wyda komunikat w tej sprawie. Czekamy na jego ukazanie się, by cokolwiek komentować" - powiedział PAP Sęk.W piątek PZPS poinformował, że zwrócił się o informację dotyczącą sytuacji w klubie do dwóch przedstawicieli ekstraklasy - Stoczni i Chemika Bydgoszcz. W mediach o drużynie ze Szczecina jest głośno od kilku tygodni. Przed sezonem wskazywana była jako nowa siła w PlusLidze. Uwagę kibiców przyciągało pozyskanie gwiazd siatkówki z Bartoszem Kurkiem i Bułgarem Matejem Kazijskim na czele. Zakontraktowano również rozgrywającego Łukasza Żygadłę, który był mocno zaangażowany w projekt budowania nowego zespołu i przyczynił się do ściągnięcia do Polski Kazijskiego oraz słynnego trenera Radostina Stojczewa w roli dyrektora sportowego. Kilka tygodni temu zaczęły pojawiać się w prasie informacje o zaległościach finansowych klubu względem siatkarzy i sztabu, które są efektem braku podpisania umowy z jednym ze sponsorów. Pod koniec listopada zaczęli odchodzić zawodnicy. Jako pierwszy kontrakt rozwiązał Kurek, a w jego ślady poszli Nicholas Hoag, Aleksander Maziarz i Lukas Tichacek. Stocznia jeszcze tego oficjalnie nie potwierdziła, ale w prasie odnotowano już, że z drużyną pożegnali się już także Kazijski, Asparuch Asparuchow oraz Stojczew.Władze szczecińskiego klubu zapowiadały pierwotnie wydanie w poniedziałek oświadczenia, ale tego dnia nie ukazało się. Według kalendarza rozgrywek Stocznia najbliższy mecz ma rozegrać w sobotę z Chemikiem w Bydgoszczy. Rzecznik prasowy PLS Kamil Składowski w poniedziałek zastrzegł, że niedługo występy szczecinian mogą być poważnie zagrożone. Jednym z warunków obecności w ekstraklasie jest bowiem skład gwarantujący jakość zawodowej ligi."Skład w znaczący sposób niepełny albo opierający się na samych juniorach, bo odeszli wszyscy zawodnicy... W takiej sytuacji w rachubę wchodzi drastyczna decyzja o usunięciu klubu z rozgrywek. Bardzo rzadko dotychczas miało to miejsce w historii naszych zawodowych lig. Po raz ostatni dotyczyło to jednej z najmocniejszych kiedyś drużyn w Polsce, a potem przeżywającej duże problemy, czyli Morza Szczecin. Historia zatoczyła więc koło. Ale to absolutna ostateczność, jakiś kompletnie czarny scenariusz. Liczymy, że klub wyjdzie jakoś na prostą i będzie w stanie rywalizować. Zrobimy wszystko, żeby pomóc" - zapewnił wówczas Składowski.Stocznię na razie próbują ratować finansowo kibice, którzy zorganizowali w internecie zbiórkę. Za cel postawili sobie zebranie 3 mln zł. Do środowego wieczora udało im się zgromadzić 9,7 tys.Tuż przed początkiem poprzedniego sezonu w bardzo trudnej sytuacji - po nagłym wycofaniu się jednego z głównych sponsorów - znalazł się Trefl Gdańsk. Losy klubu było zagrożone, a w akcję ratowania go włączyli się kibice."Ponownie muszę podziękować wszystkim partnerom oraz sponsorom, którzy wówczas do nas dołączyli i wspierali przez cały sezon. Równocześnie rozmawialiśmy ze sponsorami i miastem. Zarówno sponsor tytularny Trefl, jak i Gdańsk, który od lat jest naszym partnerem strategicznym, także w tym niezwykle skomplikowanym momencie podali nam pomocną dłoń. Wspólne wsparcie tych podmiotów oraz oczywiście kibiców, których nazwiska mieliśmy na koszulkach meczowych, zwieńczone zostało zdobyciem przez drużynę Pucharu Polski oraz brązowego medalu PlusLigi" - powiedział PAP prezes Trefla Dariusz Gadomski.Podkreślił on również szczególną rolę trenera Andrei Anastasiego. "To on był tak naprawdę głównym powodem, dla którego cała drużyna została wówczas w Gdańsku. Włoski szkoleniowiec jest już z nami piąty sezon z rzędu i w dużej mierze to właśnie jego wiara w ten klub była kluczem do tego, że w składzie nie zaszły wówczas żadne zmiany. Na bieżąco informowaliśmy też zawodników o sytuacji oraz prowadziliśmy rozmowy na temat rozłożenia płatności w czasie. I wszyscy na takie rozwiązanie się godzili" - relacjonował.