Dla PGE Skry starcie z Vervą było przerywnikiem w rywalizacji w Lidze Mistrzów. Cztery dni wcześniej przegrała u siebie z Zenitem Kazań, w czwartek czeka ją rewanż w Rosji. W PlusLidze nie było jednak czasu na eksperymenty, bo po wygranej Aluronu CMC Warty Zawiercie ze Stalą Nysa bełchatowianie spadli na siódme miejsce w tabeli. Z kolei Verva wciąż miała szansę nawet na miejsce w czołowej trójce. Niedzielne spotkanie lepiej rozpoczęli goście. Już w pierwszej akcji udało im się zablokować atak Milana Katicia. Serbski przyjmujący zastąpił w pierwszej szóstce Taylora Sandera, który odpoczywał ze względu na kłopoty z kolanem. Jego koledzy na początku drugiego seta mieli spore problemy z zatrzymaniem ataków Vervy z lewego skrzydła i szybko przegrywali 2:6. Siatkarze z Warszawy potrafili utrzymać przewagę. Cały czas byli czujni w bloku, do tego ich rywale nie ustrzegli się błędów. Przy prowadzeniu Vervy 17:13 trener gospodarzy Michał Mieszko Gogol poprosił o przerwę, ale obraz gry się nie zmienił. Po tym, gdy Igor Grobelny sprytnie obił dłonie blokujących, warszawianie mieli już sześć punktów przewagi. Ostatecznie wygrali 25:17. Zawodnicy ze stolicy w pierwszym secie zagrali tak, jakby chcieli swoją dobrą formą odwrócić uwagę od problemów wewnętrznych klubu. Trwają bowiem zawirowania związane z możliwą zmianą właściciela - wśród inwestorów mają być Michał Kubiak i Wilfredo Leon. Sytuacja jest jednak dynamiczna, dwa dni przed meczem “Puls Biznesu" poinformował, że zwolniony został Piotr Gacek, dyrektor sportowy Vervy. Początek drugiej partii był wyrównany. Gospodarze nieco poprawili skuteczność w ataku, która szwankowała w pierwszym secie. Przewagę zbudowali jednak dzięki świetnej serii Mateusza Bieńka. Reprezentacyjny środkowy raz za razem posyłał bomby na stronę rywali i PGE Skra zdobyła aż osiem punktów z rzędu. Tę serię próbował przerwać trener Vervy Andrea Anastasi, ale Bieniek nic sobie z tego nie robił i doprowadził do wyniku 15:8. Wydawało się, że takiej przewagi nie sposób zmarnować. Tyle że warszawianie nie zwiesili głów, przeprowadzili kilka efektownych akcji i zmniejszyli straty do zaledwie dwóch punktów. Po przerwie na prośbę Gogola gospodarze zdołali jednak opanować drżące dłonie i ostatecznie wygrali 25:20. W kolejnym secie bełchatowianie nadal byli w natarciu. Przy ich prowadzeniu 5:2 Anastasi w mocnych słowach zrugał jednak swoich siatkarzy. To przyniosło piorunujące skutki - najpierw, przy serwisie Michała Superlaka, warszawianie szybko wyrównali, a po chwili prowadzili 11:8. Gospodarze mieli problemy w ataku, za słabą skuteczność zmianą zapłacił Karol Kłos, którego zastąpił Norbert Huber. Do odrobienia strat ponownie poprowadził ich jednak Petković i przed rozstrzygającymi fragmentami seta tracili do warszawian tylko punkt. W końcówce jeszcze jednym asem serwisowym popisał się Bieniek, a wygraną 29:27 zapewnił gospodarzom atak Katicia. Żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć rywalom również na początku czwartej partii. PGE Skrę na barkach wciąż dźwigał Petković, który w całym spotkaniu atakował ponad 30 razy. Po drugiej stronie zawodzić zaczął Grobelny i zastąpił go Artur Szalpuk. To gospodarze objęli jednak prowadzenie 13:11, a przed ostatnim fragmentem seta ich przewaga wzrosła do czterech punktów. Ponownie brał w tym udział Bieniek - niemal za każdym razem, gdy stawał w polu zagrywki, zdobywał dla PGE Skry co najmniej punkt. Czwartą partię zakończył Petković, wybrany MVP spotkania. Dzięki zwycięstwu bełchatowianie zrównali się punktami z Vervą. Mają sporą szansę na kolejny awans, bo po powrocie z Tatarstanu zakończą sezon zasadniczy spotkaniem z MKS-em Będzin, czyli czerwoną latarnią ligi. Warszawian czeka zaś jeszcze starcie z przeciwnikiem z drugiego końca tabeli - liderującą w niej Grupą Azoty ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle. PGE Skra Bełchatów - Verva Warszawa Orlen Paliwa 3:1 (17:25, 25:20, 29:27, 25:19) PGE Skra: Petković, Kłos, Ebadipour, Łomacz, Bieniek, Katić - Piechocki (libero) oraz Huber, Sawicki Verva: Superlak, Wrona, Grobelny, Trinidad, Nowakowski, Kwolek - Wojtaszek (libero) oraz Szalpuk Damian Gołąb