Długo, bardzo długo czekaliśmy na tę chwilę, ale warto było. W piątek inauguruje rozgrywki PlusLiga. Wszyscy stęsknili się za graniem, rywalizacją, możliwością oglądania spotkań na żywo w halach. Niektórzy będą na tę przyjemność musieli, z powodu obostrzeń, jeszcze trochę zaczekać, ale najważniejsze jest to, że znów usłyszymy gwizdek sędziego i będzie można zacząć grę. Oby do końca i oby w zdrowiu. Tego sobie na starcie rozgrywek życzmy nawzajem.Władze naszej ligi oraz prezesi klubów podjęli w marcu jedyną słuszną decyzję i zakończyli ligowe rozgrywki w sezonie 2019/20. Z okazji jubileuszów 20-lecia PlusLigi i 15-lecia LSK ten sezon miał być wyjątkowy i... był. Cytując klasyka można śmiało powiedzieć, że nie zapomnimy go nigdy. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że u panów sportowo był to chyba najlepszy sezon w historii i szkoda, że za jakiś czas nikt o tym nie będzie w ogóle pamiętał. Patrząc na końcowe rozstrzygnięcia sezonu 2019/2020 na wszelkie sposoby odmieniane będą tylko dwa słowa - epidemia i pandemia. Teraz jednak otwieramy nowy rozdział - sezon 2020/21 startuje już w piątek i wcale nie musi być gorszy od tego niedokończonego. Kto wie, może będzie nawet ciekawszy, bo praktycznie wszystkim naszym klubom udało się przejść przez ten trudny czas suchą stopą, w zasadzie nikt się znacząco nie osłabił, a niektórzy całkiem nieźle się wzmocnili. Spory ruch transferowy O ruchach kadrowych pisaliśmy na naszych łamach regularnie. Dzisiaj w przededniu inauguracji nowego sezonu możemy podkreślić, że było ich dość sporo, co wynika z faktu, że siatkarskich transferów nijak nie da się zestawić z tymi piłkarskimi i tak naprawdę ani klubom, ani zawodnikom nie opłaca się podpisywać długoterminowych umów. Można je natomiast umiejętnie przedłużać i tutaj najlepszym przykładem jest rozgrywający Grupy Azoty ZAKSA Benjamin Toniutti. Pochodzący z Miluzy, 31-letni reprezentant Francji przyjechał do Polski w 2015 roku. Ten sezon będzie dla niego zatem już szóstym spędzonym w barwach klubu z Kędzierzyna-Koźla. Ligowi rekordziści... W Polskiej Lidze Siatkówki mamy dwóch rekordzistów, którzy w jednym klubie spędzili siedemnaście sezonów. Pierwszym z nich jest Łukasz Rudzewicz, który w Ślepsku Suwałki występuje od 2003 r. i przeszedł z nim wszystkie szczeble rozgrywkowe. Drugim siatkarzem jest Mariusz Wlazły, który po siedemnastu sezonach spędzonych w Skrze Bełchatów zmienił klubowe barwy i przeniósł się do Trefla Gdańsk, co też było jednym z najważniejszych wydarzeń ligowej przerwy. Wystarczy spojrzeć w sportowe CV Wlazłego: 17 sezonów w zawodowej lidze i to w jednym klubie, 444 rozegrane mecze, 13 medali mistrzostw Polski w tym dziewięć tytułów mistrzowskich. Do tego siedem Pucharów Polski i cztery Superpuchary Polski, po trzy medale Ligi Mistrzów i Klubowych Mistrzostw Świata oraz niezliczona liczba nagród indywidualnych. Jeśli dodamy tu sukcesy z reprezentacją osiągane jako gracza Skry z mistrzostwem świata 2014 i nagrodą MVP turnieju na czele, to będziemy mieli obraz prawdziwego giganta - najlepszego z najlepszych. PlusLiga: Największe hity transferowe przed sezonem 2020/21 Z ciekawostek liczbowych dotyczących zawodników warto zwrócić uwagę na Zbigniewa Bartmana, który po zagranicznych wojażach wrócił przed rokiem do Polski i reprezentował barwy Asseco Resovii Rzeszów. Teraz przeniósł się do Nysy i tu wspomniana ciekawostka - Stał będzie w sumie 18 klubem reprezentowanym przez "Zibiego" w jego szesnastoletniej karierze na zawodowych boiskach. Powrót "Zwierza" Turnieje towarzyskie oraz przede wszystkim rozegrany podczas minionego weekendu Superpuchar Mistrzów Polski Dwudziestolecia Polsatu Sport pokazały, że poziom rywalizacji będzie stał na bardzo wysokim poziomie, a chętnych do wgrania rozgrywek przynajmniej kilku, na czele z ZAKS-ą, która na rynku transferowym w porównaniu do innych drużyn była dość oszczędna, ale nic nie straciła ze swojej jakości, wręcz przeciwnie - powrót do składu po chorobie Łukasza Kaczmarka i przyjście do drużyny Jakuba Kochanowskiego, to chyba najlepsze wieści jakie mogły spłynąć na sympatyków klubu z Kędzierzyna-Koźla. Szczególnie jeśli chodzi o "Zwierza", który w Arłamowie szalał w ataku, po raz kolejny potwierdzając też niemałe umiejętności... piłkarskie zdobywając jeden z punktów zagraniem nogą. Kto nie ryzykuje nie pije szampana? Ciekawe, jak będzie wyglądała PGE Skra Bełchatów, która dokonała przed sezonem dwóch wielkich transferów kontraktując u siebie naszego mistrza świata, środkowego Mateusza Bieńka oraz reprezentanta USA, jednego z najlepszych przyjmujących na świecie Taylora Sandera. Ten drugi transfer obarczony był - i można powiedzieć, że chyba cały czas jest - dość dużym ryzykiem, bo Amerykanin z powodu kontuzji nie grał praktycznie przez rok, a jak mówią mądrzy ludzie - aby wrócić do stuprocentowej formy sprzed kontuzji - potrzeba dokładnie tyle samo czasu, ile trwała przerwa w treningach. Z drugiej strony jest takie mądre powiedzenie, które mówi, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Na razie Sander prowadzony jest indywidualnie, pokazał się podczas towarzyskiego turnieju "Giganci Siatkówki" w Kępnie, ale na Superpuchar Mistrzów Polski do Arłamowa już nie przyjechał. Bieniek też niedawno przechodził zabieg, ale proces rehabilitacji i powrotu na boisko w jego przypadku przeszedł bardzo łagodnie i dość szybko, co nie zmienia faktu, że sztab szkoleniowy Skry musi cały czas dmuchać i chuchać na tego siatkarza, aby uniknąć niepotrzebnych przygód ze zdrowiem.