Drużyny z Kędzierzyna-Koźla i Bełchatowa to najbardziej utytułowane polskie kluby XXI wieku. W tym stuleciu łącznie zdobyły aż 15 z 19 tytułów mistrzowskich. Jesienią lepiej radzi sobie jednak ZAKSA, która do piątku w 10 meczach zanotowała komplet zwycięstw. Skra rozegrała tylko jedno spotkanie mniej, ale jej zawodnicy aż cztery razy schodzili z parkietu pokonani. Mimo to starcia obu zespołów pozostają siatkarskimi klasykami, które nawet przy pustych trybunach elektryzują wszystkich kibiców PlusLigi. Początek meczu, jak przystało na hit kolejki, był więc niezwykle wyrównany. Zwłaszcza gospodarze szybko pokazali kilka efektownych akcji, jak wtedy, gdy Jakub Kochanowski w pojedynkę zatrzymał blokiem Karola Kłosa. To Skra jako pierwsza wypracowała sobie jednak minimalną przewagę, gdy po autowym ataku z drugiej linii Kamila Semeniuka prowadziła 8:6. Goście pilnowali tej niewielkiej zaliczki, wkrótce powiększając ją o jeden punkt. Ich grą w pierwszym secie udanie kierował rozgrywający Grzegorz Łomacz, który wrócił już do pełni sił po niedawnych problemach ze zdrowiem. Kędzierzynianom w odrobieniu strat przeszkadzały błędy w polu serwisowym, ale gdy wreszcie punkt zagrywką zdobył Benjamin Toniutti, tuż przed końcówką partii dopadli rywali. Kluczowy dla losów seta okazał się jednak blok gości na Łukaszu Kaczmarku, po którym Skra objęła prowadzenie 23:21. Po kilku chwilach zamieniła je na wygraną partię. Kaczmarek, podobnie jak Aleksander Śliwka, pojawił się w pierwszej szóstce po raz pierwszy po przerwie spowodowanej koronawirusem. Problemy miał jednak przede wszystkim Semeniuk. Jeden z najlepszych siatkarzy obecnego sezonu w pierwszym secie skończył zaledwie trzy na trzynaście ataków. W drugim również gra od początku nie układała się gospodarzom - Skra szybko wyszła na prowadzenie 6:3. W drużynie z Bełchatowa dobrze radził sobie zwłaszcza Bartosz Filipiak, który na dobre wywalczył już sobie pozycję atakującego numer jeden w zespole. Po bloku Kłosa na Semeniuku przewaga gości wzrosła do czterech punktów. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla długo nie potrafili złapać rytmu, dzięki któremu dotąd byli w tym sezonie maszynką do wygrywania. A gościom udawały się nawet najbardziej wymyślne akcje, takie jak ta, w której Kłos świetnie rozegrał piłkę przez plecy do Milana Katicia. Wystarczyła jednak słabsza chwila Filipiaka, by ZAKSA błyskawicznie odrobiła straty. Gospodarze zdobyli aż sześć punktów z rzędu i objęli prowadzenie 23:20. Po chwili piłkę setową atakiem z lewego skrzydła wykorzystał Śliwka. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij!Zapaść bełchatowian przeciągnęła się na początek następnej partii. Zanim się obejrzeli, rywale prowadzili 5:1. Mistrzowie Polski udzielili Skrze lekcji, jak pilnować raz uzyskanej przewagi. Bezlitośnie wykorzystywali błędy gości, nie pomogła przerwa na żądanie trenera Michała Mieszka Gogola. Jego siatkarze mieli duże kłopoty z przyjęciem, których nie rozwiązał wprowadzony na boisko Mikołaj Sawicki. ZAKSA zupełnie rozbiła rywali, wypracowując olbrzymią przewagę. Partia zakończyła się jej wygraną 25:13. Na czwartą partię bełchatowianie wyszli jednak zdecydowanie bardziej skoncentrowani. Nie pozwolili, by rywale im odskoczyli, a prowadzenie w secie przechodziło z rąk do rąk. Gospodarze przełamali ten schemat po kontrataku zakończonym skutecznym zbiciem Semeniuka, po którym prowadzili 10:8. Później różnica na korzyść gospodarzy wzrosła do trzech punktów i wydawało się, że czeka ich autostrada do zwycięstwa. Siatkarze Skry zdołali jednak wyrównać - po zablokowanym ataku Davida Smitha na tablicy wyników pojawił się remis 19:19. Po chwili po jednej z interwencji w krzesła obok boiska wpadł Kacper Piechocki, libero gości. Mocno poobijanego zawodnika musiał zastąpić Robert Milczarek, ale bełchatowianie nie stracili rytmu i zbudowali sobie przewagę dwóch punktów. Po dwóch akcjach ZAKSA jednak wyrównała. Choć gospodarze mieli już piłkę meczową, emocjonująca gra na przewagi zakończyła się wygraną Skry. Na decydującą partię w szóstce gospodarzy zameldował się środkowy Krzysztof Rejno. Szybko zdobył punkt zagrywką, ale na parkiecie przez kilka minut trwała wymiana ciosów. Przy linii bocznej szalał szkoleniowiec ZAKS-y Nikola Grbić, a na boisku jego zawodnicy grali coraz lepiej. Prowadzenie 9:4 zwiastowało duże kłopoty dla Skry. Bełchatowianom nie udało się z nich już wykaraskać - wygraną w tie-breaku przypieczętował blok gospodarzy na Katiciu.Bełchatowianom na pocieszenie zostaje punkt - jako pierwsi w tym sezonie zmusili ZAKS-ę do pięciosetowego boju. Już niedługo będą mieć też okazję do rewanżu. We wtorek obie drużyny ponownie spotkają się bowiem w Kędzierzynie-Koźlu. Tym razem w ramach Ligi Mistrzów, gdzie rywalizują w grupie A. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów 3:2 (22:25, 25:23, 25:13, 26:28, 15:7) ZAKSA: Semeniuk, Kochanowski, Toniutti, Śliwka, Smith, Kaczmarek - Zatorski (libero) oraz Kluth, Rejno Skra: Katić, Bieniek, Łomacz, Ebadipour, Kłos, Filipiak - Piechocki (libero) oraz Sawicki, Mitić, Milczarek Damian Gołąb