Maciej Słomiński, Interia: Rozmawiałem przed sezonem z prezesem Trefla, Dariuszem Gadomskim, który mówił mi.in, że: "(...) oprócz dwóch meczów z Jastrzębiem gdzie grał poprzednio, Lukas Kampa może siedzieć na ławce. Lukas będzie wielkim wsparciem dla Łukasza Kozuba, obecność Kampy to najlepsze, co mogło go spotkać". Nie do końca plan prezesa się sprawdził, bo jest już pan w wyjściowej szóstce i nawet został MVP meczu z Cuprum Lubin. Lukas Kampa, siatkarz Trefla Gdańsk: - Na tym etapie mojej kariery mogę dać drużynie coś więcej niż samą grę w siatkówkę. Dla mnie zawsze była i będzie najważniejsza drużyna. Siatkówka to sport zespołowy. Chcemy wygrywać, nieważne kto gra. Czyli siedzenie na ławce nie byłoby dla pana problemem? - Najmniejszym. Rozmawiam dużo z trenerem, miałem operację kolana, nie byliśmy pewni jak będzie z moim zdrowiem, dlatego sezon w wyjściowym składzie zaczął Łukasz Kozub. Teraz gram ja, ale Kozub dostanie swoje szanse. Musi je dostać, widzę jak ciężko trenuje, nieraz już pokazał swoje umiejętności, jest w stanie kierować drużyną. Widzi pan w nim potencjał? - Zdecydowanie. Właśnie skończył 24 lata, ja mając tyle lat grałem w Niemczech, a on już od kilku lat jest w PlusLidze. Wielka przyszłość przed nim. W niedzielę (godz. 17.30) Trefl Gdańsk zagra z Jastrzębskim Weglem, w którym występował pan pięć lat i w zeszłym sezonie zdobył mistrzostwo Polski. To nie będzie dla pana zwykły mecz. - Na pewno spotkam się kilkoma znajomymi, m.in. z Kubą Popiwczakiem. Czułem się bardzo dobrze w Jastrzębiu, dostałem duże zaufanie, z tym klubem wiązało mnie coś więcej niż kontrakt. Dziękuję wszystkim za ten czas, ale dziś jestem po drugiej stronie. W Gdańsku jest mój dom, na tym się skupiam. Będzie na pewno emocjonalnie, już to czuję, już nie mogę się doczekać. Przede wszystkim chcę zagrać dobra siatkówkę, po to tam jadę. Myśli pan, że Jastrzębiu w niedzielę może pomóc wiedza na temat pańskiego sposobu grania? - Nie, skądże! Skąd ten pomysł? (śmiech). Oczywiście, żartuję. Oni wiedzą jak lubię grać, ale to działa w dwie strony, ja też znam drużynę Jastrzębskiego Węgla. Myślę, że nie to w niedzielę zdecyduje o rezultacie meczu. Dla mnie to będzie specjalny mecz, dla reszty drużyny normalny. Najważniejsze dla nas, by zagrać na dobrym poziomie. PlusLiga. Lukas Kampa wraca do Jastrzębia W poprzednim sezonie przed turniejem finałowym o Puchar Polski rozmawiałem z pana rodakiem Moritzem Reichertem i zawodnikiem Trefla. Był pełen nadziei przed półfinałem z Jastrzębiem, tymczasem pana ówczesna drużyna zmiotła gdańszczan 3:0. Po meczu trener "Lwów" powiedział, że tego dnia Jastrzębie wygrałoby nawet z faworyzowaną ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. I tak się stało - za kilka tygodni wygraliście PlusLigę. - Przez cały sezon wierzyliśmy, że możemy ich pokonać. Nie ma jednej diagnozy dlaczego tak się stało. Wydaje mi się, że mecze finałowe ZAKSA zagrała nieco słabiej, a my na naszym najwyższym poziomie. Spotkania finałowe słabo zaczynaliśmy, by potem wrócić do meczu. Może oni czuli, że szala przechyla się na ich korzyść i byli zbyt pewni siebie? Tyle lat gram w siatkówkę i uwierz mi, że nie ma jednej oczywistej odpowiedzi. W trakcie sezonu był pan kapitanem Jastrzebia, by w pewnym momencie oddać opaskę. Zbiegło się to w czasie z informacją, że na następny sezon do Jastrzębia zakontraktowany zostanie Benjamin Toniutti. - Nie chcę zbyt wylewnie wypowiadać się na ten temat. Chodziło o sposób w jaki traktujesz innego człowieka, o szacunek. Resztę zachowam dla siebie, nikt nie zyska na tym, gdybym poruszał takie kwestie publicznie. Mówiło się, że miał pan wrócić do Niemiec, wylądował