O tytuł zagrają dwie najlepsze drużyny obecnych i poprzednich rozgrywek. W tym sezonie ZAKSA i PGE Skra zajęły czołowe miejsca po rundzie zasadniczej, a do finału awansowały po zaciętych półfinałowych starciach rozstrzyganych w tie-breakach. Oba kluby spotkały się też ubiegłorocznym finale, w którym dość pewnie triumfowali kędzierzynianie (3:0 i 3:1). "Mamy rachunki do wyrównania z tamtego sezonu. Mam nadzieję, że staniemy na wysokości zadania i nie będzie tak, jak w tamtym roku. Czuliśmy wtedy niedosyt, bo ZAKSA wygrała zbyt łatwo. Wierzę, że teraz postawimy trudniejsze warunki" - powiedział Kłos, który z PGE Skrą wywalczył dwa mistrzowskie tytuły. Bełchatowianie, którzy do tej pory osiem razy stawali na najwyższym stopniu podium, będą walczyli o odzyskanie złota po czterech latach. Jak przyznał prezes tego klubu Konrad Piechocki, z takim celem jego zespół przystąpi do finałów. "Marzymy o tym, żeby mistrzostwo wróciło do Bełchatowa" - zaznaczył. W jego opinii ważnym krokiem do spełnienia tego marzenia będzie zwycięstwo w pierwszym spotkaniu, które PGE Skra rozegra przed własną publicznością. "Wygrana mocno otworzy drogę do złota. W moim przekonaniu ten, kto zwycięży w tym spotkaniu, zbuduje sobie sporą przewagę psychologiczną i może być bardzo blisko sukcesu. Kiedy się wygrywa, inaczej znosi się zmęczenie, a uważam, że na tym etapie fizyczność może mieć ogromne znaczenie. Oba zespoły mają za sobą dwa pięciosetowe półfinały i niewiele czasu na regenerację. Kto lepiej wytrzyma pod względem fizycznym, może wygrać mistrzostwo" - ocenił Piechocki. Wskazując na atuty rywali zwracał uwagę na wyrównany skład o dużym potencjale umiejętności i ważną rolę dyrygującego ekipą ZAKS-y francuskiego rozgrywającego Benjamina Toniuttiego. "To mózg tej drużyny, ale my też mamy swoje argumenty i uważam, że Grzesiu Łomacz jest w stanie poprowadzić nas do mistrzostwa" - podkreślił szef PGE Skry. W drodze do finału podopieczni włoskiego trenera Roberto Piazzy wyeliminowali Trefl Spot, dwukrotnie zwyciężając 3:2, a ZAKSA w takich samych rozmiarach dwa razy pokonała Indykpol AZS Olsztyn. Zdaniem przyjmującego bełchatowian Bartosza Bednorza o tytuł zagrają dwa najlepsze zespoły w kraju, które prezentują bardzo wysoki poziom. "Pokazywaliśmy to już nie raz grając ze sobą. Myślę, że w finale będzie decydowała dyspozycja dnia i ciężko powiedzieć, kto jest faworytem" - ocenił reprezentant kraju. Pierwszy mecz finałowy w Bełchatowie rozpocznie się w środę o godz. 20.30. Gra toczy się do dwóch zwycięstw. Drugie spotkanie odbędzie się Kędzierzynie-Koźlu w sobotę (godz. 20.30), a ewentualny trzeci pojedynek w niedzielę (20.30). Bełchatowianie po raz 11. wystąpią w finale mistrzostw Polski. Dotychczas triumfowali w ośmiu, a dwa razy musieli zadowolić się srebrem. ZAKSA w swoim dorobku ma siedem mistrzowskich tytułów, w tym dwa wywalczone w ostatnich sezonach. Cztery razy zajmowała drugie miejsce.