W niedzielę w Radomiu jastrzębianie zapewnili sobie drugie miejsce na koniec sezonu zasadniczego PlusLigi. Ich trener Andrea Gardini zapowiedział więc, że w dwóch ostatnich meczach sprawdzi wszystkich zawodników przed decydującymi meczami. Mimo to w środę posłał w bój sprawdzony skład. Jedyną nową twarzą w stosunku do ostatniego spotkania był Rafał Szymura, który jednak w tym sezonie często bywał zawodnikiem podstawowej szóstki. Być może Gardini chciał nieco postraszyć rywali. Warta zajmuje bowiem siódme miejsce w tabeli i bardzo możliwe, że będzie rywalem Jastrzębskiego Węgla w pierwszej rundzie play-off. Niespodziewanie na początku meczu znacznie lepiej prezentowali się jednak zawiercianie. Szybko objęli prowadzenie 10:6. Dobrze w ataku spisywał się Mateusz Malinowski, groźne zagrywki dokładał Patryk Niemiec. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Nie pomagały przerwy na prośbę Gardiniego - w drugiej części seta straty jego zawodników jeszcze wzrosły. Lukas Kampa często grał środkiem, ale tam co chwilę mylił się Jurij Gladyr. Losów partii nie odmienili wprowadzeni w końcówce rezerwowi i gospodarze przegrali 19:25. Dobra forma zawiercian była niespodzianką, bo ostatnie dwa spotkania w lidze przegrali, i to dotkliwie. Kolaković zdecydował się więc na poważne zmiany. Do składu wskoczyli m.in. rezerwowy rozgrywający Gjorgi Gjorgiew oraz libero Krzysztof Andrzejewski, z boku mecz oglądali Maximiliano Cavanna czy Flavio Gualberto. Początek drugiego seta był wyrównany. Szybko dał o sobie znać blok zawiercian, gdy udało im się zatrzymać Al Hachdadiego. Wkrótce w ten sam sposób ostudzili zapał Tomasza Fornala, ale trzypunktowe prowadzenie objęli dopiero dzięki świetnym zagrywkom Malinowskiego. - Wciąż nie ma nas w meczu - denerwował się na swoich zawodników Gardini w czasie przerwy, o jaką poprosił przy stanie 11:8 dla Warty. Po świetnych serwisach Pawła Halaby prowadzenie gości wzrosło do pięciu punktów. Wtedy włoski szkoleniowiec zdecydował się więc na głębsze zmiany. Na parkiecie pojawili się Yacine Louati i Michał Szalacha. Błyskawicznie udało się odrobić straty i objąć prowadzenie 16:15, przede wszystkim dzięki serii bloków Szalachy. Rozpędzeni jastrzębianie okazali się nie do zatrzymania, szybko odskoczyli rywalom na cztery punkty. Wygraną 25:20 przypieczętował atak Fornala. Jedynym, który w końcówce drugiego seta dotrzymywał kroku rywalom, był Malinowski. To za sprawą jego zagrywek goście wyszli na prowadzenie 4:2 w kolejnej partii, a po kilku minutach błąd w przyjęciu Louatiego powiększył przewagę zawiercian do trzech punktów. Wtedy na boisko wkroczył Jakub Bucki, a jego serwisy w dwie minuty doprowadziły do stanu 10:10. Tym razem jednak utrata prowadzenia nie załamała gości. Przy stanie 17:13 dla Warty Gardini wykorzystał drugą w tej partii przerwę. Jego przemowa nie pomogła jednak jastrzębianom, którzy w końcówce seta dali się zupełnie zdominować Warcie i przegrali 20:25. W czwartej partii gospodarze już w pierwszych akcjach stracili dystans do rywali. Największa w tym zasługa bloku Warty, w którym brylował Niemiec. Goście zatrzymali Fornala i Szymurę, który wrócił na boisko na początku seta. W Jastrzębskim Węglu brakowało lidera, jakim po drugiej stronie siatki był Malinowski. Zawiercianie grali z pełną swobodą, stawiając efektowne bloki i wyprowadzając skuteczne kontrataki. Gospodarze popełniali mnóstwo błędów i wyraźnie przegrali 13:25. Dla zawiercian to pierwsza w historii wygrana w hali Jastrzębskiego Węgla. Dzięki niej tracą już tylko punkt do szóstej w tabeli PGE Skry Bełchatów. W sobotę mogą nawet wyprzedzić utytułowanych rywali, grają bowiem z niżej notowaną Stalą Nysa. Jastrzębianie ostatni mecz w sezonie zasadniczym rozegrają dopiero 5 marca z Cuprum Lubin. Jastrzębski Węgiel - Aluron CMC Warta Zawiercie 1:3 (19:25, 25:20, 20:25, 13:25) Jastrzębski: Al Hachdadi, Wiśniewski, Fornal, Kampa, Gladyr, Szymura - Popiwczak (libero) oraz Louati, Bucki, Szalacha, Tervaportti Warta: Malinowski, Kania, Halaba, Gjorgiew, Niemiec, Orczyk - Andrzejewski (libero) Damian Gołąb