pan jednak w Gdańsku. Kiedy oferta Trefla pojawiła się na horyzoncie? - Zabawna historia, bo od razu gdy trafiłem do Polski, do Radomia, rozmawiałem z Wojtkiem Żalińskim, który wcześniej był w Treflu. On już wtedy bardzo mi polecał Gdańsk, fajne miasto i fajna drużyna. Cały czas miałem w głowie Gdańsk i Trefla. Był plan, by wracać do Niemiec, mój starszy syn miał iść do szkoły w Niemczech. Jednak sytuacja siatkówki w mojej ojczyźnie przez COVID-19 nie jest łatwa. Zbyt mocno lubię Polskę i PlusLigę, żeby je opuszczać. Rozmawiałem z menedżerem czy jest szansa zagrać w Gdańsku. Udało się, jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem zostać w Polsce, że jestem w Treflu Gdańsk. Podpisałem kontrakt: rok + rok + rok. Dlaczego taki? - Nie byłem pewien jak rozwinie się sytuacja z dziećmi i ich szkołą. Na razie cała rodzina czuje się świetnie nad morzem. Mam nadzieję, że tak zostanie i że klub będzie mnie chciał. W sporcie ciężko powiedzieć co będzie za rok czy dwa. Podobno Mariusz Wlazły został namówiony na grę w Gdańsku, gdy prezes Trefla zabrał go na dach Ergo Areny, skąd widać zatokę, plażę itd. W Jastrzębiu tego nie ma. - Bardzo dobrze się tu mieszka. Nie da się ukryć, że w Jastrzębiu nie ma plaży, co nie znaczy, że tam źle się czułem. Jednak ewidentnie w Gdańsku powietrze jest lepsze. Nie zapominajmy jednak, że jestem zawodnikiem, jestem tu po to, by grać w siatkówkę, nie wylegiwać się na plaży. Jakby pan porównał oba kluby organizacyjnie? Jastrzębski Węgiel jest na topie od kiedy pamiętam, a Trefl Gdańsk to drużyna pukająca do czołówki. - Nie widzę wielkiej różnicy pod względem organizacji, Trefl stoi na bardzo dobrym poziomie. Może brakuje nawierzchni Taraflex, czyli parkietu w sali treningowej, ale prezes o tym wie i obiecał pomóc (śmiech). Tak na poważnie to to oczywiście ma związek z tym, że w tej samej sali trenują koszykarze. Wracając do porównania - dziś oba kluby mają inne cele i ambicje ale wydaje mi się, że w Gdańsku można zbudować coś dużego. Gdy trafiłem do Jastrzębia też nie byli w czołówce tabeli. W zeszłym sezonie kibice Trefla nabrali apetytu po rundzie zasadniczej, gdy był na trzecim miejscu PlusLigi. Jednak później w pierwszej rundzie play-off gdańszczanie przegrali z Warszawą, to był dla fanów "Lwów" spory zawód, chociaż prezes i trener Michał Winiarski byli z rozgrywek zadowoleni. - I słusznie, to był dobry sezon dla Trefla Gdańsk. Gdy coś budujesz, zawsze są ciężkie momenty. Teraz jest najważniejszy moment, musimy być drużyną, by wejść na wyższy poziom. W Jastrzębiu też mieliśmy ciężkie momenty, ale od tego jest drużyna żeby przejść to razem. W listopadzie Trefl ma serię ciężkich meczów - Jastrzębie, potem ZAKSA, Warszawa i Skra Bełchatów. - Cztery ciężkie mecze i potem 12 kolejnych ciężkich. Musimy patrzeć na siebie, nie na rywali. Najważniejsze, żeby w każdym z meczów zrobić krok do przodu i grać coraz lepiej. W żadnym z tych czterech meczów nie jesteście faworytem - Widziałem krótki wywiad, w którym zawodnicy Jastrzębia chcą wygrać za trzy punkty. Nie obrażamy się, oni muszą tak mówić. My musimy zagrać dobrze, musimy walczyć, ciągle się poprawiać. Widzę jak trenujemy, widzę nasz potencjał. Wiem, że będzie dobrze. PlusLiga. Lukas Kampa lubi Vitala Heynena W Ergo Arenie po jednym z meczów rozmawiałem z Vitalem Heynenem, mówił ze pił z panem kawę - znacie się z reprezentacji Niemiec. Kilka dni później spotkałem się z prezesem Trefla, który mówił że nie zatrudniłby tego szkoleniowca. - Ja lubię Heynena, mieliśmy razem dobry czas w reprezentacji, dostałem od niego duże zaufanie. Współpracowało nam się bardzo dobrze. Na szczęście to nie moja rola