Damian Gołąb, Interia: Wystąpiliście w Krakowie w turnieju PreZero Grand Prix, zajmując w nim miejsca 5.-6. Gra w siatkówkę plażową to dobry wstęp do mocniejszych przygotowań? Jakub Bucki, atakujący siatkarskiej Asseco Resovii: Zależy dla kogo. My spotkaliśmy się na piachu kilka razy. Na tle ekipy z Olsztyna, która zaczęła troszkę wcześniej (Indykpol AZS Olsztyn wyeliminował Resovię w ćwierćfinale turnieju, a potem go wygrał - przyp. red.) wyglądaliśmy nieco słabiej. Ale nie ma się co dziwić, dopiero zaczynamy przygotowania. Jako wstęp to dobra opcja. Resovia piąte miejsce zajęła też w ostatnim sezonie halowym. Pan przyszedł jednak chyba do klubu walczyć o zdecydowanie wyższe cele? - Mam nadzieję, że w tym roku wynik będzie lepszy, chociaż liga jest bardzo silna. Jest kilka drużyn, które będą naprawdę mocne. Ale jesteśmy jedną z nich, jestem więc dobrej myśli. Co przekonało mnie do transferu? Spędziłem trzy lata w jednym klubie, zakończone chyba najlepszym możliwym wynikiem, mistrzostwem Polski. Była więc chęć zmiany otoczenia i szukania nowych wrażeń. Rywalizacja o miejsce w składzie będzie pewnie trudna. Maciej Muzaj jako rywal o miejsce w szóstce - to brzmi jak wyzwanie. - Oczywiście. Mam jednak nadzieję, że znajdziemy z Maćkiem wspólny język, by drużyna na tym korzystała. A w trakcie sezonu będziemy mieli silne prawe skrzydło. Jest w panu duża wola walki o pierwszy skład? W ostatnich latach zasłużył pan na miano najlepszego drugiego atakującego w lidze, świetnego zmianowego. - Rzeczywiście mam taką łatkę. Na pewno jednak podejmę rękawicę. Zawsze zależy mi na tym, by drużyna wygrywała. To mój priorytet. Jeśli Maciek będzie grał super, mogę tylko pomagać i dopingować, by trzymał formę. W zespole będzie dużo nowych ludzi. Trudno będzie na nowo poukładać tak odmieniony skład? - Mamy w drużynie wielu chłopaków, którzy znają się z kadry. Grają razem, więc myślę, że nie powinno być tak trudno zbudować relacje w zespole. Są też nowi zawodnicy, ale będziemy starali się wkomponować w trzon zespołu. Każdy wie, że będzie się od nas dużo wymagać. W Rzeszowie zbudowano jednak mocną drużynę. Nie boi się pan “klątwy Resovii"? W ostatnich latach w Rzeszowie niewiele transferów okazało się trafionych. - Ale ja właśnie lubię takie dziwne sytuacje, różne problemy. Mam więc nadzieję, że jakoś odczarujemy w tym sezonie pozycję Resovii i tę klątwę. Rozumiem, że po mistrzostwie Polski trzeba szukać właśnie takich nowych, oryginalnych wyzwań? - Cały czas bardzo krótko gram na najwyższym poziomie, więc każdy sezon dla mnie jest dużą nagrodą. Staram się czerpać z tego jak najwięcej przyjemności. Cały czas czuję się, jakbym był juniorem. Może fizycznie nie zawsze, ale mentalnie staram się cieszyć tym, że mam okazję grać z takimi świetnymi zawodnikami ze światowej czołówki. Wspominał pan o silnej lidze. Którzy z rywali “na papierze" wyglądają na najmocniejszych? - Już nieraz w PlusLidze okazało się, że nie można nikogo lekceważyć. Wszystkie zespoły będą silne. Do mocniejszych drużyn, stałej czwórki, która zawsze walczy w czołówce, dołącza Zawiercie. Wszyscy jednak wcześnie zaczęli przygotowania i każdego trzeba się obawiać. Czołówka jest coraz szersza. Do PlusLigi wraca coraz więcej światowej klasy zawodników, są tu coraz ciekawsze nazwiska. To będzie świetny sezon. W ostatnich tygodniach najwięcej mówiło się jednak nie o lidze, a o turnieju olimpijskim. Złoty medal Francji był dla pana zaskoczeniem? - Tak, tym bardziej że Francja z naszą kadrą rozegrała dopiero pierwszy ćwierćfinał w historii swoich występów na igrzyskach. Spotkanie o złoto było meczem godnym finału. Francja prowadziła 2-0, potem zrobiło się 2-2, a Rosja miała już podobną historię w finale igrzysk, więc tie-break na pewno każdy śledził z dużym zainteresowaniem. Ale myślę, że Francja zasłużyła na zwycięstwo. Nasza kadra? Oczywiście szkoda porażki, ale Francja w tamtym momencie zagrała po prostu lepiej od nas. Najbardziej współczuję chłopakom, którzy mogą nie mieć już okazji jechać na olimpiadę. Dla nich to na pewno ciężkie przeżycie. Ale nie było też tak, że położyliśmy się przed rywalami. Walczyliśmy, a przeciwnik po prostu okazał się silniejszy. Rozmawiał Damian Gołąb