Przed sezonem Skra była uznawana za jednego z faworytów rozgrywek. Drużyna prowadzona przez trenera Michała Mieszko Gogola spisuje się na razie poniżej oczekiwań i zajmuje dopiero siódme miejsce w tabeli PlusLigi. Ostatnio wróciła jednak na ścieżkę zwycięstw, wygrywając po dwa spotkania w lidze oraz Lidze Mistrzów. Damian Gołąb, Interia: Czy po ostatnich meczach można już powiedzieć, że Skra wróciła na właściwe tory? Grzegorz Łomacz, siatkarz Skry Bełchatów: Cieszą nas wyniki. Jesteśmy bardzo blisko awansu do następnej rundy Ligi Mistrzów. Ostatnio wygraliśmy też w dobrym stylu bardzo ważny mecz ze Ślepskiem Suwałki. Na pewno mamy jeszcze dużo rzeczy do nadrobienia z poprzedniej części sezonu, ale mam nadzieję, że poniżej tego poziomu, który teraz prezentujemy, już nie zejdziemy. Potrzebowaliście kilku zwycięstw i dobrego meczu z ZAKS-ą w LM, by nabrać trochę więcej wiary w siebie? - Zawsze zwycięstwa budują, choć z ZAKS-ą akurat przegraliśmy. Zdajemy sobie sprawę, jaki drzemie w nas potencjał i jako drużyna jesteśmy nastawieni na zwycięstwa do końca sezonu. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Gra pan w Bełchatowie od kilku lat. Ujemny bilans w tabeli - więcej porażek niż wygranych - który do niedawna notowała drużyna, mocno pana uwierał? - Tak, myślę, że uwierał nas wszystkich w drużynie, a także wszystkich sympatyków klubu. Pracujemy, robimy wszystko, co możemy, by zmienić ten stan rzeczy i myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Brakowało wam pewności siebie? Pojawiły się nerwy? - Zawsze pojawiają się delikatne zachwiania, jeśli na początku nie idzie dobrze, nie idzie tak, jak oczekiwaliśmy. Ale pracujemy nad tym, cały czas staramy się udoskonalać naszą grę. Chcemy wyjść na prostą, która doprowadzi nas do mistrzostwa Polski. Mecz ze Ślepskiem był wyraźnym sygnałem, że do tej prostej coraz bliżej? Mam wrażenie, że Skrze brakowało trochę takich spotkań, jak to z drużyną z Suwałk, w którym niemal od początku do końca mieliście pełną kontrolę nad grą. - Tak, cieszymy się ze stylu, w którym wygraliśmy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w tym momencie to ważny mecz dla układu tabeli. Jak będzie dalej, zobaczymy, ale na pewno jako drużyna nabraliśmy trochę pewności siebie. Myślę, że teraz się bardziej rozpędzimy. Sporo wątpliwości i pytań wzbudził trener Jacek Nawrocki, który, według słów prezesa Konrada Piechockiego, od pewnego czasu pomaga drużynie. Jak drużyna zareagowała na jego obecność? - Trener Jacek Nawrocki jest doświadczoną osobą i doświadczonym szkoleniowcem. Po prostu pojawił się po to, żeby pomóc drużynie. A my akceptujemy wszystko, co może nam pomóc. Wierzymy w osobę Jacka i w to, że może utrzymać nas na dobrej drodze i jeszcze wywindować w górę. Na czym polega jego pomoc? - Patrzy na różne rzeczy jako osoba neutralna, która nie widziała tego, co działo się wcześniej. Potrafi spojrzeć z boku chłodnym okiem i przekazać nam cenne wskazówki. Pan przed sezonem został kapitanem drużyny, przejmując tę rolę po Mariuszu Wlazłym, żywej ikonie Skry. Pewnie nie było łatwo wejść w jego buty? - Na pewno Mariusz Wlazły na zawsze zostanie legendą Skry Bełchatów. To ewenement na skalę światową. Ja robię, co mogę, to co do mnie należy. Cieszę się, że jestem kapitanem tak wspaniałej drużyny. Na pewno podświadomie czuję odpowiedzialność, ale też staram się w tym wszystkim pozostać sobą. Może szukając przyczyn słabszych wyników z pierwszej fazy sezonu trzeba brać pod uwagę właśnie odejście Wlazłego? Chociaż w poprzednim sezonie nie zawsze grał w pierwszym składzie, ale był jednak ważną postacią zespołu. - Mariusz Wlazły to wartość dodana w każdym zespole, w jakim by się znalazł. Nasza drużyna została jednak skonstruowana w taki, a nie w inny sposób, i my w nią wierzymy. Koncentrujemy się na tym, co mamy. Chcemy wygrywać w obecnym składzie, a mamy naprawdę fantastyczny zespół.