wybierać trenera dla kadry Polski. Mówi się, że trener Trefla Michał Winiarski może kiedyś zostać trenerem reprezentacji. - Często żartujemy w szatni, ze gdy jeszcze był zawodnikiem, gdy miał grać przeciw Niemcom często miał kontuzję, z obaw przede mną (śmiech). Michał na pewno ma potencjał, to dobry trener, który może być jeszcze lepszy. To dopiero jego trzeci rok samodzielnej pracy. Myślę, że jego czas w kadrze nadejdzie, mam nadzieje, że jeszcze nie teraz - wolę, żeby na razie został w Gdańsku. To mądry chłopak, wie, co musi zrobić, żeby wejść na wyższy poziom. Moim zdaniem ma jeszcze czas. Znalazłem informację, że pana ojciec był siatkarzem i po karierze został lekarzem. - Tata skończył karierę, gdy miał 26 lat. Nie było tak, że wówczas zaczął naukę, już podczas kariery studiował. To były inne czasy. Nie wiem czy za grę w siatkówkę dostawał pieniądze, które starczyły na benzynę. Zawdzięczam mu za to, że wniósł siatkówkę do naszego domu. Jest moim wielkim kibicem, zawsze po meczu tata ma swoje pomysły i tłumaczy mi co mogłem zrobić lepiej. Cierpliwie tego słucham i wyjaśniam, że dziś świat i siatkówka wyglądają inaczej. Zbliża się pan do końca kariery swojej, czy jest jakaś decyzja, której pan żałuje? - Nie, niczego nie żałuję, jestem bardzo szczęśliwy. Może były jedna lub dwie zmiany klubu za dużo? Z drugiej strony w Jastrzębiu grałem aż pięć lat. Gdy podejmowałem jakąś decyzję, czułem, że robię na tę chwilę najlepiej. Jak miałbym żałować, jeśli w danym momencie wybrałem najlepiej dla siebie i dla swojej rodziny? Jestem bardzo zadowolony, że wciąż mogę grać w siatkówkę i robić to co kocham. Myślał pan co będzie robił po karierze? Kontrakt z Treflem to pana ostatni zawodowy kontrakt? - Zobaczymy. Dzięki temu, że jestem otoczony przez młodszych siatkarzy, wciąż czuję się młodo. Siatkarze są coraz bardziej długowieczni. Zobacz ile dobrych starszych graczy nadal gra na wysokim poziomie, Mikko Esko świetnie wystawiał w reprezentacji Finlandii podczas mistrzostw Europy. To naprawdę niesamowite jak dobrze mówi pan po polsku. Czy jest coś co w naszym języku pana zaskakuje? - Codziennie. Każdego dnia poznaję nowe słowa i uważam, że mój polski mógłby być jeszcze lepszy. Nie jestem zadowolony z mojego poziomu, wciąż robię wiele błędów. Trener piłkarskiej drużyny Pogoni Szczecin, Kosta Runjaić jest Niemcem z chorwackim pochodzeniem. Jest w naszym kraju od czterech lat i ani razu nie wypowiedział się publicznie po polsku. - Dla mnie to dziwne. Nauka języka to była indywidualna decyzja, od początku było dla mnie jasne, że chcę chociaż spróbować nauczyć się języka. Przez pierwsze dwa lata nie rozumiałem nic, dopiero później nauka przyszła łatwiej. Tu jest dziś mój dom, więc muszę znać polski, jeśli chcę rozmawiać z kibicami po meczu, udzielać wywiadów itd. To ja jestem w gościach, nie mogę oczekiwać, że Polacy którzy są u siebie w domu będą mówić po angielsku czy po niemiecku. Oglądam siatkówkę po polsku, w telefonie mam słownik. Cały czas się uczę. Dałby pan radę przeczytać książkę po polsku? - Tylko dla dzieci, razem z nimi czytam, jestem na ich poziomie (śmiech). Mówiliśmy o piłce nożnej, pochodzi pan z Bochum. Tamtejszy klub VfL wrócił do Bundesligi. - Tak, po 11 latach. Mamy wielkie tradycje, kiedyś pokonaliśmy Ajax Amsterdam. W Treflu jest zasada, że nie można mieć telefonów przy posiłkach. Wyjątkiem jest, gdy jest jakiś ważny mecz w siatkówkę oraz gdy gra Liverpool i Man Utd, tego typu globalne marki, które mają wielu kibiców w naszej drużynie. Od kiedy ja jestem w Treflu do tego elitarnego grona dołączył VfL Bochum, ich mecze też można oglądać (śmiech). Rozmawiał Maciej Słomiński