Damian Gołąb, Interia: Ostatnie tygodnie były dla Stali Nysa udane, ale potem przyszła wyraźna porażka w Olsztynie z Indykpolem. Czego zabrakło do lepszego wyniku? Marcin Komenda, rozgrywający Stali Nysa: Trudno wskazać jeden element. Nie do końca dobrze weszliśmy w to spotkanie. Po zwycięstwach ze Skrą i Jastrzębskim Węglem oraz punkcie zdobytym w Warszawie rozpoczęliśmy mecz z dużym spokojem. A jednak w tej lidze za każdym razem trzeba dawać z siebie 120 procent i walczyć o każdą piłkę. W Olsztynie weszliśmy w mecz bez wielkiej woli walki, a jesteśmy zespołem, który na tym bazuje. Potrzebowaliśmy trochę czasu, obudziliśmy się w połowie drugiego seta, ale to było za późno. Trzeci set wyglądał dobrze, to było jednak za mało, by wygrać to spotkanie. Bardzo nam szkoda, ale czasem taki kubeł zimnej wody jest potrzebny. Mam nadzieję, że we wtorek w meczu z Cuprum Lubin pokażemy wielką wolę walki i determinację. Jestem przekonany, że jeżeli tak będzie, wynik będzie dla nas korzystny. Wcześniej wasze zwycięstwa ze Skrą i Jastrzębskim Węglem zostały jednak odebrane wręcz jako sensacja. Skąd takie wyniki? Wcześniej wygraliście tylko jedno spotkanie. - Potrzebowaliśmy czasu, żeby się poznać, wypracować odpowiednie zgranie. W zespole było kilka nowych twarzy, a w takich sytuacjach zawsze potrzeba czasu. Na pewno drużyny bazujące na składzie z poprzedniego sezonu miały łatwiejszy początek. To był dla nich handicap. Teraz wszystko się zaciera. Większość zespołów jest na tyle zgranych, że decyduje dyspozycja dnia, aktualna forma i zaangażowanie. Z tygodnia na tydzień idziemy do przodu. Wszystko zaczyna się od dobrego treningu i dobrej atmosfery. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Poprzednio było trochę nerwów? Długo czekaliście na pierwszą wygraną. - Na pewno. Nigdy nie jest przyjemnie zaczynać od kilku porażek. Tym bardziej że w paru spotkaniach mieliśmy sporo szans na zwycięstwo, przegrywaliśmy po tie-breakach. To pokazywało, że mamy duży potencjał, tylko nie potrafimy postawić kropki nad “i". W tych momentach brakowało chyba zgrania i wyrachowania w końcówkach. Nie uważam, byśmy byli słabsi od jakiegoś zespołu, z którym przegraliśmy w tie-breaku. Tych porażek było nam bardzo szkoda. Ale czas pokazał, że idziemy w dobrą stronę. Zwycięstwa, które mamy na koncie, są cenne, ale jeszcze parę meczów chcielibyśmy wygrać. Mamy potencjał. Dopadła was prawdziwa klątwa tie-breaków, przegraliście ich w tym sezonie aż siedem. Zastanawialiście się, z czego to wynika? - Mimo wszystko siedem przegranych tie-breaków to siedem punktów, cennych w perspektywie całego sezonu. Zastanawialiśmy się jednak, skąd biorą się te porażki. Może w trzech przypadkach mieliśmy wszystko w swoich rękach, poza tym od samego początku piątego seta rywal stawiał nas pod ścianą. Nie ma co ukrywać, że siedem przegranych tie-breaków na siedem możliwych to sytuacja bez precedensu, która nie powinna nam się zdarzyć. Mamy przecież w drużynie zawodników, którzy potrafią wziąć na barki odpowiedzialność. Liczymy, że może rozegramy jeszcze w tym sezonie tie-breaka i go wygramy. Wtedy na pewno przyjdzie ulga, której nam potrzeba. Zaczynacie też wyglądać na drużynę własnego podwórka. W tabeli złożonej wyłącznie z meczów u siebie Stal niewiele traci do czołowej ósemki. - U siebie czujemy się bardzo dobrze, znamy swoją halę od podszewki. Biorąc pod uwagę fakt, że teraz mamy dwa mecze u siebie, z Cuprum i Treflem Gdańsk, liczymy na dobre wyniki. Pokazaliśmy, że jesteśmy tutaj bardzo groźni i nikt nie może nas lekceważyć, Po ostatnich zwycięstwach spokojniej patrzycie w tę właściwą tabelę? - Nad ostatnim MKS-em Będzin mamy dużą przewagę, ale liczymy, że uda nam się jeszcze prześcignąć kolejne zespoły. Oczywiście przed sezonem celem było utrzymanie i jesteśmy blisko jego realizacji, ale każdy z nas ma ambicje i chce wygrywać. Mamy spokój, staramy się jednak patrzeć w górę. A biorąc pod uwagę nasz terminarz - w najbliższych meczach spotkamy się z sąsiadami w tabeli - wszystko mamy w swoich rękach. W ostatnich spotkaniach w drużynie wyróżnia się Wassim Ben Tara, czyli nowy człowiek na boiskach PlusLigi, choć z polskimi korzeniami. Jak układa się pana współpraca z tunezyjskim atakującym? - Aktualnie to lider naszej drużyny, tego oczekuje się od atakującego. Spisuje się znakomicie. Jest bardzo pracowitym zawodnikiem, mogę wypowiadać się o nim w samych superlatywach. Cenię sobie ludzi, którzy ciężko pracują. Wassim jest naszą groźną bronią w ofensywie, myślę, że całkowicie spełnia oczekiwania. Do tego jest bardzo fajnym, pozytywnym człowiekiem.